Z ostatniej chwili
Prof. Leszek Szenborn o powrocie dzieci do szkół

Prof. Leszek Szenborn o powrocie dzieci do szkół


W poniedziałek 21 lutego do nauki stacjonarnej wracają wszyscy uczniowie. Prof. Leszek Szenborn, kierownik Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu i członek Rady ds. COVID-19, uważa, że to właściwa decyzja w sytuacji, gdy od dawna istnieje możliwość szczepienia przeciwko COVID-19 uczniów w każdym wieku. Od wielu miesięcy mogą się szczepić dzieci w wieku 12-17 lat, a od grudnia ubiegłego roku także te najmłodsze w wieku  5-11 lat.

– Wszyscy, którzy chcieli coś zrobić dla swego zdrowia,  mogli się zaszczepić – mówi prof. Leszek Szenborn. – Jeśli ktoś nie boi się zachorowania swojego dziecka, tym bardziej nie powinien się bać jego powrotu do szkoły.
Prof. Szenborn podkreśla, że liczba zakażeń spada, a w kierowanej przez niego Klinice Pediatrii i Chorób Infekcyjnych USK nie ma obecnie żadnego pacjenta z COVID-19 w ciężkim stanie. W jego opinii zakaz chodzenia do szkoły i nauczanie zdalne były uzasadnione w sytuacji przepełnienia szpitali oraz gdy jako populacja oczekiwaliśmy na powstanie odporności poszczepiennej. Teraz już jest jasne, że chętnych do szczepień jest coraz mniej.

– Nie ma więc na co czekać – uważa prof. Szenborn. – Jeżeli ktoś nie chce skorzystać ze szczepienia, to trudno. Natomiast 22 milionom Polaków, którzy się zaszczepili, chcę podziękować, że zawarli przymierze ze zdrowiem. Szczepienie jest wyrazem mądrości. Świadczy o tym, że wybieramy zapobieganie, a nie chorowanie.
Według najnowszych danych dolnośląskiego kuratora oświaty, na Dolnym Śląsku szczepionkę przeciwko COVID-19 przyjęło 10,3 proc. dzieci w wieku 5-11 lat, a w grupie wiekowej 12-18 lat odsetek ten wynosi 49 proc.

 

foto_1  

 
Ambulans za 1 mln zł dla USK od miasta

Ambulans za 1 mln zł dla USK od miasta


Prezydent Wrocławia Jacek Sutryk przekazał Uniwersyteckiemu Szpitalowi Klinicznemu we Wrocławiu 1 mln zł na zakup ambulansu medycznego wraz z wyposażeniem. Jest to ambulans marki Mercedes Benz Sprinter 419, wyposażony w sprzęt najnowszej generacji m.in.: defibrylator, respirator, system transportu pacjenta z noszami bariatrycznymi (o udźwigu do 320 kg), urządzenie do automatycznego uciskania klatki piersiowej, 4 pompy infuzyjne oraz krzesło trakcyjne.

Karetka będzie m.in. przewozić pacjentów z zagrożeniem zdrowia i życia z powodu COVID-19 między poszczególnymi lokalizacjami USK i innymi podmiotami leczniczymi na terenie Wrocławia. Służyć będzie także, jako dodatkowy mobilny punkt szczepień dla seniorów i osób mających trudności z poruszaniem się.

Dotychczas zespół wyjazdowy USK zaszczepił ponad pół tysiąca starszych osób, którym ze względu na wiek trudno byłoby dotrzeć do punktu sczepień poza domem. Wśród tych, którzy przyjęli szczepionkę we własnych mieszkaniach, była 100-latka oraz 96-letnia pani, odznaczona Orderem Orła Białego. Potrzeby nadal są duże - nasza karetka jeździ do wrocławskich seniorów raz w tygodniu.

- Dziękując panu prezydentowi za ten prezent, mogę powiedzieć, że Dolnoślązacy mogą czuć się lepiej - powiedział prof. Piotr Ponikowski, rektor Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu podczas oficjalnego przekazania karetki przez Prezydenta Wrocławia, które odbyło się 18 lutego. - Mają bowiem hojnego prezydenta Wrocławia, a także taki ośrodek, jak Uniwersytecki Szpital Kliniczny, którego potencjał jest ogromny.

Dyrektor ds. lecznictwa otwartego USK we Wrocławiu Barbara Korzeniowska podkreśliła, że wsparcie ze strony władz miasta ma największe znaczenie dla pacjentów, dlatego dziękuje przede wszystkim w ich imieniu.
- Dzięki takiej karetce i innym urządzeniom, które mogliśmy kupić z przekazanych nam środków, poprawiamy jakość życia pacjentów i ich bezpieczeństwo - powiedziała Barbara Korzeniowska. - A po to właśnie jesteśmy.

Prezydent Jacek Sutryk zapewnił, że choć Wrocław nie jest organem założycielskim dla żadnego szpitala, to jednak nie zwalnia się z odpowiedzialności za ochronę zdrowia.
- W ubiegłym roku wsparliśmy wrocławskie szpitale kwotą 6 milionów złotych - podsumował prezydent Jacek Sutryk. - Jest to w rzeczywistości dar od wszystkich wrocławian.

Przekazany dziś oficjalnie nowoczesny ambulans jest już drugim, którym USK dysponuje dzięki wsparciu miasta. W 2020 roku ze środków przekazanych przez Prezydenta Wrocławia (1 mln zł) zakupiony został najnowocześniejszy w Polsce ambulans kontenerowy do przewozu osób z ostrą niewydolnością oddechową. Jest on wyposażony w respirator, a także umożliwia podłączenie pacjenta do urządzenia ECMO, zastępującego pracę płuc i serca, już w trakcie transportu do specjalistycznego ośrodka. USK wykorzystuje ten pojazd kilka razy dziennie.
- Ta karetka przejechała już 75 tysięcy kilometrów - powiedział prof. Waldemar Goździk, kierownik Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii USK we Wrocławiu. - Bardzo przydała się nam m.in. podczas najostrzejszej fazy pandemii, przewożąc ciężko chorych pacjentów do szpitala tymczasowego. Jestem przekonany, że nowy ambulans, także wyposażony w sprzęt najnowszej generacji do intensywnej terapii, w ciągu roku przejedzie podobna trasę.

Poza środkami na zakup pojazdów medycznych, miasto wsparło w ub. r. USK kwotą blisko 2,3 mln zł na specjalistyczne wyposażenie. Szpital przeznaczył te środki na:
- zakup kardiomonitora i głowicy USG dla Kliniki Neurologii USK - (37 tys. zł)
- zakup cyfrowego aparatu RTG dla Uniwersyteckiego Centrum Diagnostyki Obrazowej (1,2 mln zł)
- zakup innego sprzętu medycznego, m.in.:
* aparat USG (618 tys. zł), który umożliwia dokładną ocenę układu naczyniowego do Kliniki Angiologii, Nadciśnienia Tętniczego i Diabetologii USK.
* aparat USG (160 tys. zł) do Kliniki Chirurgii Urazowej i Chirurgii Ręki USK * 32 pompy infuzyjne.
foto_1 foto_1 foto_1 foto_1 foto_1

 
Ciężarna pacjentka z COVID-19 przez 6 tygodni walczyła o życie na ECMO

Ciężarna pacjentka z COVID-19 przez 6 tygodni walczyła o życie na ECMO



Po sześciu tygodniach wspomagania aparatem do pozaustrojowego utlenowania krwi ECMO lekarzom Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu udało się odłączyć ciężarną pacjentkę od urządzenia. Najbliższe dni spędzi w II Klinice Ginekologii i Położnictwa USK kierowanej przez prof. Mariusza Zimmera, ale liczy na to, że wkrótce wyjdzie do domu i tam będzie czekać na rozwiązanie.


– Czuję się dobrze i cieszę się, że przeszłam na lżejszy oddział, że jest już po wszystkim. Mam nadzieję, że za parę dni stanę na nogi i pojadę do domu. Czeka tam na mnie rodzina i 2-letnia córeczka. A teraz będzie syn, urodzi się w czerwcu – mówi pacjentka po kilku dniach od opuszczenia oddziału intensywnej terapii. Kobieta pamięta tylko tyle, że z Legnicy przewieziono ją do Wrocławia, a potem już nie była niczego świadoma. Potem po prostu się obudziła. W tym czasie trwała dramatyczna walka lekarzy o jej życie.

– 34-letnia kobieta w 19 tygodniu ciąży, zakażona SARS-CoV-2 trafiła do nas na początku stycznia ze szpitala w Legnicy – mówi prof. Waldemar Goździk, kierownik Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii USK. – Przebywała tam krótko, ponieważ jej stan szybko się pogarszał. Kiedy przyjęliśmy ją na oddział, planowaliśmy wysokoprzepływową tlenoterapię, ale okazało się, że konieczna jest bardziej inwazyjna metoda – ECMO (pozaustrojowe utlenowanie krwi).

W krótkim czasie od infekcji badania obrazowe wykazały, że płuca pacjentki były zajęte przez proces zapalny w 100 proc. Leczenie początkowo przebiegało standardowo, ale po ok. 3 tygodniach pojawiły się komplikacje, m.in. zaburzenia krzepnięcia, które wiążą się z ryzykiem odklejenia łożyska. A przecież lekarze nie mogli zapominać o ciąży – była ona monitorowana na bieżąco przez położników. Kiedy już udało się ustabilizować funkcje układu krzepnięcia, doszło do kolejnego powikłania, które zdarza się rzadko: małopłytkowości indukowanej terapią przeciwzakrzepową. To nie był jeszcze koniec. Podejrzenie zatorowości płucnej, które ostatecznie okazało się odmą, krwawienie do drzewa oskrzelowego, wymagające bronchoskopii…

- Można powiedzieć, że tej pacjentce zdarzyły się wszystkie powikłania, jakie tylko mogły się zdarzyć. Tym większa jest radość naszego zespołu, że udało się szczęśliwie je pokonać, a stan pacjentki poprawił się na tyle, by móc ją przekazać pod opiekę ginekologów-położników – dodaje prof. Waldemar Goździk.

To kolejny przypadek młodej ciężarnej pacjentki USK, która z powodu COVID-19 wymagała terapii ECMO. Przypomnijmy, że w jednym z takim przypadków listopadzie 2020 r. ginekolodzy we współpracy z anestezjologami USK wykonali bezprecedensowy zabieg cesarskiego cięcia u ciężarnej ze skrajną niewydolnością oddechową, podłączonej do systemu pozaustrojowego utlenowania krwi ECMO. Dziecko przyszło na świat w 29. tygodniu ciąży, ważyło 1440 g i otrzymało 7 punktów w skali Apgar.

 
Zwiększone ryzyko zgonu u chorych z COVID-19 i udarem mózgu

Zwiększone ryzyko zgonu u chorych z COVID-19 i udarem mózgu


U pacjentów z udarem niedokrwiennym mózgu, do którego doszło w czasie jednoczesnej infekcji COVID-19, ryzyko zgonu w ciągu doby wrasta prawie trzykrotnie. Częściej dochodzi u nich do powikłań krwotocznych, gorzej przebiega późniejsza rehabilitacja. Ponadto tę grupę chorych wielokrotnie częściej dotyka udar żylny – to wnioski z analizy stanu zdrowia pacjentów Kliniki Neurologii z pododdziałem udarowym Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu zakażonych SARS-CoV-2 i hospitalizowanych z powodu udaru. Badanie, w którym brała udział Klinika Neurologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, trwało dwa lata i było częścią międzynarodowego projektu, prowadzonego w blisko 130 ośrodkach na całym świecie.

 

Doniesienia naukowców o związku infekcji koronawirusa z cięższym przebiegiem udaru niedokrwiennego mózgu pojawiły się już w pierwszych miesiącach pandemii. Pierwsze obserwacje potwierdzają analizy tysięcy przypadków. Badanie, w którym uczestniczyła Klinika Neurologii USK, objęło ponad 15 tysięcy osób leczonych z powodu udaru w 139 ośrodkach w Europie i poza nią: w Ameryce Północnej, Afryce i w Azji, a jego koordynatorem jest ośrodek portugalski.

 

– Analizowaliśmy przypadki tylko tych pacjentów, którzy przeszli udar, a jednocześnie mieli potwierdzoną infekcję COVID-19 przy przyjęciu do szpitala lub już w trakcie hospitalizacji okazali się dodatni – mówi dr Marta Nowakowska-Kotas z Kliniki Neurologii USK i dolnośląski konsultant w dziedzinie neurologii. – Z obserwacji naszej grupy badań wynika, że infekcja pogarsza rokowania pacjentów z udarem niedokrwiennym mózgu nawet wtedy, gdy przechodzą COVID-19 bezobjawowo.

 

Dotychczas naukowcy ustalili, że ryzyko zgonu z powodu udaru u pacjentów z COVID-19 w ciągu 24 godzin jest znacząco wyższe niż u osób bez infekcji. Częściej też udar dotyczy jednocześnie wielu naczyń wewnątrzczaszkowych (jest bardziej rozległy), rośnie też ryzyko powikłań krwotocznych, co znacznie utrudnia leczenie takiego chorego.

 

– Ujawnił się też kolejny problem: udar żylny, spowodowany zakrzepicą żył i zatok wewnątrzczaszkowych, którego ryzyko przy COVID-19 rośnie nawet 100-krotnie – dodaje dr Nowakowska-Kotas. – Warto podkreślić te statystyki, zwłaszcza w kontekście obaw przed niektórymi szczepionkami. Jeśli po podaniu szczepionki ryzyko powstania zakrzepicy (przy czym mówimy o samej zakrzepicy, a nie o udarze) wzrasta 10-krotnie, a w wyniku samej infekcji mamy sto razy większe ryzyko, to sprawa jest bezdyskusyjna. Zakażenie koronawirusem jest wielokrotnie bardziej niebezpieczne dla zdrowia i życia niż rzadkie zdarzenia niepożądane po szczepionce. Dlatego nieustannie zachęcamy do szczepień wszystkich, którzy jeszcze tego nie zrobili.

 

Neurolog podkreśla wciąż istniejący problem zbyt późnego zgłaszania się pacjentów z udarem do szpitala. Uniemożliwia to często zastosowanie skutecznych procedur reperfuzyjnych, pozwalających cofnąć objawy neurologiczne związane z udarem. Czas odgrywa tu kluczową rolę. Udrożnienie naczyń w mózgu poprzez trombolizę trzeba wykonać w ciągu 4,5 godzin od powstania udaru, a trombektomię mechaniczną – w ciągu 6 godzin. Niestety, wielu pacjentów trafia na oddział już po tym czasie. Jedni czekają, aż „samo przejdzie”, inni obawiają się szukać pomocy z powodu pandemii. Dotyczy to m.in. chorych na COVID-19.

 

– W Klinice Neurologii USK cały czas leczymy pacjentów z udarem. Specjalistyczną pomoc otrzymają niezależnie od tego, czy są zakażeni czy nie. Wobec pacjentów z COVID-19 stosujemy wszystkie niezbędne procedury bezpieczeństwa. Z udarem nie można czekać, aż minie infekcja – przestrzega dr Marta Nowakowska-Kotas.

foto_1

 

 
Nowatorska immunoterapia przeciwbiałaczkowa

Pierwszy raz w Polsce - nowatorska immunoterapia przeciwbiałaczkowa komórkami NK


Zespół Kliniki Transplantacji Szpiku, Hematologii i Onkologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu po raz pierwszy w Polsce przygotował i podał komórki układu odpornościowego NK. Zabieg wykonano 1 lutego br. u 18-latka z ostrą białaczką szpikową, u którego zawiodły wszystkie standardowe metody, łącznie z przeszczepieniem szpiku. Koncentrat komórek NK został przygotowany z krwi pobranej od ojca chłopca.

 

Komórki NK (ang. natural killer – urodzeni zabójcy) to komórki układu odpornościowego, które są zdolne do wykrywania i niszczenia obcych lub nieprawidłowych tkanek, w tym komórek nowotworowych. Jednak aktywność przeciwnowotworowa komórek NK jest kwestią indywidualną i zależy od różnorodnych genów. Leczenie osób, u których komórki NK słabo działają, można wspomóc, podając je z zewnątrz – wyizolowane z własnej krwi pacjenta lub z krwi zdrowego dawcy. Na świecie ta metoda jest stosowana od ok. 20 lat w najlepszych ośrodkach USA i Europy, ale w Polsce dotąd nie było takich możliwości.

 

– Naszym pierwszym pacjentem był 18-letni chłopiec, leczony od 2021 roku z powodu ostrej białaczki szpikowej – tłumaczy dr hab. Marek Ussowicz z Kliniki Transplantacji Szpiku, Hematologii i Onkologii Dziecięcej USK, który kierował zespołem zabiegowym. – Niestety, nie odpowiadał na standardowe metody leczenia. Kilka miesięcy temu przeszedł przeszczepienie szpiku, ale i ten zabieg nie przyniósł zadawalających rezultatów. Szansą dla tego pacjenta jest specjalna chemioterapia, której jednak w Polsce nie wykonujemy. Został zakwalifikowany do leczenia w Niemczech. Terapia komórkami NK , którą zrobiliśmy w naszej klinice, miała charakter pomostowy. Dzięki niej organizm pacjenta będzie lepiej przygotowany do chemioterapii i walki z nowotworem.

 

- W Niemczech pacjent będzie miał szansę na eksperymentalną terapię komórkami Uni-CAR-T anty CD123 w ramach badania klinicznego fazy I – podkreśla prof. dr hab. Krzysztof Kałwak – kierownik kliniki. - Być może kiedyś oprócz leczenia dzieci z ostrą białaczką limfoblastyczną komórki CAR-T będą również podawane pacjentom z ostrą białaczką szpikową w USK, a na razie cieszę się bardzo, że zespół pod kierownictwem dr hab. Marka Ussowicza rozwija terapię komórkową NK.

 

Procedura przygotowania i podania komórek NK trwała dwa dni. Najpierw pobrano od dawcy koncentrat leukocytów. Dawcą był ojciec pacjenta, który wcześniej także oddał mu szpik do przeszczepienia. Wybór nie był przypadkowy: u dawcy stwierdzono korzystny układ receptorów KIR związany z aktywnością przeciwnowotworową, który pozwala mieć nadzieję na przeciwbiałaczkową skuteczność przeprowadzonej terapii. Pobrane leukocyty zostały poddane dwuetapowemu oczyszczaniu. Ma ono na celu usunięcie limfocytów, które mogą wywołać chorobę przeszczep przeciwko gospodarzowi. Tak przygotowane komórki podano pacjentowi.

 

– Zabieg był bezpieczny i odbył się bez powikłań, ale wszyscy mieliśmy ciarki, że robimy coś nowego – przyznaje dr hab. Marek Ussowicz. – Chciałoby się powiedzieć, że to skok rozwojowy polskiej transplantologii, tak jak to było w przypadku wielu zabiegów wykonywanych w naszej klinice po raz pierwszy w Polsce. Tym razem musimy się przyznać do nadrabiania zaległości cywilizacyjnych. Mimo to cieszymy się, że jesteśmy w stanie wykonywać skomplikowane procedury. Chcemy walczyć o życie i zdrowie wykorzystując to, co jest najlepsze na świecie. Nasz zespół od wielu lat pracuje nad klinicznym znaczeniem komórek NK, niedługo na podstawie tych badań zakończy się doktorat jednej z badaczek. Terapię komórkami NK traktujemy jako dowód naszej zdolności do stosowania skomplikowanych metod leczenia i dobry punkt na drodze dalszego rozwoju immunoterapii przeciwnowotworowej.

 

We wszystkich procedurach związanych z zabiegiem uczestniczył zespół: dr hab. Marek Ussowicz, dr Kornelia Gajek, dr Blanka Rybka, mgr Renata Ryczan-Krawczyk, dr Monika Mielcarek-Siedziuk, dr Jowita Frączkiewicz.

 
Prof. Leszek Szenborn w Radzie ds. COVID-19

Prof. Leszek Szenborn w Radzie ds. COVID-19


Kierownik Katedry i Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych Uniwersytetu Medycznego i Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu znalazł się w gronie 17 ekspertów medycznych w nowej Radzie ds. COVID-19, powołanej 9 lutego br. przez premiera. Prof. Leszek Szenborn jest specjalistą w dziedzinie chorób zakaźnych, wakcynologii i pediatrii.

Jak informuje Kancelaria Rady Ministrów, do głównych zadań Rady ds. COVID-19 będzie należało dokonywanie analiz bieżącej sytuacji zdrowotnej, ale także gospodarczej i społecznej w kraju. Rada będzie też przedstawiała propozycje działań w zakresie zwalczania skutków pandemii COVID-19, ze szczególnym uwzględnieniem obszaru ochrony zdrowia.

– Mam nadzieję, że pandemia przyczyni się do reformy całego systemu ochrony zdrowia, bo jest to ogromne pole do działania – mówi prof. Leszek Szenborn.

Zadaniem Rady będzie też opiniowanie projektów aktów prawnych i innych dokumentów rządowych, dotyczących przeciwdziałania skutków pandemii COVID-19. W skład Rady ds. COVID-19 weszli specjaliści z różnych dziedzin medycyny, ale także nauk społeczno-ekonomicznych. W obradach będą brać udział również przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia i innych instytucji.

foto_1

 

 
Więcej chorych z COVID-19 w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu

Więcej chorych z COVID-19 w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu


Choć liczba zakażeń SARS-CoV-2 w Polsce spada, do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu od ok. tygodnia trafia coraz więcej zakażonych pacjentów. Intensywnie rośnie także odsetek dodatnich wyników testów na obecność koronawirusa, wykonywanych w tutejszym laboratorium.

 

– Dane z Dolnego Śląska wskazują, że przy spadającej liczbie zakażeń rośnie liczba hospitalizowanych z COVID-19. Wzrost ten jest ewidentny: 8 lutego w dolnośląskich szpitalach przebywało blisko 1500 pacjentów z COVID-19, podczas gdy jeszcze 31 stycznia było ich ok. 1100 – informuje Marcin Drozd, dyrektor ds. lecznictwa USK. – Podobną tendencję obserwujemy w USK. We wszystkich lokalizacjach, łącznie ze szpitalem tymczasowym, dziś (8 lutego) w USK hospitalizowane są 162 osoby zakażone SARS-CoV-2. 25 stycznia było ich 126. Wśród nich dominują pacjenci z wielochorobowością, zaburzeniami odporności i chorzy onkologicznie. Są to osoby, które wymagają specjalistycznego leczenia z innych powodów niż COVID-19, więc większości z nich nie możemy kierować do szpitala tymczasowego.

Do szpitala tymczasowego i na SOR przy ul. Borowskiej dziennie przyjmowanych jest 15-20 pacjentów, którzy okazują się dodatni. Część z nich nie ma żadnych objawów infekcji. Stan większości z tych, którzy obecnie trafiają do szpitala tymczasowego, jest na tyle dobry, że nie wymagają agresywnej tlenoterapii.

– Mimo to średni czas ich pobytu w szpitalu jest dość długi, wynosi ok. 12 dni – mówi koordynujący szpitalem tymczasowym dr Janusz Sokołowski. – Powody są różne, m.in. obserwujemy grupę pacjentów, leczonych wcześniej antybiotykami, co doprowadziło do „wyjałowienia organizmu”, wielu pacjentów ma także choroby współistniejące. Te osoby trudniej i dłużej się leczy.

O tym, że pandemia nie odpuszcza, świadczą też wyniki testów na obecność koronawirusa. W ciągu tygodnia laboratorium USK wykonuje ich ok. 3 tysięcy. Testowani są wszyscy pacjenci przyjmowani do szpitala, ale jest też wiele zleceń z zewnątrz (m.in. skierowania od lekarza POZ).

– Jeszcze kilka dni temu dodatni wynik dotyczył 1/3 badanych próbek, obecnie są to już 2/3 – informuje dr Danuta Wendycz-Domalewska, kierownik Laboratorium Biologii Molekularnej USK. – Coraz częściej pacjenci, wymazywani w związku z koniecznością przyjęcia do szpitala, okazują się zakażeni. W poprzednich falach pandemii były to pojedyncze osoby.

 
Badanie w kierunku obecności wirusa HPV

Badanie w kierunku obecności wirusa HPV powinno być standardem w profilaktyce raka szyjki macicy


Tradycyjna cytologia to za mało, by w każdym przypadku wykryć raka szyjki macicy (RSM) we wczesnym stadium. Konieczne jest wprowadzenie do standardowego schematu screeningu tej choroby badania w kierunku obecności wirusa HPV – to najnowsze zalecania Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników. Zespół ekspertów PTGiP opracował nowy algorytm postępowania w badaniu przesiewowym RSM, w którym jednym z ważnych elementów jest właśnie wykrywanie wirusa brodawczaka ludzkiego. Lekarze i naukowcy postulują także, by to badanie było bardziej dostępne dla pacjentek, a więc refundowane przez NFZ.

 

Wczesne wykrycie RSM jest niezmiernie ważne, bo ten rodzaj nowotworu w początkowych stadiach jest uleczalny w stu procentach. O wadze problemu decyduje też aspekt społeczny: rak ten dotyczy głównie kobiet w wieku prokreacyjnym, a leczenie zaawansowanego RSM zamyka drogę do przyszłego macierzyństwa. Obecnie standardem badań przesiewowych RSM jest tzw. cytologia szkiełkowa. Zdaniem ekspertów – stanowczo niewystarczająca:

 

– Jest to badanie ważne, zwłaszcza gdy kobiety wykonują je regularnie – tłumaczy prof. dr hab. Mariusz Zimmer, kierownik II Kliniki Ginekologii i Położnictwa Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, prezes PTGiP ubiegłej kadencji, który przewodniczył zespołowi autorów nowego algorytmu. – Jednak od dawna znamy jego niedoskonałości. Pobrany od pacjentki materiał oglądany jest pod mikroskopem przez cytologa, który identyfikuje komórki nowotworowe. Próbki muszą być prawidłowo pobrane, oczyszczone, ważne jest też doświadczenie cytologa. Jeśli któryś z tych czynników zawiedzie, badanie nie będzie wiarygodne. Według różnych szacunków, fałszywie ujemny wynik dotyczy 8-20 proc. wykonanych cytologii. Oznacza to setki pacjentek, których czujność została uśpiona. Tymczasem mamy coraz lepsze możliwości diagnostyczne i powinniśmy z nich korzystać powszechnie.

 

W nowym schemacie postępowania w badaniu przesiewowym w kierunku raka szyjki macicy zespół ekspertów PTiG pod kierownictwem prof. Mariusza Zimmera uwzględnia nowe możliwości diagnostyczne. Istotną nowością jest cytologia na podłożu płynnym (LBC), która jest znacznie dokładniejsza od tradycyjnej. Po pierwsze, daje mniej wyników fałszywie ujemnych, a po drugie umożliwia badanie pobranego materiału w kierunku obecności wirusa HPV. Od wielu lat wiadomo, że przetrwała infekcja wirusem brodawczaka ludzkiego odpowiada za powstawanie zmian przedrakowych i nowotworowych w obrębie szyjki macicy.

 

– Harald zur Hausen w 2008 r. otrzymał Nagrodę Nobla za odkrycie sprawczej roli wirusa brodawczaka ludzkiego w rozwoju raka szyjki macicy – dodaje prof. Mariusz Zimmer. – To wirus przenoszony drogą płciową, infekcje występują zwłaszcza u młodych, aktywnych seksualnie osób. Groźny jest w sytuacjach, w których organizm nie zwalczy infekcji i przeradza się ona w postać przewlekłą. U mężczyzn HPV może wywołać kilka rodzajów nowotworów, u kobiet jest to najczęściej rak szyjki macicy.

 

Cytologia płynna, która umożliwia wykonanie prostego testu na obecność wirusa HPV, obecnie nie jest refundowana przez NFZ. Eksperci PTGiP zapewniają, że będą zabiegać o to, by pacjentki w Polsce mogły korzystać z tego badania nieodpłatnie. Zanim to jednak nastąpi, nie powinny ignorować tradycyjnej cytologii. Prof. Zimmer podkreśla, że wprawdzie ideałem byłoby powszechne wykonywanie LBC, to nawet zwykła cytologia jest lepsza niż żadna.

 

– Zachęcamy pacjentki do regularnych badań cytologicznych. Jeśli wykonujemy je co rok, a nawet co dwa lata, dajemy szansę na wykrycie RSM na tyle wcześnie, by można było zupełnie wyleczyć chorobę. Wiele kobiet nie wykonuje cytologii całymi latami. W ten sposób odbierają sobie szansę, jaką daje przebieg tej choroby. Rak szyjki macicy nie jest dziedziczny, a ponadto rozwija się długo, często przez wiele lat. Jeśli dochodzi do zaawansowanego stadium – to w większości przypadków jest to rak na własne życzenie – podsumowuje prof. Mariusz Zimmer.

 

 
Wszystko, co rodzice powinni wiedzieć o gorączce u dzieci z COVID-19

Wszystko, co rodzice powinni wiedzieć o gorączce u dzieci z COVID-19



Dziecko z dodatnim wynikiem SARS-Cov2 ma gorączkę, leki nie zbijają jej natychmiast do idealnej temperatury, więc rodzice dzwonią na pogotowie. Maluch trafia do szpitala, z którego wypisywany jest następnego dnia. Czy nie mogłoby po prostu bezpiecznie pozostać w domu?

W przeciwieństwie do covidowych oddziałów dla dorosłych Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, które w ostatnich dniach nie miały pełnego obłożenia, w Klinice Pediatrii i Chorób Infekcyjnych USK dzień w dzień niemal wszystkie łóżka są zajęte. Większość przyjmowanych pacjentów jest w dobrym stanie i następnego dnia mogą być wypisane do domu.

– Na dziecięcych oddziałach widać, że obecnie COVID-19 zbiera swoje żniwo wśród najmłodszych. Na ogół nie są to dzieci wymagające leczenia szpitalnego, jakich wiele przyjmowaliśmy podczas poprzednich fal epidemii. Teraz, po wyjaśnieniu sytuacji i uspokojeniu rodziców, często wypisujemy je już następnego dnia. Większość nie powinna w ogóle trafiać do szpitala, z powodzeniem mogłyby być leczone w domu – mówi prof. Leszek Szenborn, kierownik Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych USK, wskazując na nadmierny niekiedy niepokój rodziców.

Pediatra tłumaczy, że najczęściej niepokój ten wywołuje podwyższona temperatura ciała. Niektórzy mierzą ją nieustannie, a nawet budzą dziecko w środku nocy, żeby sprawdzić, czy gorączkuje.

– Przeciętne poglądy na temat szkodliwości gorączki są przesadnie zastraszające – mówi prof. Szenborn. – Gorączka, czyli temperatura ciała powyżej 38 st. C mierzona w odbycie, nie jest chorobą, a tylko objawem oraz korzystną w zwalczaniu zakażenia reakcją organizmu. Wykazano, że stosowanie leków przeciwgorączkowych w leczeniu odry miało wpływ na przedłużenie choroby oraz zwiększało częstość występowania powikłań, a paracetamolu w leczeniu ospy wietrznej na wydłużenie przysychania wykwitów w porównaniu z placebo.
W ocenie stanu dziecka rodzice powinni monitorować nie tylko ten jeden parametr, ale przede wszystkim obserwować, jak dziecko się zachowuje: czy jest senne, czy nie chce się bawić, chodzić, jeść, pić, itd. Trzeba zwracać uwagę zwłaszcza na stan nawodnienia (czy dziecko często oddaje mocz i w normalnej ilości) i przyjmowanie wystarczającej ilości płynów, bo gorączkujące dzieci tracą więcej wody. Przy braku chęci do picia i jedzenia dzieci szybko się odwadniają, a wówczas rzeczywiście trzeba im pomóc w szpitalu. Dawajmy chorym dzieciom pić to, co lubią, a nie to, co rodzice uważają za „lecznicze”.

Dzieci różnie reagują na gorączkę. Jedno nawet przy wysokiej dobrze się czuje, u innego złe samopoczucie wywołuje nawet niewielki stan podgorączkowy. Leki przeciwgorączkowe stosujemy celem poprawy komfortu dziecka , a nie osiągnięcia prawidłowej temperatury ciała , Nie trzeba za wszelką cenę zbijać gorączki lekami. Ich przedawkowanie może dziecku bardziej zaszkodzić niż podwyższona w wyniku choroby temperatura.
Rodzice i opiekunowie dzieci powinni wiedzieć, że: 1. poza udarem cieplnym i słonecznym (hypertermia) objawy kliniczne nie korelują z nasileniem gorączki; 2. leczenie gorączki nie zmienia przebiegu choroby, z wyjątkiem przewlekle lub krytycznie chorych dzieci, których rezerwy kaloryczne są na wyczerpaniu; 3. leczenie gorączki nie zapobiega drgawkom gorączkowym.

Objawami alarmowymi są : gorączka utrzymująca się > 3 dni. bez źródła pochodzenia np. Covid (-); z zaburzeniami świadomości; u dziecka z „toksycznym wyglądem”; z wysypką krwotoczną; z dusznością wdechową lub wydechową; z krwawą biegunką, z objawami pęcherzowymi na skórze oraz u „naprawdę chorego” nastolatka.
„Uspakajającymi” okolicznościami są: gorączka z objawami choroby przeziębieniowej (katar, zapalenie krtani), z biegunką bez domieszki krwi i bez objawów odwodnienia oraz gorączka z drgawkami bez zaburzeń świadomości.
W omikronowej fali zakażeń często obserwujemy u dzieci podgłośniowe zapalenie krtani (pseudokrup), które powoduje niepokojące rodziców napady duszności i kaszel.

– Nie ma potrzeby z tego powodu wpadać w panikę – uspokaja szef Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych USK. – Mamy wypracowaną bardzo skuteczną metodę leczenia, która może być zastosowana w domu. Nie trzeba stosowania antybiotyku. Podstawowym lekiem jest doustne, jednorazowe podanie sterydu – deksametazonu w jednorazowej dawce 0,15 – 0,6 mg/kg m. c. Dawkę 0,15 mg/kg m. c. – w przypadku łagodnego; dawkę 0,3 mg/kg m. c. – średniego; a dawkę 0,6 mg/kg m. c. – ciężkiego przebiegu krupu. Maksymalnie 8 mg. Efekty są zauważalne po 30 min. od podania. Rzadko istnieje potrzeba podania drugiej dawki leku. Ponieważ niektóre dzieci mają rodzinną skłonność do występowania tej choroby jako reakcji na zakażenie wirusowe, rodzice którzy doświadczyli wcześniej takich kłopotów, powinni zostać zaopatrzeni przez lekarza w ten lek i przechowywać go w domu. Ci, którzy mają nebulizatory/inhalatory mogą zastosować budezonid w nebulizacji w dawce 2 mg (w polskich warunkach 2 mg budezonidu = 4 ml preparatu do nebulizacji zawierającego 500 μg/ml budezonidu (2 pojemniczki).

Profesor podkreśla, że inna jest jednak sytuacja dzieci cierpiących na choroby przewlekłe, zakażonych koronawirusem. Ich stan znacznie częściej przeradza się w ciężki i wymaga bezwzględnie leczenia w warunkach szpitalnych. Także w przypadku przewlekle chorych maluchów zachowanie rodziców często może wprawić w zdumienie: – Spora część nie tylko się nie szczepi, żeby chronić swoje dzieci, to znajdują się tacy, którzy odmawiają zgody na leczenie przeciwciałami monoklonalnymi, która to metoda jest nowatorska i wymaga specjalnej zgody rodziców, ale niesie jednak nadzieję na ograniczenie następstw zakażenia – ubolewa prof. Szenborn.

 
Migrena – choroba neurologiczna, a nie tylko ból głowy

Migrena – choroba neurologiczna, a nie tylko ból głowy



Pierwsza w Polsce przykliniczna Poradnia Leczenia Migreny i Innych Bólów Głowy została w styczniu b.r. uruchomiona przy Klinice Neurologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.
Naukowcy z tej jednostki, we współpracy z prof. Richardem Liptonem z Nowego Jorku – światowym autorytetem w dziedzinie bólów głowy – prowadzą ogólnopolskie badania dotyczące aktualnej sytuacji zdrowotnej polskich chorych na migrenę, zwłaszcza w kontekście braku dostępu do nowoczesnych leków oraz społecznych następstw tej choroby. Ten unikatowy w skali kraju projekt ma się przyczynić do poprawy jakości opieki nad chorymi i zwrócenia uwagi na potrzebę finansowania leczenia przeciwmigrenowego. Zdaniem neurologów, wielu z blisko 3,5 miliona migreników w Polsce wciąż nie otrzymuje właściwej pomocy lekarskiej, a dostępność nowoczesnej terapii jest niewystarczająca. Chorzy cierpią, choć można im skutecznie pomóc.


Choroba lekceważona, marginalizowana, stygmatyzowana; w przeszłości kojarzona z fanaberią pań z wyższych sfer, dzisiaj często uznawana za wymówkę pracowników w celu unikania pracy  – o takim społecznym  postrzeganiu migreny mówią lekarze, zajmujący się tą chorobą. W ich opinii ten nieuprawniony i krzywdzący obraz, zakorzeniony w powszechnej świadomości, przekłada się na nieprawidłowe leczenie przeważającej liczby chorych.
– Przez lata migrena kojarzyła się dolegliwościami hipochondrycznych arystokratek, leżących w zaciemnionym pokoju z zimnym kompresem na czole i bywała obiektem żartów – mówi dr Marta Waliszewska z Kliniki Neurologii USK we Wrocławiu, koordynująca projekt badawczy i poradnię przykliniczną. – To skojarzenie jest mocno utrwalone i krzywdzące dla pacjentów. Migrena nie jest bowiem zwykłym bólem głowy, ale chorobą  neurologiczną, i to najczęstszą. W Polsce cierpi na nią około 3,5 miliona osób. Nieleczona albo źle leczona utrudnia, a czasem wręcz uniemożliwia  normalne funkcjonowanie.
Dr Waliszewska zwraca też uwagę na ekonomiczny wymiar powszechnego lekceważenia migreny. Pracownik, którego często boli głowa, nie może się skupić, pracuje wolniej. A jeśli takich pracowników mamy całe rzesze – problem staje się już szerszy. Dla lekarza, który od lat opiekuje się chorymi na migrenę, najważniejszy jest jednak aspekt związany z cierpieniem pacjentów.
– Oczywiście, nie jest to choroba śmiertelna, nie powoduje podwyższonego ryzyka zgonu, ale nie można jej traktować po prostu jako bólu głowy – zapewnia neurolog. – Sam silny ból (najczęściej oceniany przez pacjenta na 8 w skali 0-10) to tylko część napadu migreny, który trwa średnio 72 godziny, czasem nawet dłużej. Zwiastuny pojawiają się 1-2 dni przed bólem i mogą mieć różne nasilenie: od braku skupienia, rozkojarzenia, aż po objawy podobne do niedokrwienia mózgu, np. drętwienia kończyn, zaburzenia mowy, zaburzenia widzenia (tzw. aura migrenowa). Następnie pojawia się jednostronny ból głowy z nudnościami, nadwrażliwością na światło i dźwięki. Po bólu głowy pacjent odczuwa zaburzenia koncentracji i ogólne zmęczenie, które mogą trwać kilka dni. W epizodycznej postaci migreny chory ma średnio jeden lub dwa napady w miesiącu, ale w postaci przewlekłej dni z bólem głowy miesiącu jest 15 i więcej. Rekordziści spośród moich pacjentów zmagali się z problemem 28-30 dni miesięcznie, a zatem praktycznie cierpieli nieustannie.
Kolejny powód, by traktować migrenę poważnie, to jej następstwa. Dr Waliszewska tłumaczy, że powikłania w migrenie zdarzają się wprawdzie rzadko, ale mogą być niebezpieczne. Jednym z groźniejszych jest migrenowy udar mózgu. Powikłaniem, o którym niewiele się mówi, choć nie powinno się go bagatelizować, są polekowe bóle głowy, często powiązane z uzależnieniem i nadużywaniem leków przeciwbólowych. Kiedy boli głowa, człowiek sięga po tabletkę, którą bez trudu kupuje bez recepty w sklepie spożywczym. Jedna nie pomaga, zażywa więc kolejną, i jeszcze kolejną...
– Te najpopularniejsze i dostępne bez recepty leki przeciwbólowe zwykle nie przerywają napadu migreny – zapewnia dr Marta Waliszewska. – A mimo to są nagminnie stosowane. Znam pacjentów, którzy biorą po 8-10 tabletek dziennie. Efekt jest taki, że kiedy minie ból migrenowy, pojawia się ból polekowy. Błędne koło, które pacjentowi coraz trudniej przerwać.
Życie z częstym bólem powoduje często dodatkowe problemy. Pogarszają się relacje z bliskimi, bo chorzy nie uczestniczą w pełni w codziennym życiu rodziny. Miewają kłopoty w pracy, bo nie każdy pracodawca rozumie, że częsta niedyspozycja nie jest zwykłą wymówką. Konsekwencją bywa depresja czy zaburzenia lękowe. Jednocześnie wielu chorych nie uzyskuje odpowiedniej pomocy medycznej, dowiadując się od lekarza, że „nic się z tym nie da zrobić” i że „taka już pani uroda”.
– Tymczasem w farmakologicznym leczeniu migreny w ostatnich latach nastąpił ogromny postęp – mówi dr Waliszewska. – Mamy do dyspozycji coraz bardziej skuteczne leki. Uzyskujemy świetne efekty, stosując leki z grupy przeciwciał monoklonalnych, a u pacjentów z migreną przewlekłą ostrzykiwanie głowy, twarzy i karku toksyną botulinową. Czasem ta poprawa jest wręcz spektakularna. Gdy kogoś bolała głowa przez 28 dni w miesiącu, a w wyniku leczenia boli najwyżej dwie doby, to naprawdę zaczyna się uczyć normalnie żyć. Takie przypadki też mamy. Niestety, część leków skutecznych w migrenie wciąż nie jest refundowana, a nie każdy pacjent jest w stanie ponieść koszty terapii.
Poza farmakoterapią istnieją także metody niefarmakologiczne pomocne w profilaktyce migreny. Stosuje się techniki neuromodulacji, suplementy diety,  rehabilitację, akupresurę, akupunkturę. Istotny jest regularny tryb życia, odpowiednia ilość snu i odpowiednie nawodnienie. Arsenał narzędzi do walki z migreną jest całkiem spory, ale kluczową sprawą jest właściwe rozpoznanie. Szczegółowy wywiad, a gdy to konieczne – badanie obrazowe głowy – pozwalają wykluczyć inne przyczyny bólu głowy, takie jak udar czy guzy mózgu.
Kompleksową pomoc chorzy na migrenę mogą uzyskać w Poradni Leczenia Migreny i Innych Bólów Głowy przy Klinice Neurologii USK (zapisywać się można przez rejestrację do poradni specjalistycznych).
Neurolodzy z USK zachęcają też wszystkie osoby, cierpiące na bóle głowy, do udziału w badaniu ankietowym. Wypełnienie ankiety zajmuje ok. kwadransa, ale cel jest bardzo ważny. Mamy   nadzieję, że ten projekt przyczyni się do poprawy jakości opieki nad chorymi i zwrócenia uwagi decydentów w ochronie zdrowia na problemy kilku milionów Polaków żyjących z tą chorobą.  Lekarzom dostarczymy argumentów do działań zmierzających do poprawy opieki nad osobami z migreną.
 
 
 
Rotablacja – szansa dla pacjentów ze zwapnieniami tętnic wieńcowych

Rotablacja – szansa dla pacjentów ze zwapnieniami tętnic wieńcowych



Gdy tętnice wieńcowe są mocno zwapniałe, pacjenci często słyszą od lekarzy, że nic już na to nie można poradzić. Stan naczyń utrudnia bowiem tradycyjne metody ich poszerzania, w tym najbardziej popularne „balonikowanie”. Tymczasem istnieje sposób na poszerzenie naczyń nawet w przypadku skrajnie zwapniałych tętnic. Jest to rotablacja - skomplikowana technika, którą od lat popularyzują wśród kardiologów interwencyjnych z całego świata wrocławscy specjaliści.

Międzynarodowe warsztaty rotablacji, z udziałem najwybitniejszych europejskich ekspertów,  odbyły się pod koniec stycznia r. we Wrocławiu już po raz ósmy.
– Zależy nam na upowszechnianiu tej skomplikowanej techniki przede wszystkim ze względu na pacjentów, dla których jest ona często jedyną szansą – mówi prof. Krzysztof Reczuch z Instytutu Chorób Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, organizator warsztatów rotablacji. – Jest to spora grupa chorych. Ok. 10-15 proc. osób, którzy trafiają do pracowni hemodynamiki, nie otrzymuje żadnej pomocy ze względu na stopień zwapnienia tętnic. Są to chorzy obarczeni dużym ryzykiem powikłań zabiegowych, ale z drugiej strony w ich przypadku ryzykowne jest także niewykonanie zabiegu. Choć zwapnienie tętnic dotyczy głownie osób starszych, to mamy wśród pacjentów nawet 40-latków. Nie chcemy, by ci pacjenci słyszeli od lekarzy „nie da się” i pokazujemy, że jednak się da. Możemy pomóc nawet w przypadkach na pozór beznadziejnych.
Rotablacja to technika, podczas której używa się specjalnej wiertarki. Prof. Reczuch mówi obrazowo, że wierci się nią w środku serca. Stosowanie tej metody wymaga dużego doświadczenia i długotrwałej nauki. Mimo to rotablacja cieszy się rosnącym zainteresowaniem specjalistów. Świadczy o tym coraz wyższa frekwencja podczas wrocławskich warsztatów.
Tegoroczną edycję Wrocław Rotablation Course zorganizowano w formule hybrydowej, z możliwością udziału na żywo oraz on-line. Blisko pół tysiąca lekarzy, głównie kardiologów, z Europy, USA, a nawet Ameryki Południowej wysłuchało wykładów najbardziej uznanych europejskich ekspertów. Uczestnicy mieli także możliwość obejrzenia transmisji trzech zabiegów na żywo, a także zaprezentowania własnych doświadczeń. Nie obyło się bez ożywionych dyskusji. Po raz kolejny spotkanie swoim patronatem objęła grupa Euro4C, w której trzyosobowym zarządzie zasiada prof. Krzysztof Reczuch. Euro4C zajmuje się szkoleniem kardiologów interwencyjnych w wykonywaniu zabiegów w obrębie tętnic wieńcowych u najtrudniejszych pacjentów. Poprzeczka w kardiologii stawiana jest coraz wyżej, bo też tych trudnych chorych jest coraz więcej. 
 
 
fot. Tomasz Walów/UMW
 
foto_1
 
 
 
Ekspert Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu: chrońmy dziecięce oczy!

Ekspert Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu: chrońmy dziecięce oczy!



Dziecko plus ekran telefonu czy tableta to gwarantowany przepis na krótkowzroczność. Szkodliwe dla wzroku jest nie tylko promieniowanie, ale także wysiłek akomodacyjny, związany z pracą oczu z bliska.

„Przejrzyj na oczy” – to hasło tegorocznego 30. finału WOŚP, po raz pierwszy poświęconego dziecięcej okulistyce. Ratowanie wzroku dzieci nabiera dodatkowego wymiaru w czasie pandemii, gdy coraz młodsi zmuszeni są do częstego korzystania z urządzeń elektronicznych. Zalecenia specjalistów, według których małe dzieci w ogóle nie powinny mieć do czynienia z wszelkiego rodzaju ekranami, w dobie nauczania zdalnego stały się jeszcze trudniejsze do przestrzegania.

Dr hab. Patrycja Krzyżanowska-Berkowska, ordynator Oddziału Okulistyki Dziecięcej Kliniki Okulistyki USK i koordynator akcji WOŚP Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu zwraca uwagę, że ekrany urządzeń elektronicznych szkodzą na oczy nie tylko ze względu na oddziaływanie promieniowania rentgenowskiego, podczerwonego i niskoczęstotliwościowego, emitowanego przez monitory. Negatywny wpływ ma też nadmierny, długotrwały wysiłek akomodacyjny, który prowadzi wprost do krótkowzroczności.

– Praca przy komputerze a przede wszystkim oglądanie bajek i gry na telefonie powodują, że oczy dziecka przez długi czas pracują z bliska, co stymuluje do stałego napięcia mięśnie oka odpowiedzialne za akomodację – tłumaczy dr hab. Patrycja Krzyżanowska-Berkowska. – Napięte mięśnie w oku stymulują wzrost gałki ocznej na długość, przez co zaczyna się rozwijać krótkowzroczność.

Jaki jest skutek nadużywania monitorów, można obserwować w zaawansowanej technologicznie Azji Wschodniej, gdzie 80-90 proc. młodych dorosłych nosi okulary korygujące tę wadę wzroku. W krajach Europy Zachodniej na krótkowzroczność choruje 25–40 proc. dorosłej populacji, ale problem narasta. Podobnie jest w Polsce, gdzie coraz więcej dzieci ma kłopoty ze wzrokiem.

Rady okulisty W sytuacji, gdy dziecko musi pracować przy ekranie, np. z powodu nauki zdalnej, pozostaje minimalizowanie ryzyka. Co mogą zrobić dorośli dla swojej pociechy – radzi dr hab. Patrycja Krzyżanowka-Berkowska:

– Upewnij się, że dzieci robią sobie przerwy. Co 30 minut zrób im przerwę na co najmniej 3 minuty. Niech w tym czasie popatrzą za okno, najlepiej na zielone drzewa, zrobią sobie małą gimnastykę, wstaną od biurka, wyprostują plecy, zrobią kilka skłonów albo poskaczą na skakance. Dodatkowo można im zalecić gimnastykę oczu. To prosta czynność i można ją zamienić w przypadku młodszych dzieci w zabawę: patrzymy prosto przed siebie. Poruszamy wyłącznie oczami. Popatrz w górę i w dół, w prawo, w lewo oraz na ukos we wszystkich kierunkach. A teraz zamknij oczy i pozwól im odpocząć. Ponieważ podczas pracy przy komputerze oczy mniej mrugają, trzeba zadbać o ich nawilżenie. W tym celu można stosować preparaty sztucznych łez. Nawilżają one powierzchnię rogówki i zmniejszają uczucie suchości i zmęczenia. Zamiast kropli, których często dzieci nie lubią, można im zaproponować zamknięcie oczu na dłuższą chwilę w przerwach między lekcjami. Dodatkowo dbajmy o to, aby pomieszczenia, w których przebywa i pracuje dziecko, były często wietrzone.

 
Transplantacje w USK w 2021 roku
Informacja prasowa 26.01.2022

350 transplantacji w USK we Wrocławiu w pandemicznym roku 2021



Pomimo trudnych wyzwań, związanych z pandemią koronawirusa, w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu wykonano w ubiegłym roku blisko 350 transplantacji różnego rodzaju narządów, tkanek i komórek. COVID-19 odcisnął jednak duże piętno w tej dziedzinie, wpływając na spadek liczby przeszczepień narządowych, a w innych przypadkach stwarzając dodatkowe problemy organizacyjne. Mimo to padło kilka rekordów.

Dla transplantologii USK we Wrocławiu rok 2021 był przełomowy, bo od niego rozpoczyna się historia wykonywanych tu przeszczepień serca. Pierwsze serce zostało przeszczepione 25 lutego ub. r., a do końca roku kardiochirurdzy Instytutu Chorób Serca USK wykonali 40 takich zabiegów na 200 w całej Polsce, przeprowadzonych we wszystkich sześciu uprawnionych ośrodkach. To liczba dwukrotnie wyższa od początkowo planowanej.

W minionym roku USK pobił wszelkie swoje rekordy w przeszczepach rogówki. – Przeszczepiliśmy 53 rogówki – mówi dr Marek Szaliński z Kliniki Okulistyki USK. – Dla porównania: w roku 2020 z powodu pandemii przeszczepień rogówek było zaledwie 14, a we wcześniejszych „przedcovidowych” latach liczba ta oscylowała wokół 20. Tym razem potrafiliśmy wykorzystać okresy ze spadkiem zachorowań na covid, a banki tkanek częściej niż w poprzednich latach oferowały nam rogówki. Nie zmarnowaliśmy ani jednej, wszystkie posłużyły potrzebujący pacjentom.

Rok 2021 do udanych może bez wątpienia zaliczyć Klinika Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej USK, gdzie wykonano 69 przeszczepów szpiku u dzieci oraz Klinika Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku USK, której lekarze przeprowadzili 140 procedur przeszczepowych u dorosłych pacjentów. Choć jest to o 20 więcej niż rok wcześniej, szef kliniki przyznaje, że i w jego jednostce COVID-19 dał się we znaki:

– Już na początku pandemii musieliśmy rozwiązać problemy logistyczne, związane z dostarczaniem materiału do przeszczepu – przypomina prof. Tomasz Wróbel, kierownik Kliniki Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku USK. – Dotyczyły one zwłaszcza transportu z zagranicy. Stał się on nieprzewidywalny, co wymusiło na nas zmianę stosowanych procedur przygotowania pacjenta do przeszczepu. Poza tym zdarzały się sytuacje, gdy przeszczep trzeba było przełożyć, bo dawca lub biorca był zakażony koronawirusem. Jednak nauczyliśmy się omijać wszelkie rafy logistyczne i zapewnić pacjentom bezpieczeństwo. Trzeba mieć na uwadze, że nasi chorzy należą do grupy najbardziej narażonych na ciężki przebieg COVID-19. Powtarzam to do znudzenia, ale udaje się nam funkcjonować w tych trudnych warunkach i leczyć tylko dzięki wyjątkowemu zaangażowaniu zespołu.

Lekarzy nie satysfakcjonuje natomiast liczba przeszczepień narządowych w USK, która spadła w sposób istotny. – 8 przeszczepień wątroby i 39 nerek to spadek dramatyczny – komentuje prof. Dariusz Janczak, kierownik Kliniki Chirurgii Naczyniowej, Ogólnej i Transplantacyjnej USK i pełnomocnik dyrektora USK ds transplantacji. – Przed pandemią, w 2019 r. przeszczepiliśmy 96 nerek i 17 wątrób, co pokazuje skalę. Głównym problemem jest fakt, że na mocy odgórnych decyzji USK pełni także funkcję szpitala covidowego, a przecież musimy zapewnić pacjentom przeszczepowym absolutne bezpieczeństwo przed zakażeniem. Kolejna kwestia to bardzo trudna sytuacja intensywnej terapii, gdzie trafiają najciężej chorzy pacjenci covidowi. Brakuje w związku z tym miejsc w całym regionie. Tymczasem po przeszczepie wątroby pacjent musi przebywać na oddziale intensywnej terapii przez 7-8 dni.

Transplantacje wykonane w USK w 2021 r:
  • serca - 40

  • nerek - 39, w tym 6 od żywych dawców

  • wątroby - 8

  • komórek krwiotwórczych szpiku u pacjentów dorosłych - 140

  • komórek krwiotwórczych szpiku u dzieci - 69

  • rogówki - 53

 
Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu zaprasza maturzystów

Co zdać, żeby się dostać?” - Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu zaprasza maturzystów



Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu organizuje spotkanie informacyjne dotyczące zasad rekrutacji dla tegorocznych maturzystów. Odbędzie się ono on-line 26 stycznia. Uczestnicy będą mogli również porozmawiać ze studentami.

Ostateczną deklarację dotyczącą przedmiotów zdawanych na maturze, trzeba złożyć do 7 lutego 2022 r. Dla wielu maturzystów to stresujący moment.

- To normalne, że w wieku 18-19 lat nie mamy jeszcze jasnej wizji naszej przyszłości. Spotkanie „Co zdać, żeby się dostać?” ma pomóc tym, którzy do ostatniej chwili wahają się, na jaki dokładnie kie-runek iść i w związku z tym co zdawać na maturze – mówi organizatorka spotkania Anna Tumidajewicz z UMW.

26 stycznia 2022 r. w godzinach 16.00 - 17.15 odbędzie się potkanie informacyjne o warunkach rekrutacji na studia, połączone z chatem ze studentami wszystkich kierunków. Wydarzenie odbędzie się w formule online na profilu Rekrutacja Uniwersytet Medyczny Wrocław na Facebooku.

Studiując na Uniwersytecie Medycznym we Wrocławiu można zostać nie tylko lekarzem. Uczelnia jest wstępem do kariery zawodowej dla farmaceutów, pielęgniarek i położnych, ratowników me-dycznych, ekspertów zdrowia publicznego, analityków medycznych, fizjoterapeutów, dietetyków praz oczywiście lekarzy i stomatologów. Ostatnie dwa kierunki studiować można zarówno po polsku, jak i angielsku.

Program:

26.01 br. (środa) godz. 16.00-17.15

16.00 – 16.45 - live na FB Rekrutacja Uniwersytet Medyczny Wrocław
16.45 – 17.15 – chat ze studentami UMW

Więcej informacji o zasadach rekrutacji na studia na Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu znaleźć można na stronie www.rekrutacja.umw.edu.pl .

Kontakt: Anna Tumidajewicz - Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć. , tel. 885 420 489
 
Porady specjalistów, aukcje i eSkarbonka – wrocławscy medycy grają z WOŚP

Porady specjalistów, aukcje i eSkarbonka – wrocławscy medycy grają z WOŚP



Uniwersytet Medyczny i Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu, jak co roku, włączyły się w finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W sobotę 29 stycznia specjaliści z USK będą udzielali pacjentom porad i konsultacji. Od kilku dni trwają licytacje przygotowane przez sztab WOŚP przy UMW. Wśród atrakcji m.in. kurs laparoskopowy z prof. Dariuszem Patkowskim, warsztaty kuchni azjatyckiej z prof. Andrzejem Hendrichem oraz trening biegowy z prof. Tomaszem Zatońskim. Kwestujących wolontariuszy ze sztabu UMW spotkamy na ulicach Wrocławia 30 stycznia, a już teraz można zasilać medyczną eSkarbonkę.


Dla pacjentów

Tegoroczny finał poświęcony jest okulistyce dziecięcej (hasło przewodnie: „Przejrzyj na oczy”), ale do akcji WOŚP włączyli się lekarze innych specjalności pediatrycznych m.in. laryngolodzy, chirurdzy, urolodzy, endokrynolodzy, gastroenterolodzy, psychiatra dziecięcy, studenci stomatologii, neonatolodzy i nefrolodzy Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Z uwagi na pandemię z konsultacji specjalistów będzie można skorzystać po wcześniejszej rejestracji telefonicznej.

Rejestracja prowadzona będzie codziennie od 25.01 do 28.01 w godz. 12-14.00, lub do wyczerpania miejsc:

Klinika Okulistyki tel. 71 736 4315 (badania przesiewowe dzieci 7-14 lat)
Klinika Otolaryngologii, Chirurgii Głowy i Szyi tel. 71 733 1681 (badania słuchu dzieci i młodzieży)
Klinika Chirurgii i Urologii Dziecięcej tel. 518 218 745 (konsultacje urologa, chirurga i ortopedy dziecięcego)
Klinika Gastroenterologii Dziecięcej tel. 71 770 3045 (porady gastroenterologa - ocena nawyków żywieniowych, ocena odżywienia i niedoborów)
Klinika Endokrynologii Dziecięcej tel. 71 770 3117 (konsultacje endokrynologa)
Klinika Nefrologii Dziecięcej tel. 71 736 4400 (konsultacje nefrologa)
Klinika Neonatologii tel. 71 733 1500 (konsultacje neonatologa)
Katedra Psychiatrii tel. 71 784 1617 (pierwszorazowe konsultacje psychiatry dziecięcego)
Akademicka Poliklinika Stomatologiczna tel. 71 784 0295 (przeglądy stomatologiczne i jamy ustnej u dzieci)

Z powodu trudnej do przewidzenia sytuacji epidemicznej organizacja Białej Soboty może ulec zmianie.

Pobiegaj z profesorem, ugotuj z dziekanem

Lekcja gotowania z dziekanem, trening biegowy z rektorem i zwiedzanie uczelnianych muzeów - to tylko kilka pozycji z listy aukcji sztabu Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, które już teraz można licytować, by wesprzeć 30. finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W trakcie finału 30 stycznia 2021 r. na wrocławskich ulicach pojawi się 35 wolontariuszy kwestujących i ponad 100 wolontariuszy bez puszek, rozlokowanych w placówkach ochrony zdrowia oraz firmach na terenie całego miasta, a także na uczelni - w sali wykładowej nr 4 budynku Wydziału Farmaceutycznego. Zwolennicy wpłat bezgotówkowych mogą już wpłacać pieniądze do uczelnianej eSkarbonki poprzez stronę:https://eskarbonka.wosp.org.pl/pbpfx7

Na stronie dedykowanej sztabowi na Allegro rozpoczęły się również aukcje, wśród których największym zainteresowaniem cieszą się „wyjątkowe momenty”. Podobnie jak w roku ubiegłym licytować można zwiedzanie Muzeum Anatomii i Muzeum Medycyny Sądowej UMW, a nowością są: kurs laparoskopowy z prof. Dariuszem Patkowskim, kierownikiem Kliniki Chirurgii i Urologii Dziecięcej, warsztaty kuchni azjatyckiej z Dziekanem Wydziału Lekarskiego, prof. Andrzejem Hendrichem oraz unikalny trening biegowy z prof. Tomaszem Zatońskim, prorektorem ds. Budowania Relacji i Współpracy z Otoczeniem UWM.

Wszystkie aukcje Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu:
https://allegro.pl/uzytkownik/WOSPSztabUMW

Skarbonka on-line:
https://eskarbonka.wosp.org.pl/pbpfx7

 

 
Zamiast laurek dla babci i dziadka – porządkowanie domowych apteczek

Zamiast laurek dla babci i dziadka – porządkowanie domowych apteczek



„Nie przesadzaj z laurkami – zrób porządek z lekami!” – to akcja wrocławskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Studentów Farmacji, zorganizowana z okazji Dni Babci i Dziadka. Jej celem jest zachęcenie do przeglądów apteczek domowych, zwłaszcza  osób starszych.


Studenci Wydziału Farmaceutycznego Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu zadbali o to, aby nie tylko pomóc w noworocznych porządkach, ale również przekazać zdobytą na studiach wiedzę, dotyczącą przechowywania leków i sposobu ich użytkowania.
–  Mało kto zdaje sobie sprawę, jak duże konsekwencje niesie za sobą stosowanie przeterminowanych leków lub zażywanie ich wbrew zaleceniom lekarzy i farmaceutów – mówi Daria Jagiełła z PTSF oddział Wrocław, studentka UMW.
Jak więc zorganizować i uporządkować swoją apteczkę? Studenci opracowali listę, którą warto sporządzić podczas przeglądu oraz dokładną instrukcję, w której informują, w jaki sposób bezpiecznie przechowywać leki.
–  Nieprawidłowe  przechowywanie może wpłynąć na efekt farmakologiczny. Większość leków należy trzymać w suchym i chłodnym miejscu - chyba, że na opakowaniu jest napisane inaczej. Dodatkowo warto zwrócić uwagę na to, czy nie posiadamy leków zawierających takie same substancje czynne. Pacjenci często nie sprawdzają składu chemicznego i przez to biorą leki różniące się nazwą handlową, ale o takiej samej substancji czynnej. Nieświadomie podwajają dawkowanie, co zwiększa ryzyko wystąpienia skutków ubocznych i przedawkowania –  dodaje Małgorzata Cieślak z  PTSF oddział Wrocław, studentka UMW.

Aby umilić porządki, studencka organizacja zorganizowała również konkurs z nagrodami na udokumentowanie przemian własnych apteczek. Można np. przesyłać zdjęcia najstarszych leków, które zostały znalezione w trakcie sprzątania.
Więcej informacji o akcji: https://fb.me/e/25oDnuxA5.

 
Szczepionki chronią chorych po przeszczepach w 90 proc.

Szczepionki chronią chorych po przeszczepach w 90 proc.



(18.02.2022) Badania, prowadzone w Klinice Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, dostarczyły dowodów na skuteczność szczepień w grupie pacjentów szczególnie zagrożonych ciężkim przebiegiem COVID-19. Są to chorzy po przeszczepach komórek krwiotwórczych szpiku w leczeniu białaczki.

– Podczas pierwszej fali pandemii obserwowaliśmy wysoką śmiertelność pacjentów po przeszczepach, którzy zachorowali na COVID-19 – mówi kierownik kliniki prof. Tomasz Wróbel. – Sięgała ona nawet 50 proc., ale wtedy jeszcze nie było szczepionki. Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy zaczęliśmy tych chorych szczepić. Zakażenia wciąż się zdarzają, ale nie są to już zakażenia tak ciężkie i tak śmiertelne, jak w tamtym okresie.

Pacjenci kliniki po przeszczepie komórek krwiotwórczych szpiku po przyjęciu szczepionki przeciwko COVID-19 byli także dokładnie monitorowani pod kątem reakcji niepożądanych oraz uzyskanej odpowiedzi immunologicznej. Badaniem objęto blisko stu chorych. Wyniki są bardzo obiecujące:

– Odsetek reakcji niepożądanych w tej grupie pacjentów jest zbliżony do ogólnej populacji – ocenia prof. Anna Czyż z Kliniki Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku USK. – Reakcje niepożądane się zdarzały, ale miały charakter łagodny lub umiarkowany i przemijający. Okazało się jednocześnie, że skuteczność szczepienia w rozumieniu odpowiedzi immunologicznej jest także podobna do tej notowanej w całej populacji. Wynosi bowiem ok. 90 proc., i to nawet u pacjentów po przeszczepie allogenicznym (nie z własnych komórek) przyjmujących leki immunosupresyjne.

Prof. Tomasz Wróbel zaapelował także do rodzin osób chorych hematologicznie, by się zaszczepiły, tworząc w ten sposób strefę ochronną dla swoich bliskich w ich środowisku.

– To wyraz odpowiedzialności za innych – podkreślił prof. Wróbel.


fot. Tomasz Walów/UMW
 
Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu w nieziemskiej misji
 16 stycznia 2022 r.

Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu w nieziemskiej misji



Jak mikrograwitacja i kosmiczne promieniowanie wpływają na działanie konkretnych leków onkologicznych i w jaki sposób te czynniki mogą wpłynąć na ludzkie zdrowie? To jedno z zagadnień, nad którym pracują naukowcy Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Stworzone przez nich miniaturowe laboratorium z biologicznymi próbkami, po testach wykonanych na Ziemi, 13 stycznia br. opuściło naszą planetę. Bio-nanosatelita obserwacyjny LabSat został umieszczony na ziemskiej orbicie przez Falcon9 Transporter-3, który wystartował z przylądku Canaveral na Florydzie.


Przez najbliższe dni badacze będą na bieżąco analizować dane, przesyłane wprost z orbity do urządzeń we wrocławskim laboratorium.  To finał projektu NCBiR „Bio- nanonanosatelita wykorzystujący zminiaturyzowane instrumenty lab-on-chip oraz metodologia\prowadzenia badań bio-medycznych z jego wykorzystaniem w warunkach mikrograwitacji”. Bierze w nim udział kilka uczelni: Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu, Politechnika Wrocławska, Uniwersytet Przyrodniczy, Instytut Immunologii i Terapii Doświadczalnej, a jego liderem jest wrocławska firma SatRevolution. Należy zaznaczyć, że mentorem naukowym całego projektu jest prof. Jan Dziuban (PWr) specjalista w dziedzinie mikrosystemów (MEMS, MEOMS) i nanosystemów (NEMS). Ze strony Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu w badaniach uczestniczą dr hab. Julita Kulbacka, prof. Jolanta Saczko, dr Olga Michel, dr Nina Rembiałkowska i lek. Dawid Przystupski z Katedry i Zakładu Biologii Molekularnej i Komórkowej.


Skonstruowana przez naukowców UMW bio-nanosatelita jest jednym z trzech umieszczonych na orbicie w ramach tego projektu.


- Nasz LabSat jest wielkości szkiełka mikroskopowego, ale jest to laboratorium zintegrowane, zapewniające odpowiednie środowisko, konieczne do przeżycia badanych próbek biologicznych - opowiada dr hab. Julita Kulbacka. - Dla podtrzymania ich funkcji życiowych konieczna jest właściwa wilgotność, temperatura, oświetlenie, dopływ gazu i mediów. Stworzenie takich warunków było największym wyzwaniem w naszej pracy, ale dzięki interdyscyplinarnemu zespołowi udało się. W pierwszym etapie przeprowadziliśmy testy na Ziemi, teraz układ jest sprawdzany na orbicie. Wyniki projektu zostaną wykorzystane do opracowania uniwersalnego bio-nanosatelity umożliwiającego prowadzenie zróżnicowanych badań.

 
Rekordy zgonów w Polsce to m.in. efekt zaniechania leczenia chorób przewlekłych

Rekordy zgonów w Polsce to m.in. efekt zaniechania leczenia chorób przewlekłych



Na SOR Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu zgłasza się coraz więcej pacjentów w zaawansowanych stanach. Lekarze USK apelują: nie czekać na zaostrzenie choroby, leczymy nie tylko COVID-19!

– Pacjenci zgłaszają się bardzo późno – mówi rektor Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu prof. Piotr Ponikowski. – Mówię to jako kardiolog, ale nie tylko. To są pacjenci kardiologiczni, onkologiczni, cierpiący na schorzenia przewlekłe. Apelujemy do nich, żeby nie czekali na zaostrzenie choroby, nie zaniedbywali regularnych badań, nie odkładali na późnej zaplanowanych wizyt i zabiegów. Takie podejście skutkuje dramatem. W 2021 r. zmarło w Polsce ponad pół miliona osób. To są ilości nienotowane od wielu lat, bardzo niepokojące, bo za te zgony nie odpowiada tylko COVID-19.

Analiza przypadków osób zgłaszających się na SOR w USK wskazuje wyraźnie na pogłębiające się zjawisko zaniedbywania własnego zdrowia.

– Na naszym SOR zjawia się coraz więcej pacjentów w coraz bardziej zaawansowanych stanach chorobowych – potwierdza Barbara Korzeniowska, dyrektor ds. lecznictwa otwartego USK. – Pacjenci w Polsce nie przestali chorować na inne schorzenia z powodu pandemii, tak samo wymagają ratowania życia i zdrowia. Przypominamy, że wciąż leczymy pacjentów niezakażonych koronawirusem, szpital pozostaje nadal miejscem, w którym służy się wszystkim chorym.

Najlepszym dowodem na to, że USK w warunkach pandemii pracuje normalnie, jest pierwsza w tym roku transplantacja serca w Polsce, którą przeprowadzili 4 stycznia kardiochirurdzy USK. – Jeśli tak trudne procedury, związane z immunosupresją, są realizowane, to znaczy, że z epidemiologicznego punktu widzenia sytuacja w naszym szpitalu jest stabilna – ocenia naczelny epidemiolog USK dr hab. Jarosław Drobnik.

Lekarzy USK niepokoi także wciąż utrzymująca się wysoka śmiertelność wśród pacjentów covidowych. Obecnie wynosi ona ok. 9 proc. Choć chorych na COVID-19 jest teraz w USK (zarówno przy ul. Borowskiej, jak i w szpitalu tymczasowym przy ul. Rakietowej) mniej niż w poprzednich tygodniach, to stan większości z nich jest ciężki i wielu z nich nie udaje się uratować życia. Zmarli pacjenci to na ogół osoby starsze, z chorobami współistniejącymi.

– Spośród tych, którzy zmarli, tylko jedna czwarta była zaszczepiona – podkreśla prof. Ponikowski. To liczby, które mówią same za siebie.

Szczepionka chroni dzieci przed PIMS

Według najnowszych badań szczepienie dzieci przeciwko COVID-19 aż w 91 proc. zapobiega ciężkim powikłaniom tej choroby w postaci wieloukładowego zespołu zapalnego (ang. Pediatric Inflammatory Multisystem Syndrome, PIMS), poinformował prof. Leszek Szenborn, kierownik Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

– 7 stycznia ukazała się w USA praca, w której oceniono skuteczność szczepionki przeciwko COVID-19 w zapobieganiu PIMS na 91 proc. – powiedział prof. Leszek Szenborn. – Żadne zaszczepione dziecko nie wymagało z powodu PIMS reanimacji. To bardzo dobra wiadomość dla pediatrów. PIMS może mieć bardzo ciężki przebieg i w wielu przypadkach powoduje zagrożenie życia dziecka.

Szef Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych USK poinformował także, że choć w ostatnich dniach pacjentów covidowych trafia tam mniej, to jednak w czasie czwartej fali pandemii leczenia w szpitalu wymagało więcej dzieci niż podczas drugiej i trzeciej fali razem wziętych. Nasiliła się także fala pacjentów z PIMS. Na szczęście dzięki wypracowanym schematom postępowania lekarze radzą sobie z tą chorobą. Niemniej jednak pozostaje ona bardzo niebezpieczna. Dzieci chorują na PIMS zwykle 2-6 tygodni od zakażenia SARS-Cov-2. Choroba objawia się zazwyczaj wysoką gorączką, dolegliwościami ze strony układu pokarmowego, czasem wysypką, bólem brzucha, głowy, zapaleniem spojówek i wieloma innymi symptomami. Jeśli stan zapalny obejmie układ krążenia, u nawet kilkuletniego dziecka może dojść do zawału serca lub powstania tętniaków tętnic wieńcowych.

Do tej pory w USK zaszczepionych zostało w najmłodszej grupie wiekowej (5-11 lat) 1030 dzieci pierwszą dawką i 340 dwiema dawkami.

– W żadnym przypadku rodzice nie zgłosili objawów niepożądanych – dodał prof. Szenborn. – Nie znaczy to, że ich nie było, ale jeśli się zdarzyły, miały łagodny charakter. Szczepionki przeciwko COVID-19 są bardzo dobrze tolerowane przez dzieci i mają 80-procentową skuteczność. Dodatkowo chronią przed powikłaniami, więc pozostaje tylko zachęcać rodziców do szczepień. Bez szczepień dzieci nie da się pokonać pandemii.

Trudno liczyć na to, że V fala pandemii w Polsce będzie łagodna

Choć z doświadczeń państw już dotkniętych falą zakażeń nowym wariantem koronawirusa omikronem wynika, że rzadziej wywołuje on ciężki przebieg choroby, w Polsce nadchodząca fala wcale nie musi być łagodna – alarmują eksperci Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

– Wiadomo, że przed zakażeniem omikronem najskuteczniej chroni dopiero trzecia dawka szczepionki przeciwko COVID-19. Tymczasem przyjęło ją zaledwie ok. 20 proc. Polaków. To bardzo niepojące dane. Przed nami dosłownie ostatni moment, żeby zabezpieczyć się przed nadchodzącą V falą – apeluje Jarosław Drobnik naczelny epidemiolog USK.

Mikrobiolog dr Małgorzata Fleischer, konsulat ds zakażeń USK zwraca uwagę na niekorzystny zbieg trzech elementów:

– Fala związana z omikronem pojawi się u nas w momencie, gdy jeszcze nie zakończyła się fala delty, a w dodatku przełom stycznia i lutego to okres wzmożonej zachorowalności na grypę – zauważa dr Fleischer. – Zderzą się te trzy elementy i trudno przewidzieć, jakie będą tego skutki. Tym bardziej, że sytuacja w Polsce jest bardzo trudna jeszcze z innych powodów. Mamy o wiele wyższy wskaźnik zgonów z powodu COVID-19 niż w państwach Europy Zachodniej. Trudno więc liczyć na to, że będzie łagodniej. Omikron jest wariantem bardzo zakaźnym. Szacuje się, że jedna osoba może zakazić 10 innych, a liczba zakażeń podwaja się co 2-3 dni. Spodziewamy się więc dużej liczby przypadków, z których część będzie przebiegać ciężko.

Mikrobiolog podkreśla, że ok. 30 mutacji omikrona dotyczy tzw. kolca, przez który wirus wnika do ludzkiego organizmu. Z tego powodu skuteczność dotychczas stosowanych szczepionek spada nawet do ok 10 proc. Dopiero dawka przypominająca podnosi odporność do poziomu ok. 70 proc. Przed omikronem nie chroni także przechorowanie COVID-19, dlatego naukowcy spodziewają się dużo zakażeń wśród ozdrowieńców.

– Według WHO pandemię można powstrzymać, gdy 70 proc. populacji świata będzie zaszczepiona. W sytuacji, gdy daleko nam do takiego stanu, musimy postawić na profilaktykę – uważa dr Fleischer. – Absolutnie nie możemy tolerować braku maseczek i nieprawidłowego ich używania (bez szczelnego zakrycia ust i nosa) czy też noszenia zupełnie nieprzydatnych maseczek niemedycznych.


 
Migrena w Polsce - ogólnopolskie badania

Migrena w Polsce - ogólnopolskie badania



Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu zaprasza do udziału w badaniu, którego celem jest pokazanie problemów osób z migreną, szczególnie w kwestii dostępu do nowoczesnych leków oraz następstw społecznych tej choroby.

To pierwsze badanie zakrojone na taką skalę. Mamy nadzieję, że przyczyni się do poprawy jakości opieki nad chorymi i zwrócenia uwagi decydentów w ochronie zdrowia na problemy kilku milionów Polaków żyjących z tą chorobą. Wierzymy w to, że wyniki badania dadzą lekarzom argumenty w walce o poprawę opieki nad osobami z migreną. Dlatego Państwa udział w badaniu jest bardzo ważny.

Zachęcamy do wypełnienia ankiety, która pozwoli ocenić sytuację osób z migreną. Pytania pozwolą Państwu również lepiej identyfikować i opisywać swoje problemy z bólami głowy.

   Badanie jest prowadzone pod auspicjami Kliniki Neurologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu we współpracy z Panem Profesorem Richardem Liptonem z Nowego Yorku – światowym autorytetem w dziedzinie bólów głowy. Badanie zostało zarejestrowane jako “Migraine in Poland - a Web-based Cross-sectional Survey” w bazie ClinicalTrials.gov pod numerem: NCT05087420.

   Prosimy o udostępnianie i rozpowszechnianie ankiety wśród współpracowników, rodziny i znajomych chorujących na migrenę. Czas wypełnienia ankiety to około 15 minut. Ankieta nie zawiera newralgicznych danych i jest zgodna z przepisami RODO.

Poniżej znajduje się link do ankiety i kod QR:

 https://docs.google.com/forms/d/e/1FAIpQLScQvb-Nc0icHrovjVj6OHSrAo1TruQkQpdhUd1_iNBFwnzkxw/viewform?fbzx=-8758745485770013861
 
 
USK będzie rozwijać chirurgię ginekologiczną
Informacja prasowa 5.01.2022

USK będzie rozwijać chirurgię ginekologiczną



I Klinika Ginekologii i Położnictwa Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, która 15 grudnia ub. r. przeprowadziła się z ul. Chałubińskiego na ul. Borowską, będzie kontynuować swoją działalność w zakresie ginekologii operacyjnej i onkologicznej. Pierwszy planowy zabieg w nowym miejscu przeprowadzono 22 grudnia.

Kierownik I Kliniki Ginekologii i Położnictwa USK prof. Marek Murawski podkreśla, że nowa siedziba umożliwia w większym stopniu niż dotychczas leczenie w bardziej komfortowych warunkach, lepszy dostęp do diagnostyki, oddziału intensywnej terapii i specjalistów z innych dziedzin. To zapewnia pacjentkom pełny wachlarz zabiegów z zakresu chirurgii ginekologicznej.

– Nawiązujemy do tradycji jednostki posiadającej profil oddziału ginekologii operacyjnej, będącej flagowym oddziałem na Dolnym Śląsku – mówi prof. Marek Murawski. – Przeniesienie kliniki do szpitala przy ulicy Borowskiej powiększa możliwości leczenia w tej dziedzinie chirurgii i stwarza możliwość dalszego, intensywnego rozwoju operatywy ginekologicznej, wprowadzania nowych technik operacyjnych, ze szczególnym uwzględnieniem chirurgii małoinwazyjnej miednicy mniejszej.

   Podstawowa działalność I Kliniki Ginekologii i Położnictwa jako oddziału ginekologii operacyjnej obejmuje leczenie chirurgiczne w obszarach ginekologii onkologicznej, uro-ginekologicznej i endoskopii ginekologicznej.

   W ramach ginekologii onkologicznej w klinice wykonuje się rozległe zabiegi operacyjne nowotworów złośliwych żeńskich narządów płciowych, z możliwością pracy w zespole interdyscyplinarnym. W uro-ginekologii klinika stawia na rozwój operacji „slingowych” w leczeniu wysiłkowego nietrzymania moczu oraz pochwowych i laparoskopowych operacji podwieszających w przypadku zaburzeń statyki żeńskich narządów płciowych – jednego z głównych schorzeń cywilizacyjnych naszych czasów.

– Rozwój tych kierunków klinika zamierza osiągnąć poprzez wykorzystanie wysokiej klasy sprzętu zabiegowego oraz zaplecza diagnostycznego, a także właściwe szkolenie asystentów klinicznych.

 
Apel do chorych na COVID-19: nie czekajcie w domu do momentu umierania

Apel do chorych na COVID-19: nie czekajcie w domu do momentu umierania



Do szpitala tymczasowego we Wrocławiu, prowadzonego przez Uniwersytecki Szpital Kliniczny, przyjmowani są pacjenci w coraz bardziej zaawansowanych stadiach COVID-19. W takiej sytuacji trudniej zastosować skuteczne leczenie. To niepokojąca tendencja, pogarszająca rokowania, dlatego lekarze USK przekonują chorych, by wcześniej szukali pomocy.

- Większość pacjentów trafia do nas między siódmą a dziesiątą dobą od pierwszych objawów zakażenia – mówi koordynujący pracę wrocławskiego szpitala tymczasowego dr Janusz Sokołowski. – Dziś (4 stycznia) np. przyjmowaliśmy osoby, które źle się czuły już w czasie wigilii. Po tylu dniach od zakażenia skuteczność leków przeciwwirusowych jest prawie żadna.

Lekarze zwracają uwagę, że w przebiegu COVID-19 często obserwuje się nagłe pogorszenie stanu zdrowia po kilku dniach. Najczęściej dochodzi już wówczas do rozwijającego się błyskawicznie zapalenia płuc.

- Nie warto czekać w domu do momentu, kiedy poczujemy, że umieramy – apeluje do chorych Barbara Korzeniowska, dyrektor ds. lecznictwa otwartego USK. – Pomocy lekarskiej trzeba szukać wcześniej, bo wówczas lekarze mają większe możliwości leczenia. To nie musi być od razu szpital, może być kontakt z lekarzem POZ lub nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej.

Zakażenie SARS-Cov-2 nie tylko wywołuje COVID-19, ale ma także wpływ na przebieg wielu innych chorób. Prof. Dariusz Janczak, kierownik Kliniki Chirurgii Naczyniowej, Ogólnej i Transplantacyjnej USK, od początku pandemii odpowiedzialny za covidowy obszar zabiegowy w całym szpitalu, zwraca uwagę na sytuację pacjentów wymagających operacji. Jest ich nie tylko coraz więcej, ale i trafiają do szpitala w trybie ostrodyżurowym w zaawansowanych stanach, gdy operację trzeba wykonać natychmiast.

- Rokowania chorych operowanych pogarsza zakażenie Sars-Cov-2 – informuje prof. Dariusz Janczak. – Wirus ten powoduje zapalenie śródbłonka naczyń krwionośnych, a to z kolei wpływa zarówno na zaostrzenie stanów chorobowych, jak i zwiększa ryzyko ciężkich powikłań chirurgicznych.

W Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu dla pacjentów zabiegowych, a jednocześnie chorych na COVID-19, utworzono osobny oddział, zapewniający wszechstronną opiekę chirurgiczną. Leczeni są tu pacjenci ortopedyczni, laryngologiczni, po zabiegach chirurgii naczyniowej i innych. Dzięki takiemu rozwiązaniu covidowi pacjenci zabiegowi są izolowani od pozostałych, a kliniki chirurgiczne USK mogą bezpiecznie przyjmować pozostałych pacjentów, którzy wcześniej są testowani na obecność koronawirusa.

Na początku nowego roku w USK jest mniej pacjentów zakażonych SARS-Cov-2, zmalała także wśród nich liczba zgonów. Zdaniem ekspertów, nie oznacza to jednak, że zagrożenie minęło.

- Pamiętajmy, że jeszcze nie wygasła IV fala, a już zbliża się fala V, związana z nowym wariantem koronawirusa. W dodatku będzie ona szła z wysokiego poziomu, bo wciąż notujemy dużo zakażeń, więc sytuacja może szybko stać się trudna – przestrzega naczelny epidemiolog USK prof. Jarosław Drobnik, nieustannie zachęcając do szczepienia jako jedynej skutecznej metody zmniejszenia ryzyka ciężkiego przebiegu COVID-19 i zgonu z powodu tej choroby. Spośród obecnie hospitalizowanych pacjentów szpitala tymczasowego jedynie 20 proc. to osoby zaszczepione, najczęściej z chorobami współistniejącymi. Jak informuje dr Sokołowski, żadna z nich nie wymaga leczenia technikami zaawansowanymi.

Prof. Leszek Szenborn, kierownik Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych USK przekonuje także do szczepienia dzieci i młodzieży. W obecnej fali pandemii jest to grupa częściej dotknięta ciężkim przebiegiem COVID-19 niż w czasie poprzednich etapów pandemii. - Z doświadczeń innych krajów wiemy, że szczepionki przeciwko COVID-19 są dobrze tolerowane przez najmłodszych – mówi prof. Szenborn. – W USA zaszczepiono 5 mln dzieci i nie zaobserwowano objawów niepożądanych groźniejszych niż ból ręki, utrzymujący się jeden dzień. Wygląda na to, że dzieci lepiej znoszą szczepienie od dorosłych.

 
Odpowiedź prof. Tomasza Wróbla na list marszałka i dyrektora DCO

Odpowiedź prof. Tomasza Wróbla na list marszałka i dyrektora DCO


Wrocław 3.01.2022


Sz.P.

Prof. dr hab. Adam Maciejczyk

Dyrektor Dolnośląskiego Centrum Onkologii



Szanowny Panie Dyrektorze,

dziękuję za reakcję na mój list otwarty. Bardzo cenię wiedzę i doświadczenie Pana Dyrektora w dziedzinie onkologii guzów litych, jednak Pana opinie dotyczące hematologii wydają się być oparte na niesprawdzonych przesłankach, dlatego pozwalam sobie przesłać kilka uwag w odpowiedzi na Pana pismo:


1. W odniesieniu do przeszczepów szpiku powołuje się Pan na bezsporne zasługi historyczne prof. A. Lange, którego to przecież Urząd Marszałkowski niedawno zwolnił z funkcji dyrektora i ordynatora. Proponuję skupić się jednak na teraźniejszości i przyszłości, a nie na roku 1987. Obecnie w "tych trudnych warunkach pandemii", jak pisze pan Dyrektor, Klinika Hematologii wykonała w 2020 r.121 przeszczepów w tym 50 allotransplantacji a DCO 29 przeszczepów w tym 13 allo (dane Poltransplantu). Natomiast niepublikowane dane z roku 2021, na które się Pan Dyrektor powołuje, to DCO 49 transplantacji a Klinika Hematologii 140 procedur przeszczepowych, w tym 13 przeszczepów haploidentycznych (wobec 6 cytowanych przez Pana Dyrektora), które zresztą we współczesnej transplantologii nie są niczym nadzwyczajnym. Polecam lekturę dostępnych online biuletynów Poltransplantu za ostatnie lata. Wspomniane przez p. Dyrektora akredytacje posiadane przez DCO również nie są niczym wyjątkowym, gdyż dotyczą wszystkich polskich i europejskich ośrodków wykazujących jakąkolwiek aktywność transplantacyjną. Jako menedżer podejmujący decyzje w oparciu o obiektywne dane przyzna Pan Dyrektor, że proporcje w ilości wykonanych procedur przeszczepienia szpiku układają się co najmniej 3 do 1 na korzyść Kliniki Hematologii więc nazywanie DCO Dolnośląskim Centrum Hematologii brzmi groteskowo.


2. Przyjmując nazwę Dolnośląskie Centrum Hematologii Pan Dyrektor zapomina ponadto, że choroby krwi to nie tylko nowotwory, ale także np. niedokrwistości czy zaburzenia krzepnięcia. Jedyna Poradnia Skaz Krwotocznych prowadzona jest przy Klinice Hematologii. Kolejki w specjalistycznym lecznictwie ambulatoryjnym są bolączką ogólnopolską i zapewne dotyczą też DCO. Pragnę jednak Pana uspokoić, gdyż codziennie w Poradni przy ul. Pasteura pracuje 4 hematologów i wszystkie wizyty chorych na nowotwory krwi oraz określane jako pilne są załatwiane na bieżąco. Z pewnością nie pomaga nam fakt, że DCO próbuje ostatnio „pozyskiwać” pracowników Kliniki. Widocznie kierowany przez Pana szpital nie musi oglądać się na koszty takiego działania, które zresztą poniesie podatnik. Zwracam też uwagę, że "trudne warunki pandemii" nie dotyczą personelu DCO tylko lekarzy Kliniki Hematologii, którzy zostali delegowani do Szpitala Tymczasowego prowadzonego przez Uniwersytecki Szpital Kliniczny dla chorych na Covid-19. Jak widać ze statystyk, dzięki wysiłkowi naszego Zespołu, nie odbiło się to negatywnie na naszej opiece nad chorymi hematologicznymi.


3. Nie kwestionuję, że w DCO są zatrudnieni specjaliści z dziedziny hematologii czy transplantologii. Natomiast słowo "ekspert", podobnie jak termin „centrum”, jest w tym przypadku nadużyciem. Ekspert to osoba ustanawiająca standardy leczenia, zasiadająca w kierowniczych gremiach towarzystw naukowych i grup badawczych, lider projektów naukowych, posiadająca przynajmniej stopień doktora habilitowanego lub tytuł profesora. Według mojej wiedzy nie ma osób spełniających powyższe kryteria w dziedzinie hematologii w DCO. Natomiast w Klinice Hematologii pracuje co najmniej 7 takich lekarzy. Cytowane przez Pana Dyrektora osiągnięcia naukowe niektórych pracowników DCO, jak również ich doktoraty, w znacznej części pochodzą z okresu ich zatrudnienia w Klinice Hematologii. Jest to dla mnie powód do dumy, bo naszą rolą jest kształcenie kadr medycznych. Jednak zasługi DCO są w tym przypadku wątpliwe.


4. Posiedzenia Rady Społecznej odbywały się online, z racji pandemii. Przeciwko zmianie nazwy protestowałem w mailu skierowanym do Pana Dyrektora i wszystkich członków Rady (wśród, których jest m.in. wicemarszałek M. Krzyżanowski) już w listopadzie 2021r. i nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Podobnie nie było reakcji na uchwałę Senatu Uniwersytetu Medycznego w tej sprawie. Nie jest moim celem deprecjonowanie niczyich kompetencji ani osiągnięć. Mój list otwarty ma na celu poinformowanie mieszkańców Wrocławia i Dolnego Śląska o możliwych zagrożeniach w dziedzinie medycyny, którą zajmuję się od niemal 30 lat. Pozostawiam ocenie i odpowiedzialności Władz Samorządowych, komu, przy ograniczonych zasobach kadrowych i finansowych, powierzyć rozwój hematologii we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku. Jestem otwarty na merytoryczną dyskusję i mam przekonanie, że możemy osiągnąć porozumienie, które będzie służyć pacjentom hematologicznym w naszym Regionie. Wierzę, że w Nowym Roku będziemy potrafili współpracować i jak najlepiej wykorzystać umiejętności lekarzy naszych Ośrodków.


Łączę wyrazy szacunku,


Prof. dr hab. n. med. Tomasz Wróbel

Kierownik Katedry i Kliniki Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku

Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu


Do wiadomości

Marszałek Województwa Dolnośląskiego
 
Sylwester w cieniu zagrożenia omikronem

Sylwester w cieniu zagrożenia omikronem



Mało zaszczepionych, brak społecznej dyscypliny, lekceważenie obostrzeń a do tego otwarte kluby i zbliżająca się fala zakażeń omikronem – to komplet, który może sprawić, że tegoroczne zabawy sylwestrowe mogą być jak bal na Titanicu. Naczelny Epidemiolog Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu ostrzega, że cena za nieodpowiedzialne zachowania może być naprawdę wysoka.

– To ostatnia chwila, żebyśmy poszli po rozum do głowy i zaczęli się zachowywać racjonalnie
– uważa prof. Jarosław Drobnik, Naczelny Epidemiolog USK we Wrocławiu. – Znajdujemy się teraz w bardzo niebezpiecznym momencie. Za nami święta, przed nami sylwester i zbliżająca się fala zakażeń nowym wariantem koronawirusa, który w innych krajach już szaleje. Na zakażenia deltą nałoży się omikron i ten mix może być bardzo niebezpieczny.

Prof. Drobnik przewiduje wzrost liczby zakażeń w okolicy połowy stycznia – to cena, jaką zapłacimy za świąteczne spotkania, podczas których mało kto przestrzegał jakichkolwiek zasad reżimu epidemiologicznego. Większość z tych zakażeń zapewne będzie dotyczyło delty. Jednocześnie jednak należy się spodziewać rosnącej liczby przypadków zakażeń omikronem, który na Zachodzie Europy zaczyna dominować.

– Wprawdzie obserwujemy, że wzrost zakażeń tym wariantem nie przekłada się na większą liczbę hospitalizacji, ale nie do końca wiemy, jak to będzie wyglądało w naszej populacji – mówi prof. Jarosław Drobnik. – Przede wszystkim jest ona słabo wyszczepiona, ogólnie też kondycja zdrowotna Polaków nie jest dobra, o czym świadczy choćby wysoka śmiertelność z powodu COVID-19, utrzymująca się pomimo spadku zakażeń. Do tego dochodzi fakt, że w ciągu prawie dwóch lat pandemii nie zdołaliśmy jako społeczeństwo wypracować świadomości zagrożenia i związanej z nią dyscypliny. Nie ma nawyku noszenia maseczek, utrzymywania dystansu społecznego ani też ograniczania kontaktów osób zaszczepionych z niezaszczepionymi. To wszystko może sprawić, że omikron trafi na podatny grunt. Nawet, jeśli potwierdzi się, że rzeczywiście omikron wywołuje łagodniejszą infekcję niż wcześniejsze warianty koronawirusa, to zadziała efekt skali. Chorych, wymagających zaawansowanej pomocy medycznej może być bardzo dużo, a system ochrony zdrowia nieprzygotowany na taką sytuację. To może być dla systemu prawdziwa burza ogniowa.
Naczelny Epidemiolog USK ocenia jako niezrozumiałą decyzję o otwarciu na sylwestra klubów, które były zamknięte podczas świąt.
– Zupełną porażką jest też poziom wyszczepienia dzieci i młodzieży – ocenia prof. Drobnik. – Pozostaje już tylko apelować do zdrowego rozsądku rodaków, który będzie szczególnie potrzebny w czasie sylwestra i karnawałowych zabaw.

 
Szef Kliniki Hematologii USK
Informacja prasowa 30.12.2021

Szef Kliniki Hematologii USK: nie niszczyć dolnośląskiej hematologii



„W interesie naszych pacjentów jest zrównoważony rozwój specjalistycznych ośrodków, a nie monopolizacja i walka o zasoby kadrowe i finansowe między publicznymi szpitalami” – uważa prof. Tomasz Wróbel, kierownik Kliniki Hematologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, która jest wiodącym ośrodkiem leczącym pacjentów z chorobami krwi w regionie. W liście otwartym, adresowanym do marszałka województwa dolnośląskiego Cezarego Przybylskiego i dyrektora Dolnośląskiego Centrum Onkologii prof. Adama Maciejczyka, prof. Wróbel zwraca uwagę na zagrożenia dla hematologii, związane z budową nowego szpitala onkologicznego we Wrocławiu.

Szpital ma być gotowy w 2025 r., a koszt jego budowy szacuje się na ok. 700 mln zł. Powstaje z połączenia Dolnośląskiego Centrum Onkologii, Dolnośląskiego Centrum Transplantacji Komórkowych i Dolnośląskiego Centrum Chorób Płuc. Jednak już teraz DCO zmieniło nazwę na Dolnośląskie Centrum, Onkologii, Pulmonologii i Hematologii. Ten ostatni człon zaniepokoił szefa wrocławskiej kliniki, w której pracuje wybitna akademicka kadra, rocznie wykonuje się ponad 120 transplantacji szpiku, udziela się 14 tys. porad ambulatoryjnych i 11 tys. hospitalizacji.

Zdaniem prof. Wróbla, nowa nazwa DCO w odniesieniu do hematologii jest nadużyciem, które wprowadza w błąd pacjentów oraz środowisko medyczne. „Słowo Centrum sugeruje bowiem ośrodek o najwyższym stopniu referencyjności. Wszystkie dane wskazują jednak, że takim Centrum dla mieszkańców naszego regionu jest Klinika Hematologii USK” – napisał kierownik kliniki, apelując do marszałka oraz dyrektora DCO o wyjaśnienie, jakie merytoryczne przesłanki stoją za zmianą nazwy i jakimi zasobami w dziedzinie hematologii dysponuje ten ośrodek, aby uzurpować sobie prawo do nazwy Dolnośląskiego Centrum Hematologii.

Nie kwestionując potrzeby budowy nowej siedziby DCO, prof. Wróbel zwrócił uwagę, że inwestycja ta nie powinna odbywać się kosztem innych placówek medycznych, a także że najlepsze wyniki leczenia nowotworów krwi uzyskiwane są w dużych ośrodkach uniwersyteckich. Poruszył też problem racjonalnych wydatków: aby zapewnić właściwą opiekę hematologiczną mieszkańcom regionu wystarczy doinwestować już istniejące ośrodki we Wrocławiu, Legnicy i Wałbrzychu. Ocenił, że koszt przeniesienia Kliniki Hematologii USK do nowoczesnego pawilonu przy ul. Borowskiej nie przekraczałby 10 proc. kwoty, którą pochłonie budowa nowego DCO.

„Obecne, nieprzemyślane działania marketingowe i inwestycyjne władz samorządowych deprecjonują i niszczą hematologię we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku” – napisał szef Kliniki Hematologii w liście otwartym.

Pełna treść listu w załączniku:

Prof. Tomasz Wróbel jest specjalistą chorób wewnętrznych, hematologii i transplantologii klinicznej. Jest członkiem wielu towarzystw naukowych i grup badawczych m.in. European Haematology Association, American Society of Hematology. Zainteresowania badawcze prof. T. Wróbla obejmują m.in nowotwory układu chłonnego. Jest autorem/ współautorem wielu publikacji m.in w Annals of Oncology, Lancet Haematology, Leukemia & Lymphoma, i American Journal of Hematology.


 
Poradnia post-covid dla dzieci w USK

Poradnia post-covid dla dzieci w USK


Prof. Leszek Szenborn, kierownik Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych, zainicjował uruchomienie specjalnej przychodni dla dzieci, które przechodzą lub przeszły zakażenie wirusem Sars-CoV-2.

Długotrwałe skutki choroby Covid-19 oraz ryzyko wystąpienia u dziecka PIMS (wieloukładowego zespołu zapalnego związanego z Covid) to czynniki, które przemawiają za koniecznością tworzenia takich miejsc dla najmłodszych pacjentów.

Opiekunów zaniepokojonych stanem zdrowia dziecka po przejściu zakażenia wirusem Sars-CoV-2 prosimy o pobranie od pediatry lub lekarza rodzinnego skierowania (e-skierowania) do poradni chorób zakaźnych dla dzieci.

W ramach przychodni prowadzone są również wizyty kwalifikujące do szczepień przeciwko Covid-19 dla dzieci z grup podwyższonego ryzyka, z obciążonym wywiadem lub wcześniejszymi incydentami okołoszczepiennymi.

Przychodnia post-covid dla dzieci działa w ramach Poradni Chorób Zakaźnych Dzieci USK przy ul. Chałubińskiego 2-2a.

Harmonogram pracy:

Poniedziałki, środy, piątki – poradnia zakaźna i post-covid

Wtorki, środy, czwartki – kwalifikacje do szczepień

Rejestracja telefoniczna 71 770 31 59
 
Palaczu, zbadaj płuca w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu

Palaczu, zbadaj płuca w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu




Bezpłatnie, bez kolejki i bez skierowania od specjalisty – tak w USK we Wrocławiu przy ul. Borowskiej można zbadać płuca niskodawkową tomografią komputerową (NDTK). Program profilaktyki nowotworów płuc adresowany jest przede wszystkim do osób w wieku 55-74 lata, które paliły papierosy przez wiele lat lub w wieku 50-74 lat dodatkowo narażonych na choroby płuc z powodów zawodowych i obciążeń rodzinnych. Można z niego skorzystać jeszcze w tym roku. Rejestracja: tel. 885 802 597, w dni powszednie w godz. 16-20.

–  Niskodawkowa tomografia komputerowa płuc w porównaniu z RTG klatki piersiowej to ogromny skok jakościowy w diagnostyce w ramach screeningu chorób nowotworowych – mówi dr Bartłomiej Kędzierski, radiolog z Uniwersyteckiego Centrum Diagnostyki Obrazowej USK we Wrocławiu. – Ze względu na niewielkie dawki zastosowanego promieniowania, badanie jest bezpieczne dla pacjenta. W USK do badań w ramach programu używamy tomografu dedykowanego m.in. dzieciom, a więc emitującego minimalne dawki promieniowania. Jednocześnie za pomocą TK uzyskujemy dokładniejszą diagnostykę: widzimy znacznie mniejsze zmiany niż na zdjęciu RTG, ponadto żadne inne struktury nie przesłaniają obrazu części płuc, jak to jest w przypadku zdjęć RTG.  Mamy więc szansę wychwycić chorobę w najwcześniejszych stadiach, co ma kluczowe znaczenie dla skuteczności leczenia.

Dr Kędzierski podkreśla, że choć program służy profilaktyce raka płuc, to badanie TK pozwala wykryć także inne choroby układu oddechowego, np. przewlekłą obturacyjną chorobę płuc (POChP), zwłóknienie płuc, rozstrzenie oskrzeli. Z kolei uwidocznione w badaniu zwapnienia tętnic wieńcowych przynoszą istotne informacje dla kardiologa. Korzyści z nieinwazyjnego, trwającego kilkadziesiąt sekund badania są więc wymierne, a jednocześnie udział w programie nie wymaga od pacjenta większego wysiłku. Program pozwala ominąć długą drogę, jaką muszą przejść osoby kierowane na TK zwykłym trybem.

–  Nie wymagamy skierowania od specjalisty – wyjaśnia dr Bartłomiej Kędzierski. Wystarczy zadzwonić. Pacjent musi tylko spełnić kryteria udziału w programie, które są weryfikowane za pomocą ankiety.   

Badania w ramach programu będą prowadzone w ciągu dwóch lat (2022 r. i 2023 r.), ale pierwsi pacjenci zostaną przyjęci jeszcze w tym roku. Mogą w nim wziąć udział osoby w wieku 55-74 lat, które paliły dużo i długo. Ilości skonsumowanej nikotyny zostały określone w „paczkolatach”, których musi być 20. Oznacza to np. palenie jednej paczki papierosów dziennie w ciągu 20 lat lub dwóch paczek w ciągu 10 lat. Na badanie mogą się zgłosić także ci, którzy zerwali z nałogiem nawet na 15 lat. Druga grupa pacjentów, którzy mogą skorzystać z programu, to również osoby palące, tym razem w wieku 50-74 lat z dodatkowymi czynnikami ryzyka zawodowego lub rodzinnego. Chodzi przede wszystkim o zawodowe narażenie na szkodliwe czynniki oraz choroby nowotworowe zależne od palenia tytoniu, występujące wśród najbliższych krewnych (rodzice, dzieci, rodzeństwo).

–  Pacjent otrzyma wyniki badania najpóźniej w ciągu dwóch tygodni na płycie CD, z opisem doświadczonego radiologa – dodaje dr Bartłomiej Kędzierski. – W razie wykrycia niepokojących zmian lub jakichkolwiek wątpliwości, nie zostanie pozostawiony sam sobie – skierujemy go do dalszego postępowania. Warto skorzystać z tej możliwości, tym bardziej, że rak płuca może długo się rozwijać w ukryciu lub też chory nie zauważa jego objawów.

Program profilaktyki raka płuc jest finansowany przez NFZ, a koordynuje go Instytut Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie.

Szczegółowe zasady udziału w programie
Kryteria włączenia:

1) osoby w wieku 55–74 lata, które:
  • mają konsumpcję tytoniu większą lub równą 20 paczkolatom i
  • rzuciły palenie na nie więcej niż 15 lat (dot. ostatniego okresu absencji);
2) osoby w wieku 50–74 lata, które:
  • mają konsumpcję tytoniu większą lub równą 20 paczkolatom i
  • rzuciły palenie na nie więcej niż 15 lat (dot. ostatniego okresu absencji) i
  • u których stwierdzono jeden z czynników ryzyka:
- z uwagi na wykonywany zawód były narażone na działanie krzemionki, berylu, niklu, chromu, kadmu, azbestu, związków arsenu, spalin silników diesla, dymu ze spalania węgla kamiennego, sadzy,
- ekspozycja na radon,
- chorowały na raka płuca, chłoniaka, raka głowy i szyi lub raki zależne od palenia tytoniu, np. raka pęcherza moczowego,
- osoby z bliskiej rodziny (krewni pierwszego stopnia) miały raka płuca,
- chorują na przewlekłą obturacyjną chorobę płuc (POChP) lub samoistne włóknienie płuc (IPF).
 
Osoba spełniająca warunki włączenia do Programu może być jego uczestnikiem, jeżeli ma świadomość ewentualnej konieczności przeprowadzenia inwazyjnych procedur diagnostycznych i ewentualnego zabiegu chirurgicznego. Każda osoba będąca uczestnikiem Programu ma możliwość rezygnacji z udziału w nim na dowolnym etapie.

Kryteria wyłączenia:

  • pacjent z chorobą zakaźną lub „ostrą” chorobą naczyniową, chirurgiczną ,
  • pacjent, u którego w okresie ostatnich 12 miesięcy w ramach Programu w kierunku wykrycia raka płuca przeprowadzono badanie NDTK, w którym nie stwierdzono żadnych niepokojących zmian,
  • pacjent, u którego wykonano tomografię komputerową klatki piersiowej w ciągu 3 miesięcy poprzedzających datę planowanego badania NDTK,
  • pacjent, u którego zdiagnozowano raka płuca przed zgłoszeniem do Programu.

 1.badanie TK można odłożyć na czas potrzebny do powrotu do zdrowia w stopniu umożliwiającym włączenie do Programu i ew. poddaniu się diagnostyce inwazyjnej i/lub operacji.
 
Profesor Kałwak zasłużonym wrocławianinem

Profesor Kałwak zasłużonym wrocławianinem



Prof. Krzysztof Kałwak, Kierownik Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, 21 grudnia otrzymał z rąk Prezydenta Wrocławia - Jacka Sutryka - Medal "Merito de Wratislavia – Zasłużony dla Wrocławia". Prestiżową nagrodę otrzymuje się raz w życiu i przyznaje się ją wybitnym mieszkańcom stolicy Dolnego Śląska.


- Jestem szczerze wzruszony. To medal nie dla mnie, a dla całego Zespołu Kliniki, którym mam zaszczyt kierować od 1.10.2021, jako następca Pani Profesor Alicji Chybickiej – mówi prof. Kałwak. - Pomimo pandemii COVID-19 pracujemy na pełnych obrotach: liczba transplantacji allogenicznych spadła jedynie o 5-10%. Rozwinęliśmy terapię CAR-T, którą od marca 2020 r. zaoferowaliśmy 10 dzieciom z oporną na leczenie białaczką limfoblastyczną, dla których nie byłoby już ratunku: dziewięcioro z nich żyje i ma się bardzo dobrze. To swoista mobilizacja do dalszej pracy, bo „marzenia się spełniają, a niemożliwe staje się możliwe”. Chociaż jest nam, pacjentom i rodzicom ciężko, stworzyliśmy „Twierdzę Przylądek”, tak aby można było bezpiecznie leczyć, bo pacjent onkologiczny nie może czekać.


Prof. Krzysztof Kałwak pracuje w Klinice Transplantacji Szpiku,Onkologii i Hematologii Dziecięcej od 25 lat. 1 października 2021 roku został następcą prof. Alicji Chybickiej na stanowisku Kierownika Kliniki. W listopadzie 2019 doprowadził do certyfikacji terapii CAR-T w Klinice, która zaowocowała pierwszym zastosowaniem tej innowacyjnej technologii u pacjenta pediatrycznego w Polsce (Marzec 2020). Jest głównym badaczem ośrodka klinicznego należącego do konsorcjum unijnego RECOMB, które wprowadza autologiczną terapię genową z wykorzystaniem zmodyfikowanych komórek macierzystych hematopoezy w leczeniu pacjentów z ciężkim wrodzonym niedoborem odporności. Jest koordynatorem pracy Zespołu, który przeprowadził pierwsze przeszczepienia w Polsce w chorobach metabolicznych i niektórych rzadkich pierwotnych niedoborach odporności u dzieci.






fot. UM Wrocławia
 
Operacje wad wrodzonych układu oddechowego u dzieci
Informacja prasowa 22.12.2021

Operacje wad wrodzonych układu oddechowego u dzieci teraz w Centrum Chirurgii Głowy i Szyi Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu



Wady wrodzone układu oddechowego są drugą po wadach serca przyczyną śmiertelności noworodków. Dotykają blisko 5 proc. z nich i w większości przypadków wymagają szybkiej interwencji chirurgicznej. Rozszczep krtani to jeden z takich poważnych problemów, który – jeśli jest rozległy – może doprowadzić do śmierci dziecka w krótkim czasie. Obecnie medycyna radzi sobie coraz lepiej z tą wadą. Operacje, choć są skomplikowane, pozwalają ratować życie tych dzieci i uniknąć późniejszego kalectwa. Centrum Chirurgii Głowy i Szyi USK dołączyło do nielicznych ośrodków w Polsce, w których wykonuje się takie zabiegi.

Centrum Chirurgii Głowy i Szyi USK składa się z trzech jednostek Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu: Kliniki Otorynolaryngologii Chirurgii Głowy i Szyi z Oddziałem Otorynolaryngologii Dziecięcej oraz Kliniki Chirurgii Szczękowo - Twarzowej. Z założenia ma zapewniać kompleksową opiekę nad pacjentem laryngologicznym w każdym wieku i z każdym problemem zdrowotnym.

– Dążymy do tego, by oferować pełną diagnostykę i leczenie wszelkich chorób laryngologicznych dorosłych i dzieci – mówi szef Centrum Chirurgii Głowy i Szyi USK prof. Tomasz Zatoński. – Ostatnio poszerzyliśmy zakres naszych zabiegów o rekonstrukcje w obrębie krtani i przełyku u dzieci dotkniętych wadami wrodzonymi w tych obszarach. To zabiegi obarczone wysokim ryzykiem niepowodzenia, wymagające doświadczonego zespołu. Na początek zaprosiliśmy do współpracy specjalistę najwyższej klasy – prof. Jarosława Szydłowskiego z Kliniki Otolaryngologii Dziecięcej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, który w grudniu tego roku wraz z zespołem Kliniki Otorynolaryngologii Chirurgii Głowy i Szyi wykonał pierwsze tego typu operacje w naszym centrum.

Krtań jest narządem, pozwalającym na bezpieczne skrzyżowanie dróg oddechowych i przewodu pokarmowego. Jeśli rozwój tego narządu w okresie płodowym zostanie zaburzony i dojdzie do jego deformacji, skrzyżowanie to przestaje być bezpieczne. Utrudnione połykanie pokarmów, tendencja do zachłystywania, podatność na infekcje – to najczęstsze zagrożenia związane z nieprawidłowo ukształtowaną krtanią. Gdy dziecko rodzi się z niezrośniętą tylną ścianą krtani, między drogami oddechowymi a przełykiem pojawia się część wspólna. Jest to jedna z tych wad, które mogą być przyczyną zgonu niedługo po urodzeniu. Rozszczep krtani może być bardziej lub mniej rozległy, co określa się w stopniach.

– Najbardziej rozległy rozszczep tylnego odcinka krtani typu IV, rozciągający się aż do tchawicy, jest wadą zagrażającą życiu – tłumaczy prof. Jarosław Szydłowski. – Jednym z objawów jest głośny, dźwięczny oddech, tzw. stridor. Niemowle zachłystuje się pokarmem i jest narażone na zachłystowe zapalenie płuc, które jest chorobą bardzo niebezpieczną. Jeszcze kilkanaście lat temu dzieci urodzone z tą wadą były operowane w zagranicznych ośrodkach, a wiele z nich umierało. Od 2007 r. działa u nas program leczenia tych wad i możemy skutecznie ratować naszych pacjentów.

Prof. Szydłowski ma na koncie ponad setkę wyleczonych dzieci z rozszczepem krtani. To unikalne doświadczenie nie tylko w skali kraju. W pierwszych zabiegach, przeprowadzonych z jego udziałem w Klinice Otorynolaryngologii Chirurgii Głowy i Szyi uczestniczyła dr Monika Morawska-Kochman koordynator Oddziału Otorynolaryngologii Dziecięcej.

– Operacje te polegają na zamknięciu tylnego odcinka krtani – mówi dr Monika Morawska-Kochman. – Przeprowadza się je endoskopowo, przy zachowaniu oddechu własnego pacjenta, bez intubacji. To duża trudność i potrzeba do tego naprawdę dużego doświadczenia chirurgicznego. Warto też podkreślić, że jeszcze kilka lat temu, podczas operacji rozszczepu krtani trzeba było wykorzystać dojście zewnętrzne do tchawicy. Zastosowanie techniki endoskopowej pozwala zminimalizować cięcie, dzięki czemu zabieg jest bezpieczniejszy, a pooperacyjna blizna nieporównywalnie mniejsza.

– Jednym z atutów naszego ośrodka jest wielodyscyplinarny zespół, którym nie może się pochwalić żaden inny oddział w regionie. Mamy doskonałych anestezjologów zarówno dorosłych jak i dziecięcych. Unikalną paletę metod diagnostyki obrazowej z nowoczesnymi tomografami komputerowymi, pozytonową tomografią emisyjną PET, czy rezonansem magnetycznym 3T. Oprócz możliwości konsultacji w każdej dyscyplinie: neurochirurgii, chirurgii naczyniowej, okulistyce i wielu innych, mamy psychologów i fizjoterapeutów pracujących z naszymi pacjentami. W tym samym budynku znajduje się Ośrodek Terapii Hiperbarycznej wspierającej gojenie się ran także po bardzo rozległych zabiegach. No i współpraca z najlepszymi specjalistami w kraju, to wszystko powoduje, że USK, będący jednostką Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu jest najlepszym wyborem w diagnostyce i leczeniu najtrudniejszych przypadków – podsumowuje prof. Zatoński.


fot. Natalia Kusztal, USK

 
<< Początek < Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 Następna > Ostatnie >>

Strona 6 z 20

Shock Team

Internetowe Konto Pacjenta

Wyniki Laboratoryjne

Portal Pacjenta

Odwołanie wizyty

1.jpg

Sieć kardiologiczna

1.jpg

Dobry Posiłek

logo.jpg

Konsultacje anestezjologiczne

konsultacje.jpg

Wykrywanie wad rozwojowych

UCCR.jpg

Centrum Robotyki

centrum_robotyki.jpg

Badanie opinii pacjentów

nowe.jpg

Studenci materiały szkoleniowe

nowe.jpg

Wolontariusze materiały szkoleniowe

kopia.jpg

Medycyna Nuklearna

Unicef

Informacja dla obywateli Ukrainy



USK pomaga Ukrainie



Obraz_422.jpg