Biuro Prasowe - tel. 71 733 10 52; Rzecznik Prasowy – tel. 71 733 10 55, rzecznik@usk.wroc.pl
Szpital w Strzelinie wznowił przyjmowanie porodów
(Wrocław, 30.04.2021)

Szpital w Strzelinie wznowił przyjmowanie porodów

 

W strzelińskim szpitalu znów przyjmowane są porody. W kwietniu, gdy przywrócono działalność oddziałów ginekologiczno-położniczego i neonatologicznego, jako pierwsza na świat przyszła Amelka, a po niej kilkanaścioro kolejnych dzieci.

W 2019 r. w Strzelinie urodziło się 595 dzieci, a do jesieni ubiegłego roku - już ponad 600. Wtedy też oddział musiał zawiesić działalność, ponieważ szpital został przekształcony w jednostkę dla chorych na COVID-19.

- Od początku ciąży chcieliśmy rodzić w Strzelinie. Mamy tam najbliżej i słyszeliśmy o tym oddziale dobre opinie, dlatego niecierpliwie czekaliśmy na jego ponowne otwarcie. Udało się niemal w ostatniej chwili - mówi Weronika Olejarz, mama Amelki. Dziewczynka przyszła na świat przez cesarskie cięcie 7 kwietnia. Ważyła 2920 g i mierzyła 53 cm. - Opieka była rewelacyjna, a panie położne przesympatyczne i bardzo pomocne - dodaje pani Weronika. Pierwsze dziecko, które urodziło się w Strzelinie po kilkumiesięcznej przerwie, uhonorował także samorząd. Sekretarz gminy, wraz a aktem urodzenia, wręczył rodzicom dziewczynki symboliczną wyprawkę.

Oddział ginekologiczno-położniczy w Strzelinie dysponuje 30 łóżkami, dwiema przestronnymi salami z nowoczesnymi łóżkami do porodów siłami natury oraz salą operacyjną, w której wykonywane są zabiegi cesarskiego cięcia (zarówno planowe, jak i ze wskazań nagłych). Szpital oferuje rodzącym łagodzenie bólu metodami naturalnymi, przy pomocy gazu wziewnego lub użyciu TENS. Przyszłe mamy mają do dyspozycji worki sako, specjalne piłki i materace.

Strzeliński oddział posiada I stopień referencyjności, co oznacza, że jest dedykowany kobietom rodzącym w terminie, których ciąże przebiegają bez powikłań. - Nasze pacjentki chwalą sobie przede wszystkim ciszę, spokój oraz kameralne warunki i bliskość personelu medycznego - mówi Artur Wysocki, lekarz kierujący Oddziałem Ginekologiczno-Położniczym Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Strzelinie. Niedługo oddział ma przejść remont, dzięki któremu poprawi się komfort pobytu podopiecznych placówki.

Oddział funkcjonuje w systemie rooming-in, co oznacza, że jeśli stan zdrowia na to pozwala, mamy przebywają w salach z dziećmi (w każdej jest stanowisko do pielęgnacji noworodka). Na miejscu też także Oddział Neonatologiczny, wyposażony w inkubatory, kardiomonitory, aparaty USG i RTG oraz stanowisko do wentylacji mechanicznej. Przy szpitalu działają poradnie: neonatologiczna i ginekologiczno-położnicza. W tej drugiej w każdą środę (w godz. 13.00-16.00) odbywają się kwalifikacje pacjentek ze skierowaniami na zabiegi cesarskiego cięcia oraz zabiegi ginekologiczne.

Od stycznia br. dawne Strzelińskie Centrum Medyczne jest częścią Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. - Z myślą o mieszkańcach powiatu i okolic, sukcesywnie przywracamy dotychczasową działalność szpitala, przede wszystkim w tych najważniejszych obszarach, a więc ginekologii, położnictwa i neonatologii oraz chorób wewnętrznych i podstawowej opieki zdrowotnej - mówi dr Piotr Pobrotyn, dyrektor USK.


Fot. Archiwum rodzinne

 
Siedem tygodni działalności szpitala tymczasowego
(Wrocław, 27.04.2021)

Siedem tygodni działalności szpitala tymczasowego

 

W czasie siedmiu tygodni działalności szpitala tymczasowego przy ul. Rakietowej, w placówce było hospitalizowanych 571 pacjentów. Chorymi na COVID-19 opiekuje się kilkuset pracowników medycznych, delegowanych z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego oraz kilkudziesięciu studentów Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.

Pierwszych pacjentów, decyzją Wojewody Dolnośląskiego, szpital tymczasowy przyjął 9 marca br. Początkowo w placówce uruchomiono 95 łóżek. Liczba ta, wraz z rosnącymi zachorowaniami, była sukcesywnie zwiększana - aż do 273 stanowisk, w tym 20 służących do wentylacji mechanicznej.

- Wśród pacjentów, którzy są u nas hospitalizowani dominują mieszkańcy Dolnego Śląska, choć mieliśmy też osoby z sąsiadujących województw lubuskiego i opolskiego oraz obcokrajowców, m.in. obywateli Japonii, Włoch, Wietnamu czy Korei - mówi dr Janusz Sokołowski, dyrektor szpitala tymczasowego. - Wiek naszych podopiecznych jest bardzo zróżnicowany, od 18 do 100 lat, podobnie jak stan ich zdrowia. Niestety nie udało nam się pomóc 35 osobom.

Przypomnijmy, że do prowadzenia placówki wyznaczony został Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu. Mimo ogłoszonej rekrutacji oraz licznych apeli o wsparcie, ostatecznie leczeniem chorych na COVID-19 zajmuje się jedynie personel medyczny, delegowany z USK. Przy ul. Rakietowej dyżur pełni naprzemiennie 260 lekarzy, pielęgniarki (sto etatów), ratownicy i opiekunowie medyczni, jak również kilkunastu pracowników administracji.

- Ogromną pomoc otrzymaliśmy od naszych studentów i absolwentów. Do zespołu szpitala dołączyło 50 studentów Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu oraz 30 stażystów, którzy zdecydowali się zdobywać praktyki w tak trudnych warunkach lub nieść pomoc i zdobywać doświadczenie w ramach wolontariatu. Wszyscy oni, naszym zdaniem, egzamin predyspozycji zawodowych zdali na piątkę z plusem - twierdzi prof. Piotr Ponikowski, rektor Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. - Studenci wykonują drobne, lecz niezwykle ważne, odciążające pozostały personel, prace: pobierają krew do badań laboratoryjnych, wykonują pomiary saturacji, dbają o higienę pacjentów.

Fakt, że Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu, posiłkuje się jedynie swoim personelem, utrudniał organizację pracy na innych oddziałach USK, ale finalnie przyniósł duże korzyści, bo w ten sposób powstał wieloprofilowy oddział internistyczny.

- Prosimy o pomoc w leczeniu pacjentów z COVID-19 wszystkich naszych lekarzy, a więc nie tylko internistów, ale także kardiologów, angiologów, nefrologów, neurologów czy psychiatrów. Pozwala to na zapewnienie kompleksowej opieki chorym, którzy mają również inne schorzenia. Ostatecznie na dalszą, specjalistyczną hospitalizację do szpitala przy ul. Borowskiej, skierowaliśmy już prawie pięćdziesiąt osób - tłumaczy dr Piotr Pobrotyn, dyrektor USK. - W szpitalu tymczasowym dyżurują także psychologowie oraz rehabilitanci. Ośmioosobowa załoga fizjoterapeutów codziennie pracuje z pacjentami, aktywizując ich nie tylko oddechowo, ale także ruchowo, dzięki czemu mogą szybciej wrócić do formy.

W placówce przy ul. Rakietowej funkcjonuje 20 stanowisk do wentylacji mechanicznej, które obsługuje załoga z Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. - Dzięki temu, że mamy na miejscu specjalistów i dobrą instalację tlenową, możemy stosować u pacjentów z niewydolnością oddechową tlenoterapię z wysokimi przepływamy, tzw. high flow, która często pozwala uniknąć podłączenia do respiratora - tłumaczy dr Janusz Sokołowski.

Na miejscu jest także dział diagnostyki obrazowej (RTG, USG, tomograf komputerowy), a wykonane badania, dzięki zastosowanej teleradiologii, szybko mogą zostać zinterpretowane przez specjalistów z ul. Borowskiej. Dodatkowo szpital korzysta z własnych ambulansów do transportu pacjentów, często wspierając w przewozach Pogotowie Ratunkowe.

Fachowa opieka nad pacjentem to nie jedyna korzyść, jaką może przynieść działalność szpitala. - Utworzyliśmy na Uniwersytecie Medycznym we Wrocławiu specjalne zespoły naukowe, które będą opracowywać dane kliniczne pacjentów leczonych przy ul. Rakietowej. Chcemy dzięki temu lepiej poznać wirusa, z którym walczymy - podkreśla prof. Piotr Ponikowski. Rektor Uniwersytetu Medycznego dodaje, że analiza materiału może przynieść wiele interesujących podpowiedzi dalszego postępowania i jest wartością wnoszoną przez naukowców wrocławskiej uczelni do walki z epidemią.


Fot. Biuro Prasowe DUW oraz Tomasz Modrzejewski/UMED Wrocław
 
Wizyta premiera Mateusza Morawieckiego w USK

(Wrocław, 26.03.2021 r.)


Wizyta premiera Mateusza Morawieckiego w USK

 

Premier Mateusz Morawiecki odwiedził w piątek, 26 marca, Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu. Podczas wystąpienia pochwalił placówkę za aktywną realizację Narodowego Programu Szczepień przeciw COVID-19. Od 27 grudnia ub.r. szpital zaszczepił już ponad 61 tys. pacjentów.


- Jesteśmy w krytycznej fazie walki z COVID-19, którą możemy wygrać przede wszystkim dzięki szczepieniom - mówił Mateusz Morawiecki, prezes Rady Ministrów po spotkaniu z przedstawicielami Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu


Premier podziękował prof. Piotrowi Ponikowskiemu, rektorowi Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, dr. Piotrowi Pobrotynowi, dyrektorowi USK oraz pracownikom szpitala za sprawną organizację procesu szczepień. W placówce szczepionych jest nawet 2,5 tys. osób dziennie, a przy odpowiedniej liczbie dostępnych preparatów, liczba ta mogłaby wzrosnąć nawet do 20 tys. osób.


Mateusz Morawiecki nawiązał również do czwartkowego szczytu Rady Europejskiej, w czasie którego rozmawiano na temat COVID-19. - Polska przynagla Komisję Europejską, aby dotarło do nas jak najwięcej dawek szczepionek, ponieważ 6,5 tys. punktów w całym kraju jest gotowych i mogłyby szczepić nawet pięć razy więcej osób, niż teraz - stwierdził premier. Zdaniem prezesa Rady Ministrów wkrótce zbiorowa odporność populacji powinna wzrosnąć, ponieważ w przeciągu 5 tygodni ma dotrzeć do Polski co najmniej 7 mln szczepionek. Na chwilę obecną - jak powiedział - zaszczepionych zostało już 5,5 mln osób, w tym ponad 3,5 mln osób dwiema dawkami: - Wyrażam przekonanie, że dzięki szczepieniom oraz przestrzeganiu obostrzeń i rygorów sanitarnych, już niedługo wspólnie pokonamy tę epidemię.


Premier podziękował też Wojewodzie Dolnośląskiemu oraz Uniwersyteckiemu Szpitalowi Klinicznemu za organizację pracy szpitala tymczasowego przy ul. Rakietowej we Wrocławiu. - Kilka miesięcy temu słyszeliśmy słowa krytyki, że budujemy szpitale rezerwowe, które stoją puste. Dziś okazuje się, że są bardzo potrzebne i niestety nie stoją puste - mówił, dodając, że z nazwy wrocławskiej placówki śmiało można usunąć przymiotnik „tymczasowy”. - Jest to szpital, który odpowiada wszystkim wysokim i należytym standardom prowadzenia działalności medycznej.


Podczas wizyty w szpitalu przy ul. Borowskiej premier pogratulował także prof. Piotrowi Ponikowskiemu, kierownikowi Centrum Chorób Serca USK i jego współpracownikom, którzy od początku lutego - gdy otrzymali zgodę Ministerstwa Zdrowia na wykonywanie przeszczepów serca - przeprowadzili już cztery transplantacje.


- Kadra Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu działa na najwyższych obrotach i na najwyższym poziomie. W tej placówce wyraźnie widać zarówno dbałość o pacjentów z COVID-19, jak i osoby z innymi, częstymi chorobami, a więc sercowo-naczyniowymi czy onkologicznymi – stwierdził Mateusz Morawiecki.



Fot. USK Wrocław

 
Pacjentka z nowym sercem wróciła do domu

(Wrocław, 26.03.2021 r.)


Pacjentka z nowym sercem wróciła do domu

 

Po czterech tygodniach pobytu w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu, do domu wróciła 20-letnia kobieta - druga osoba, której specjaliści z placówki przy ul. Borowskiej przeszczepili serce


Pacjentka została przekazana miesiąc do temu do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu z Wałbrzycha. Choć wcześniej nie cierpiała na żadne schorzenia kardiologiczne, wystąpiło u niej ostre zapalenia mięśnia sercowego. - Przebieg choroby był dramatycznie szybki, a kobieta trafiła do nas w stanie wstrząsu kardiogennego - mówi prof. Piotr Ponikowski, kierownik Centrum Chorób Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, rektor Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.


Chorą natychmiast przewieziono na blok operacyjny, gdzie doszło do zatrzymania krążenia. - Zastosowaliśmy mechaniczne wspomaganie krążenia ECMO żylno-tętnicze, a następnie wspomaganie lewokomorowe pompą Levitronix, jednak destrukcja narządu postępowała tak szybko, że nasze możliwości terapeutyczne okazywały się niewystarczające - wyjaśnia prof. Michał Zakliczyński, transplantolog z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.


Jedyną szansą na uratowanie kobiety był przeszczep serca. - Okazało się, że jest narząd, który moglibyśmy wykorzystać, ale znajduje się na terenie Województwa Mazowieckiego - dodaje dr Roman Przybylski, kardiochirurg z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.


Gdyby nie pomoc Zarządu Lotnictwa Policji Głównego Sztabu Policji Komendy Głównej Policji, pacjentce prawdopodobnie nie udałoby się pomóc, bo - przypomnijmy - w przypadku serca, czas niedokrwienia (tj. od pobrania do wszczepienia narządu) nie powinien przekroczyć czterech godzin. Policyjni piloci potrzebowali na przetransportowanie narządu 2 godziny i 25 minut. Wykorzystali w tym celu śmigłowiec Bell 407GXi, jeden z najnowszych sprzętów jakim dysponuje policyjne lotnictwo.


20-latka, która została dziś wypisana do domu, czuje się dobrze. Biopsje wykazały, ze organizm przyjął narząd. Teraz przed nią rekonwalescencja i wizyty kontrolne w Poradni Transplantacji Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego.



Fot. USK Wrocław

 
Specjaliści z USK leczą skoliozę nową metodą
(Wrocław, 19.03.2021 r.)

 

Specjaliści z USK leczą skoliozę nową metodą

 


Nową metodę leczenia skrzywienia kręgosłupa u dzieci zaczęli stosować dr hab. Wiktor Urbański z Kliniki Neurochirurgii wraz z dr. Krzysztofem Kołtowskim i zespołem z Kiniki Chirurgii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Zabieg VBT (Vertebral Body Tethering) przeszły już dwie 11-latki, a trzecia dziewczynka czeka na operację.


VBT (Vertebral Body Tethering) to innowacyjny sposób leczenia skoliozy idiopatycznej, który opracowali amerykańscy specjaliści - dr Peter Newton, dr Daryll Atonacci i dr Randal Betz. Wprawdzie dr Antonacci w marcu 2019 r. przeprowadził zabieg przy użyciu autorskiej terapii w białostockim szpitalu, jednak w Polsce nadal najczęściej stosowaną operacyjną metodą korekcji skrzywionego kręgosłupa pozostaje jego trwałe usztywnienie.


- Jeśli skolioza nie jest zaawansowana, to do czasu osiągnięcia dojrzałości kostnej u dzieci, stosowane są sztywne gorsety ortopedyczne oraz rehabilitacja. W przypadku, gdy deformacja mimo wszystko postępuje, a kąt skrzywienia rośnie, kręgosłup jest operacyjnie korygowany i usztywniany przy pomocy śrub i metalowych prętów - wyjaśnia dr hab. Wiktor Urbański z Kliniki Neurochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego.


Usztywnienie poprawia komfort życia chorego, jednak wiąże się z istotną utratą ruchomości kręgosłupa i może ograniczać aktywność fizyczną. W przypadku VBT kręgosłup pozostaje prawie całkiem ruchomy i elastyczny, a po kilku tygodniach rekonwalescencji pacjent może wrócić np. do uprawnia sportu. Dzieje się tak dlatego, że technika ta polega na wszczepieniu w trzony kręgów śrub, połączonych elastyczną linką.
- Wypukłą część skrzywionego kręgosłupa zakotwiczamy przy pomocy śrub i linki, co sprawia, że jej wzrost jest przyhamowany. Druga, wklęsła strona, może natomiast rosnąć do chwili wyprostowania się kręgosłupa - tłumaczy dr hab. Wiktor Urbański.


Wszystko to sprawia, że technikę VBT najlepiej stosować u młodych osób, które jeszcze dojrzewają. Są to zwykle pacjenci z tzw. skoliozą idiopatyczną młodzieńczą, deformacją której przyczyny powstawania wciąż nie znamy, a ujawnia się zwykle się w wieku dorastania. Twórca metody ocenia, że optymalny wiek pacjenta, u którego sprawdzi się metoda VBT to 10-13 lat u dziewczynek i 11-15 lat u chłopców.


- Skrzywienie wówczas już postępuje, ale układ kostny nie jest jeszcze w pełni ukształtowany, a kręgosłup wciąż się formuje - mówi dr hab. Wiktor Urbański. Specjalista dodaje, że metoda VBT jest też o wiele mniej inwazyjna, niż usztywnianie: - Podczas tradycyjnego usztywniania śruby i pręty umieszczane są od tyłu kręgosłupa, co wymaga inwazyjnego odłuszczenia mięśni przyczepiających się do kręgosłupa. Tu natomiast dostęp do bocznej powierzchni kręgosłupa uzyskujemy poprzez małoinwazyjne przednio boczne dostępy, przez które wprowadzamy śruby i linkę. Wiąże się to nie tylko z mniejszymi urazem operacyjnym, mniejszą utratą krwi, ale przede wszystkim szybszą rekonwalescencją pacjenta.

 

Nieleczona skolioza postępuje, co prowadzi do bólu, obciążenia układu kostnego i zwyrodnień, które utrudniają wykonywanie zwykłych czynności ruchowych, jak również - w zaawansowanych przypadkach - do zaburzeń funkcjonowania układu krążenia i oddechowego.

 

Technika VBT po raz pierwszy została zastosowana stosunkowo niedawno, trudno więc ocenić jej wieloletnią skuteczność. Pierwsi pacjenci byli operowani około 10 lat temu, jednak ich badania oraz obserwacje są obiecujące i wskazują na możliwość skutecznego leczenia deformacji kręgosłupa, bez konieczności usztywniania.


Fot. USK Wrocław

 
Pierwszy pacjent po przeszczepie serca wrócił do domu
(Wrocław, 16.03.2021 r.)

Pierwszy pacjent po przeszczepie serca wrócił do domu

 

26-pacjent, któremu jako pierwszemu na Dolnym Śląsku specjaliści z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu przeszczepili serce, wyszedł dziś do domu. Jednocześnie w poniedziałek w placówce wykonano kolejną, trzecią już, transplantację. Biorcą jest młody mężczyzna.

 

Pan Paweł nowy narząd i drugie życie otrzymał 25 lutego br. Wcześniej cierpiał na niewydolność serca, wywołaną wrodzoną kardiomiopatią rozstrzeniową. Przez lata był skutecznie leczony farmakologicznie, ale przebyty kilka miesięcy temu COVID-19, doprowadził do gwałtownego zaostrzenia choroby. Operację przeszedł pomyślnie i już w czwartej dobie po zabiegu mówił, że czuje się dobrze.

Dziś, po niespełna trzech tygodniach, wrócił do domu na Śląsku, gdzie czekali na niego rodzice, narzeczona, dwóch synków i przyjaciele. - Pierwsze, co zrobię, to zjem porządny obiad, w tym mój ulubiony żur. Śląski żur to chyba najlepsza zupa na świecie - żartował przed wypisem ze szpitala przy ul. Borowskiej.

Wyniki kontrolnych biopsji pacjenta, które przeszedł od czasu operacji, wykazały że układ immunologiczny nie odrzucił przeszczepionego narządu, a młody, silny organizm szybko się regeneruje. Dobrze wypadły też próby wysiłkowe.

- Pan Paweł bardzo szybko odzyskał siły i rozpoczął rehabilitację - ocenia prof. Michał Zakliczyński, transplantolog z Centrum Chorób Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. - Gdyby nie konieczność proceduralnego wykonania trzech biopsji, właściwie moglibyśmy wypisać go już około siódmej doby, tak jak pacjentów po standardowych operacjach kardiochirurgicznych.

Teraz przed 26-letnim pacjentem dalsza rehabilitacja, zmiana trybu życia i diety oraz regularne wizyty w poradni transplantacji serca. Najbliższa już za tydzień.

- Leczenie immunosupresyjne, stosowane po przeszczepach, wiąże się z dodatkowym ryzykiem innych schorzeń i wymaga stałej kontroli lekarskiej - wyjaśnia prof. Zakliczyński. - Jednak poza tym pacjent będzie mógł wrócić do tzw. normalnego życia i korzystać z niego, wyłączając jedynie ekstremalny wysiłek czy zachowania sprzyjające infekcjom, które są niebezpieczne dla osób po transplantacjach.

Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu jest szóstą placówką w Polsce, która ma zgodę Ministerstwa Zdrowia na przeszczepianie serc. Stosowne pozwolenie otrzymał 3 lutego br. po prawie półtorarocznych przygotowaniach. Pierwszą transplantację wykonał zaledwie trzy tygodnie później.

- Marzyliśmy o tej chwili od czasu powstania Centrum Chorób Serca i choć wielu osobom wydawało się, że jest to nierealne marzenie, dziś nasz pierwszy pacjent po przeszczepie serca pojechał do domu - cieszy się prof. Piotr Ponikowski, kierownik centrum oraz rektor Uniwersytetu Medycznego.

 


Fot. USK Wrocław

 
Szpital tymczasowy rozpoczyna działalność

Szpital tymczasowy rozpoczyna działalność

 

Pierwszych 95 łóżek zostanie oddanych do użytku we wtorek, 9 marca, w szpitalu tymczasowym we Wrocławiu. Pacjenci chorzy na COVID-19, będą pod opieką personelu medycznego Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego, który został wytypowany do prowadzenia placówki.

 

Decyzję o budowie szpitali tymczasowych rząd podjął w połowie października, gdy do Polski dotarła tzw. druga fala wirusa SARS-CoV-2. Obowiązek ich utworzenia spoczął na wojewodach. Szpital tymczasowy dla pacjentów z Dolnego Śląska powstał w Centrum Konferencyjnym przy ul. Rakietowej we Wrocławiu, a pierwsza część hali z około 100 łóżkami była gotowa na początku grudnia.

W środę, 3 marca, minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiedział, że w związku z gwałtownym przyrostem zarażonych wirusem SARS-CoV-9 (tzw. trzecią falą) szpitale tymczasowe zostaną uruchomione w dziewięciu województwach - także ten we Wrocławiu. Na wniosek wojewody Jarosława Obremskiego placówka ma ruszyć 9 marca. Będzie nią zarządzał Uniwersytecki Szpital Kliniczny.

- W tej chwili trwają ostatnie prace przygotowawcze - mówi dr Piotr Pobrotyn, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. - Już jesienią, gdy zostaliśmy wytypowani na operatora szpitala tymczasowego, wiedzieliśmy, że będziemy mieli 72 godziny na rozpoczęcie działalności, od chwili wydania decyzji w tej sprawie. Opracowaliśmy więc wszystkie niezbędne w tej placówce procedury.

W pierwszej kolejności w szpitalu przy ul. Rakietowej zostanie uruchomionych 95 łóżek internistycznych. - Jeśli jednak zajdzie taka potrzeba, będziemy otwierać kolejne moduły - wyjaśnia dr Piotr Pobrotyn. - Docelowo w placówka ma dysponować 400 miejscami. Jest w niej także sala zabiegowa oraz pracownie RTG i tomografii komputerowej.

Początkowo opiekę nad chorymi będzie sprawował personel medyczny oddelegowany z USK, który ma już doświadczenie w leczeniu pacjentów z COVID-19 - nawet tych najciężej chorych, którzy wymagali pomocy specjalistów z Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii USK.

- Dysponujemy także listą osób, które zgłosiły się w ramach pierwszej rekrutacji personelu szpitala tymczasowego. Bardzo chętnie skorzystamy z ich wsparcia, natomiast jeśli ktoś jeszcze chciałby nawiązać z nami współpracę, prosimy o kontakt, bo na chwilę obecną nikt niestety nie wie, jaką skalę osiągnie epidemia w najbliższych tygodniach - dodaje dr Piotr Pobrotyn.

Rekrutacja pracowników szpitala tymczasowego >>

 


Fot. USK Wrocław

 
Pierwsze na Dolnym Śląsku przeszczepy serca w USK
(Wrocław, 1.03.2021)

Pierwsze na Dolnym Śląsku przeszczepy serca w USK


Dwa pierwsze na Dolnym Śląsku przeszczepienia serca przeprowadzili specjaliści z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu - i to zaledwie trzy tygodnie po uzyskaniu zgody Ministra Zdrowia na wykonywanie transplantacji narządu. Biorcami byli 26-letni mężczyzna z niewydolnością mięśnia sercowego, która zaostrzyła się po przejściu COVID-19 oraz 20-letnia kobieta z zapaleniem mięśnia sercowego o błyskawicznym przebiegu.

- Przeprowadziliśmy dwie spektakularne i przełomowe dla nas transplantacje - mówi prof. Piotr Ponikowski, kierownik Centrum Chorób Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego i rektor Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. - Dla mnie, lekarza który 35 lata temu skończył studia oraz moich współpracowników jest to historyczny moment. Cieszę się, że mogłem rektorowi prof. Bogdanowi Łazarkiewiczowi, nestorowi chirurgii, który jako jedyny spośród znanych mi osób pracował z twórcą polskiej kardiochirurgii prof. Wiktorem Brossem, przekazać to, co kiedyś obiecałem, że: dożyje profesor dnia, kiedy będę mógł mu powiedzieć, że we Wrocławiu robimy przeszczepy serca.

Wrocławski szpital jest szóstym ośrodkiem medycznym w Polsce, który może wykonywać transplantacje serca. Pozytywną decyzję w tej sprawie resort zdrowia wydał na początku lutego. Przygotowania i formalności trwały prawie półtora roku - właściwie od momentu powstania Centrum Chorób Serca, które stworzył prof. Piotr Ponikowski. Celem jednostki jest zapewnienie mieszkańcom regionu dolnośląskiego dostępu do najnowszych metod leczenia serca, jakimi dysponuje współczesna kardiologia, jak również edukacja studentów oraz prowadzenie działalności naukowej.

- Musieliśmy spełnić szereg wymogów, aby otrzymać zgodę. Dotyczyły one między innymi kwalifikacji personelu oraz posiadanej infrastruktury, oddziałów czy sprzętu - wyjaśnia prof. Piotr Ponikowski.

W placówce już wcześniej powstała poradnia transplantacji serca, która opiekowała się osobami wymagającymi przeszczepu. - Pacjentów ze wskazaniami do przeszczepienia serca kierowaliśmy do innych ośrodków, najczęściej do Zabrza i Warszawy - tłumaczy prof. Michał Zakliczyński, transplantolog z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. - W tej chwili tworzymy własną listę biorców, podzielonych pod względem grupy krwi i wagi ciała, licząc na to, że wkrótce będziemy mogli w optymalny sposób wykorzystać każdy narząd, jaki zostanie nam zaproponowany do pobrania.

W transplantacjach serca ogromną rolę odgrywa czas. W przypadku serca czas niedokrwienia (tj. od pobrania do wszczepienia narządu) nie powinien przekroczyć czterech godzin. Powstanie ośrodka przeszczepowego we Wrocławiu znacznie ułatwi wykonywanie transplantacji z wykorzystaniem narządów od dawców zgłoszonych lokalnie, jak również opiekę nad pacjentami oczekującymi na zabieg i po przeszczepieniu serca z południowo-zachodniej Polski.

- W niecałe dwa lata udało się zorganizować uniwersyteckie Centrum Chorób Serca, które tworzy ponad dwustu specjalistów w swoich dziedzinach, dysponujących najnowocześniejszym sprzętem, których wspiera kolejnych dwustu fachowców z zakresu anestezjologii i intensywnej terapii - mówi Piotr Pobrotyn, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. - Te dwa przeszczepy serca, najtrudniejsze operacje pod względem logistycznym, z powodu bardzo krótkiego czasu, jakim dysponują lekarze, udały się przede wszystkim dzięki perfekcyjnej organizacji pracy całego zespołu.

Biorcą pierwszego na Dolnym Śląsku serca jest 26-letni mężczyzna z rozpoznaniem niewydolności serca w przebiegu wrodzonej kardiomiopatii rozstrzeniowej, u którego po wielu latach prowadzonej z powodzeniem farmakoterapii doszło do gwałtownego zaostrzenia choroby po przejściu COVID-19. Z uwagi na konieczność przyjmowania leków dożylnych oraz nawracających i zagrażających życiu komorowych zaburzeń rytmu serca, ostatnie tygodnie przed transplantacją pacjent spędził na oddziale kardiochirurgii USK.

Na czele zespołu, który przeprowadził obie transplantacje, stanął dr Roman Przybylski, doświadczony kardiochirurg, który wcześniej pracował w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu i w Krakowie, a fachu uczył się od prof. Zbigniewa Religii i prof. Mariana Zembali. Były to 301. i 302. przeszczep, jakie dotychczas wykonał. - Oczywiście, że były emocje. Zawsze są, w końcu chodzi o ludzkie życie, poza tym byliśmy pionierami na Dolnym Śląsku - powiedział po zabiegu, dodając, że pacjent mógł wybrać inny ośrodek, ale zdecydował się na szpital przy ul. Borowskiej: - Dopiero zaczynamy, a już mamy pozytywną opinię wśród pacjentów. To cieszy.

W pierwszej operacji uczestniczyli także dr hab. Jacek Wojarski, kardiochirurg i transplantolog z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku oraz kilkunastoosobowa załoga specjalistów (kardiochirurgów, kardiologów, perfuzjonistów, anestezjologów, echokardiografistów i pielęgniarek) z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Całemu zabiegowi przyglądał się prof. Piotr Ponikowski: - To dla mnie bardzo ważny dzień, cieszę się, że Uniwersytecki Szpital Kliniczny stał się kolejnym ośrodkiem transplantacji serca. Dzięki temu mieszkańcy naszego regionu nie będą musieli szukać pomocy w innych częściach kraju.

Pierwszy zabieg rozpoczął się przed godz. 7.00, w czwartek, 25 lutego. Narząd pochodził od dawcy, przebywającego w szpitalu na Dolnym Śląsku. Od pobrania do wszczepienia serca minęły zaledwie 2 godziny i 20 minut. Sama operacja trwała niecałą godzinę. - Zgodnie z procedurami po narząd pojechał nasz zespół chirurgów, który jednocześnie ocenił go pod względem anatomicznym i makroskopowym oraz zakwalifikował do przeszczepienia - tłumaczy dr Roman Przybylski. - Mieliśmy o tyle komfortową sytuację, że z racji niewielkiej odległości czas niedokrwienia serca był krótki, a to sprzyja skutecznej transplantacji. Wszystko wskazuje na to, że się udało. Nasz pacjent, cztery dobry po operacji, czuje się bardzo dobrze.

- Mam nadzieję, że za trzy tygodnie wrócę do domu. To będą najlepsze święta w moim życiu - potwierdza pan Paweł. - Czuję się jakbym wygrał szóstkę w totolotka. Bardzo dziękuję lekarzom za to, że uratowali mi życie i za wsparcie, jakie od nich i całego personelu szpitala otrzymuję.

Z kolei w piątek, 26 lutego, znacznie pogorszył się stan zdrowia 20-letniej pacjentki, bez wcześniejszego wywiadu kardiologicznego, która została przekazana do wrocławskiego szpitala w stanie wstrząsu kardiogennego z Wałbrzycha. - U chorej zastosowaliśmy mechaniczne wspomaganie krążenia ECMO żylno-tętnicze, a następnie wspomaganie lewokomorowe pompą Levitronix - wyjaśnia prof. Michał Zakliczyński. - Na podstawie badania histopatologicznego, zdiagnozowaliśmy u chorej ostre zapalenie mięśnia sercowego ze znacznym uszkodzeniem narządu. Próba terapii immunomodulacyjnej nie przyniosła efektu, a postępująca destrukcja serca w każdej chwili groziła utratą możliwości kontynuowania wspomagania mechanicznego. Decydując się na pobranie narządu, zgłoszonego dla naszej pacjentki w piątek, liczyliśmy się z tym, że chora bez zabiegu nie przeżyje nadchodzącego weekendu.

Narząd na czas można było dostarczyć tylko droga lotniczą. Udało się to dzięki wsparciu Zarządu Lotnictwa Policji Głównego Sztabu Policji Komendy Głównej Policji, która helikopterem przetransportowała serce do Wrocławia z Województwa Mazowieckiego. Zabieg zakończył się sukcesem, ale z uwagi na ciężki stan pacjentka w dalszym ciągu wymaga intensywnej terapii.

- Za nami dwa przeszczepy serca, operacje, które według mnie są najbardziej nieprzewidywalne - mówi dr Roman Przybylski. - Pierwszy przeszczep to była dla nas wielka satysfakcja, bo po pięciu godzinach pacjent się wybudził i stwierdził, że czuje się świetnie. Druga transplantacja była wielki wyzwaniem. Mieliśmy czas tylko na to, by przejechać na blok operacyjny, gdzie nastąpiło zatrzymanie krążenia. Bardzo szybko otrzymaliśmy informację o dawcy, jednak znajdował się tak daleko, że klasycznymi środkami transportu nie mieliśmy szans dotrzeć. Pomogła nam policja, która dysponuje bardzo dobrą bazą śmigłowcową. W poniedziałek zamknęliśmy klatkę piersiową pacjentki. Mam przeczucie, że będzie dobrze - dodaje dr Przybylski.

Dr Maciej Bochenek, kardiochirurg z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu podkreśla również, jak wielkie podziękowania należą się dawcom organów i ich bliskim: - Największe słowa szacunku i uznania należą się rodzinom dawców narządów, które wyraziły zgodę, aby ich wielka tragedia stała się szansą na nowe życie dla wielu pacjentów w całej Polsce. Warto bowiem podkreślić, że pobrania są wielonarządowe, oprócz serca pobierane są także wątroba, nerki, trzustka.

KRÓTKA HISTORIA

- 3 grudnia 1967 r. - pierwsza udana transplantacja serca na świecie, którą wykonał w Kapsztadzie zespół południowoafrykańskiego chirurga dr Christiaana Nethlinga Barnarda
- 4 stycznia 1969 r. – pierwsza nieudana transplantacja serca w Polsce, przeprowadzona w Łodzi przez prof. Jana Molla i prof. Antoniego Dziatkowiaka
- 5 listopada 1985 r. - pierwsza udana transplantacja serca w Polsce, wykonana w ówczesnym Wojewódzkim Ośrodku Kardiologii w Zabrzu przez zespół prof. Zbigniewa Religi
- 25 lutego 2021 r. - pierwsza udana transplantacja serca na Dolnym Śląsku, wykonana w Uniwersyteckim Szpitalu Kliniczny we Wrocławiu
- 27 lutego 2021 r. - druga udana transplantacja serca na Dolnym Śląsku, wykonana w Uniwersyteckim Szpitalu Kliniczny we Wrocławiu

Dane Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego ds. Transplantacji „Poltransplant”
- liczba przeszczepień serc: 146
- liczba osób oczekujących na przeszczepienia: 415
(stan na koniec grudnia 2020 r.)


 
Przeszczepy serca w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym
(15.02.2021)

Przeszczepy serca w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym


Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu jest szóstą placówką medyczną w Polsce, która będzie przeszczepiać serca. Pozytywną decyzję w tej sprawie wydało właśnie Ministerstwo Zdrowia. Specjaliści i zakwalifikowani do transplantacji pacjenci są już w pełnej gotowości, teraz pozostaje im czekać na pierwszego dawcę.

Starania o dołączenie do grona placówek, które mogą przeszczepiać serca, rozpoczęły się dwa lata temu, gdy w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu powstało Centrum Chorób Serca, na czele którego stanął wybitny kardiolog, prof. Piotr Ponikowski.

- Uzyskanie zgody ministra zdrowia na przeprowadzanie transplantacji serca, a co za tym idzie realizację Programu mechanicznego wspomagania krążenia, jest długotrwałym procesem, ale udało nam się udowodnić, że jesteśmy wystarczająco dobrym oraz gotowym na to wielkie i bardzo ważne przedsięwzięcie, ośrodkiem - mówi prof. Piotr Ponikowski, kierownik Centrum Chorób Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego oraz rektor Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. - Zgoda, którą otrzymaliśmy, to dla nas wielki przełom i ogromne wyzwanie.

Placówka medyczna, która ubiega się o pozwolenie na wykonywanie przeszczepów, musi spełnić szereg wymogów dotyczących m.in. liczby i kwalifikacji personelu, odpowiednich oddziałów, pomieszczeń czy sprzętu medycznego.

- W Centrum Chorób Serca mamy fantastycznych specjalistów, brakowało jednak osób, które mają już doświadczenie w transplantacji, dlatego zaprosiliśmy do współpracy doktora Romana Przybylskiego i profesora Michała Zaklińczyńskiego - dodaje prof. Piotr Ponikowski. - Musieliśmy również wykazać, że mamy wymagane doświadczenie w przeprowadzaniu wysokospecjalistycznych procedur kardiochirurgicznych w obszarze kardiologii interwencyjnej, przy czym chodziło nie tylko o liczbę, ale także jakość wykonywanych zabiegów.

Kardiochirurg dr Roman Przybylski i kardiolog prof. Michał Zakliczyński specjalizują się w transplantacjach, a do Wrocławia przyjechali ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, gdzie fachu uczyli się od najlepszych - prof. Zbigniewa Religii i prof. Mariana Zembali. Dr Roman Przybylski wykonał cztery z pięciu przeprowadzonych w Polsce autoprzeszczepień serca (w tym jedno już w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym) oraz kilkaset transplantacji tego narządu.

Według danych Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego ds. Transplantacji „Poltransplant” w ubiegłym roku przeszczepiono w Polsce 146 serc. W grudniu 2020 r. na nowy narząd czekało 415 osób. Załoga Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu ma nadzieję, że będzie mogła pomóc pacjentom i poprawić te wskaźniki.

- Na terenie Dolnego Śląska będzie to pierwszy przeszczep serca, ale przeprowadzi go bardzo doświadczony zespół, dla mnie to nie będzie pierwszy ale 301 taki zabieg - mówi dr Roman Przybylski, kardiochirurg z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

Jednym z wymogów, jaki musi spełniać ośrodek przeszczepiający serca, jest posiadanie biorców różniących się płcią, wagą, grupą krwi.

- Chodzi o to, abyśmy byli gotowi na przyjęcie narządu, który będzie akurat do dyspozycji transplantologów - wyjaśnia prof. Krzysztof Reczuch, kierownik Kliniki Chorób Serca USK. - Obecnie mamy pod opieką kilkunastu pacjentów, zarówno stabilnych, którzy przebywają w domu, jak i pilnych, którzy nie są w stanie funkcjonować bez wspomagania farmakologicznego i mechanicznego, czyli pomp które wspomagają pracę komór serca.

Decyzja o pierwszym przeszczepie we Wrocławiu zapadnie po potwierdzeniu pojawienia się dawcy.

- Do tej pory zgłaszani przez nas pacjenci byli przeszczepiani w innych ośrodkach w kraju - mówi prof. Michał Zakliczyński transplantolog, z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. – Teraz naszym celem jest stworzenie, takiej listy pacjentów, by móc optymalnie dobrać dla nich narząd.

Już dziś w USK na nowe serce czeka dwóch pilnych pacjentów.


Fot. USK Wrocław
 
Chirurdzy z USK będą rozwijać nowatorską metodę leczenia raka trzustki
(Wrocław, 15.02.2021)

Chirurdzy z USK będą rozwijać nowatorską metodę leczenia raka trzustki.
Dostali grant na 9,5 mln złotych.


Prestiżowy grant z Agencji Badań Medycznych został przyznany wrocławskim naukowcom w ramach III rundy konkursu na działalność badawczo-rozwojową w zakresie niekomercyjnych badań klinicznych. Rekrutacja pacjentów do leczenia rozpocznie się w drugiej połowie roku.

Projekt zespołu prof. Wojciecha Kielana kierownika II Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej i Chirurgii Onkologicznej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, dotyczy wpływu nieodwracalnej elektroporacji wapniowej, elektrochemioterapii oraz elektroporacji (IRE-CaCl2, ECT oraz IRE) na jakość życia oraz przeżycie wolne od progresji u chorych na raka trzustki. Konkurencja była ogromna, ostatecznie dofinansowanie otrzymało zaledwie 9 z 51 nadesłanych projektów. Do Wrocławia trafiło niemal 9,5 miliona złotych. – To ogromna szansa nie tylko dla nas, ale przede wszystkim pacjentów – podkreśla prof. Wojciech Kielan. – Dzięki temu będziemy mogli opłacić zakup igieł i kwestia finansowania badania przestanie być przeszkodą w leczeniu.

Urządzenie zakupił klinice Uniwersytecki Szpital Kliniczny. Pierwszy zabieg usunięcia guza trzustki tą metodą lekarze USK we Wrocławiu przeprowadzili w lutym 2018 roku u 60-letniej pacjentki. Operację wykonał zespół profesora Wojciecha Kielana wraz z asystą prof. Pawła Lampego ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, od wielu lat uznanego specjalisty w leczeniu chorób nowotworowych trzustki oraz prof. Michała Studniarka, radiologa z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. – To jest niewątpliwa przewaga szpitali uniwersyteckich – możliwość nawiązania współpracy i dostępność w tej samej jednostce różnego rodzaju specjalistów – podkreśla prof. Wojciech Kielan. – Te operacje wymagają dużego zespołu i interdyscyplinarności – bez anestezjologów, radiologów, onkologów klinicznych, odpowiedniej opieki pielęgniarskiej nic byśmy nie zrobili – podkreśla profesor.

Pieniądze zlikwidują poważną barierę – finansową. Koszt kompletu elektrod to 30 tysięcy złotych. Niewielu pacjentów może go ponieść, zwłaszcza, że lekarze podkreślają, że metoda, jak pokazują pierwsze wyniki, znacząco przedłuża chorym życie i poprawia jego jakość, ale nie wyleczy z choroby. Jest skierowana do pacjentów, którzy nie kwalifikują się do resekcji. Dotychczasowe rezultaty są obiecujące, możliwość potwierdzenia ich na grupie kolejnych 70 pacjentów, obserwowanych na przestrzeni 6 lat trwania projektu – bezcenna. Badacze ocenią wpływ zabiegu na jakość życia chorych, czas przeżycia, czas wolny od progresji.

– Jestem entuzjastką – deklaruje dr Julia Rudno-Rudzińska z Kliniki Chirurgii Ogólnej i Chirurgii Onkologicznej USK. Upowszechnimy nową metodę, sprawdzimy jej efekty na większej grupie leczonych, co pozwoli znaleźć odpowiedni „moment terapeutyczny”. Jest to część projektu „Personalizacja leczenia raka trzustki”, który obejmuje również hodowle linii komórkowych wyprowadzonych od danego pacjenta i sprawdzenie chemiowrażliwości. Być może w przyszłości możliwe będzie zastosowanie chemioterapii celowanej – dostosowanej dla poszczególnego pacjenta indywidualnie. Szukamy najlepszych rozwiązań, bo mierzymy się z wyjątkowo trudnym przeciwnikiem. Podobnie jak w przypadku elektroporacji współpracujemy z dr hab. inż Julitą Kulbacką, prof. uczelni z Katedry Biologii Molekularnej i Komórkowej Wydziału Farmaceutycznego Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. - Łączenie nauki z praktyką jest niewątpliwa zaletą pracy w ośrodkach Uniwersyteckich – dodaje lekarka.

Trudno wykryć, trudno operować, trudno leczyć

Chirurdzy nie mają najmniejszych wątpliwości – nowotwory to dziś jedna z częstszych przyczyn wykonywanych przez nich operacji. W klinice kierowanej przez prof. Wojciecha Kielana w minionym roku 30 procent zabiegów miało podłoże onkologiczne. Chirurdzy z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego specjalizują się w operacjach z powodu nowotworów przewodu pokarmowego. Rak trzustki jest w tym zestawie jednym z najtrudniejszych przeciwników.

- Trzustka jest specyficznie anatomicznie położona, w pewnym sensie można powiedzieć, że mamy ją „na plecach” – wyjaśnia prof. Wojciech Kielan. – Co to oznacza? Trudno przy standardowym USG zauważyć niepokojące zmiany; przez co pacjenci, uspokojeni prawidłowym badaniem, trafiają do nas późno. Objawy są niejednoznaczne: ból, utrata wagi powodowane mogą być spowodowane różnymi przyczynami, a pojawiająca się żółtaczka często diagnozowana jest wstępnie jako zakaźna i czas mija – wyjaśnia prof. Wojciech Kielan. – W tej pierwszej fazie pacjenci często nie mówią nawet o bólu a pewnym uczuciu dyskomfortu – dodaje dr Julia Rudno-Rudzińska. Statystyki są bezlitosne – zaledwie 20 procent pacjentów kwalifikuje się do operacji, resekcja wsparta chemioterapią pooperacyjną jest najskuteczniejszą formą leczenia. Aż 80 procent liczyć może jedynie na opiekę paliatywną i chemioterapię. A to nie koniec problemów. – Zabieg chirurgiczny w przypadku trzustki jest wyjątkowo trudny – po raz kolejny decyduje jej budowa anatomiczna i sąsiedztwo dużych naczyń – opisuje prof. Wojciech Kielan. I dodaje, że choć chirurgia onkologiczna bardzo się rozwija sięgając po nowe metody, choćby laparoskopowe, które niemal całkowicie zdominowały operacje w przypadku jelita grubego, to trzustka nawet przy standardowej operacji nadal sprawia problemy. – Tylko 20 procent pacjentów możemy zoperować, pozostałym pozostaje chemioterapia, ale ten rodzaj nowotworu jest niestety często chemiooporny, więc leczenie nie zawsze jest tak skuteczne, jak byśmy tego chcieli- przyznaje dr Julia Rudno-Rudzińska.

Metoda przyszłości?

Lekarze szukają więc niestandardowych rozwiązań, które pomogą pacjentom. W przypadku raka trzustki duże nadzieje wiążą z elektroporacją. Chirurdzy zainteresowali się metodą dzięki współpracy z naukowcami z kierowanej przez prof. Jolantę Saczko Katedry Biologii Molekularnej i Komórkowej Wydziału Farmaceutycznego Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Tam – we współpracy z dr hab. inż. Julitą Kulbacką, prowadzono próby na liniach komórkowych. Od tego zaczęło się zainteresowanie metodą NanoKnife. Na czym to polega? Wytwarza się serię mikrosekundowych impulsów elektrycznych w celu wytworzenia ubytków w błonach komórkowych, co powoduje utratę homeostazy, a następnie śmierć komórki. Impulsy elektryczne są aplikowane w tkance za pomocą specjalnych elektrod - igieł. Zabieg odbywa się pod kontrolą USG śródoperacyjnego lub przezskórnie pod kontrolą tomografii komputerowej. W wyniku zastosowania odpowiedniego napięcia, komórki nowotworowe zostają nieodwracalnie uszkodzone i obumierają. Badania dowodzą, że naczynia krwionośne i nerwy w rejonie uszkadzanych przez NanoKnife komórek nowotworowych zachowują swoją żywotność, co czyni z tej metody często jedyną perspektywę terapii w miejscach dotychczas trudnych do leczenia chirurgicznego. – Elektroporacja działa w przypadku guzów litych, w Wielkiej Brytanii czy Dani jest w standardach postępowania w niektórych nowotworach i jest refundowana, w Polsce niestety nie – przyznaje dr Julia Rudno-Rudzińska. To niewątpliwie poważny problem w jej rozpowszechnieniu, pomimo bardzo obiecujących wyników i obserwacji. – Metoda nie szkodzi, to wiemy, co więcej obserwuje się – na razie w przypadku czerniaków – znaczącą aktywizację układu immunologicznego organizmu. Czy w przypadku trzustki będzie podobnie? Tego chcielibyśmy się dowiedzieć – podkreśla dr Rudno-Rudzińska. I będą mieli na to szansę dzięki dofinansowaniu uzyskanemu z Agencji Badań Medycznych.




Fot. USK Wrocław
 
Terapia ECMO uratowała pacjenta z COVID-19
(Wrocław, 9.02.2021)

Terapia ECMO uratowała pacjenta z COVID-19


Po 42 dniach lekarzom z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu udało się odłączyć od ECMO pacjenta chorego na COVID-19. Młody mężczyzna, z ostrą niewydolnością oddechową, był w tak złym stanie, że został zakwalifikowany do przeszczepu płuc. Szczęśliwie udało się uniknąć transplantacji.

28-letni Mateusz trafił do wałbrzyskiego szpitala zarażony wirusem SARS-CoV-2. Przebieg choroby okazał się tak ciężki, że został podłączony do respiratora.

- Zastosowana u pacjenta wentylacja mechaniczna była na tyle agresywna, że oprócz COVID-19, pojawiły się komplikacje w postaci obustronnej odmy opłucnej. Właściwie natychmiast po przewiezieniu mężczyzny do naszego szpitala, musieliśmy zastosować terapię ECMO - mówi prof. Waldemar Goździk, kierownik Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

ECMO to tzw. płucoserce, które zastępuje pracę tych narządów w przypadku ich ostrej niewydolności, pozaustrojowo utleniając krew chorego. U cierpiących na COVID-19 terapia pozwala przede wszystkim zyskać niezbędny czas, aby uszkodzone płuca mogły się zregenerować.

- Mieliśmy już wielu pacjentów z COVID-19, u których stosowaliśmy terapię ECMO, ale ta, trwająca aż sześć tygodni, była najdłuższą w tej grupie pacjentów i jedną z najdłuższych, przeprowadzonych przez nas - przyznaje prof. Waldemar Goździk.

Pan Mateusz był też najmłodszym pacjentem oddziału intensywnej terapii wrocławskiego szpitala z COVID-19, a dodatkowo zakażenie koronawirusem przebiegało u niego bardzo szybko i gwałtownie. Co ważne, chory nie miał chorób współistniejących, prowadził aktywny, sportowy tryb życia.

- Uszkodzenie płuc było tak ciężkie, że po czterech tygodniach terapii ECMO rozpoczęliśmy rozmowy z ośrodkiem przeszczepowym w Gdańsku, który zakwalifikował pana Mateusza do transplantacji narządu. Był pierwszy na liście oczekujących - wyjaśnia dr Jakub Śmiechowicz z Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

Informację, że jest dawca, lekarze otrzymali, gdy praca płuc stopniowo zaczęła się poprawiać i rozważali próbę odłączenia pacjenta od ECMO.

- To była bardzo trudna decyzja: kierować pacjenta na przeszczep, czy dać narządowi szansę, aby zaczął samodzielnie pracować - przyznaje dr Jakub Śmiechowicz. - Patrząc na wskaźniki oddechowe, zdecydowaliśmy się na drugie rozwiązanie i udało się.

Przez pierwsze trzy tygodnie pan Mateusz był podłączony do respiratora. Teraz jego układ oddechowy jest jeszcze wspomagany tlenoterapią przez rurkę tracheotomijną, natomiast może już - po dwóch miesiącach spędzonych w szpitalu przy ul. Borowskiej - wrócić do Wałbrzycha.

- Czeka go intensywna, wielotygodniowa rehabilitacja, ale to młody i silny organizm. Wierzymy że wróci do pełnej sprawności - cieszy się prof. Waldemar Goździk.




Fot. USK Wrocław
 
Uniwersytecki Szpital Kliniczny zagra z WOŚP
(Wrocław, 21.01.2021 r)

Uniwersytecki Szpital Kliniczny zagra z WOŚP


Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu, jak co roku zagra z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. Placówka zaplanowała konsultacje specjalistyczne, które potrwają od 25 do 31 stycznia,
a udzielać ich będą specjaliści z zakresu otolaryngologii, laryngologii, pediatrii oraz chirurgii dziecięcej.


Hasło przewodnie 29. finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy brzmi „Gramy z głową!”, a zabrane pieniądze zostaną przeznaczone na zakup sprzętu laryngologicznego, otolaryngologicznego oraz do diagnostyki głowy.

- Jako potencjalni beneficjenci tegorocznej zbiórki, czujemy się wręcz w obowiązku zagrać z Orkiestrą
- żartuje prof. Tomasz Zatoński, kierownik Kliniki Otolaryngologii, Chirurgii Głowy i Szyi Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu i dodaje: - Przede wszystkim jednak chcemy dać innym coś od siebie, skoro mamy taką możliwość.
Lekarze z kliniki będą konsultowali pacjentów wraz z prof. Alicją Chybicką, szefową Przylądka Nadziei USK oraz prof. Dariuszem Patkowskim i zespołem Kliniki Chirurgii i Urologii Dziecięcej USK.

Ze względu na sytuację epidemiologiczną, konsultacje, organizowane przez szpital, będą miały głównie formę teleporad, ale każdy pacjent z niepokojącymi dolegliwościami czy objawami, zostanie zaproszony na wizytę osobistą. Dzięki badaniom lekarze chcą dotrzeć m.in. do osób, zagrożonych nowotworami, w tym głowy i szyi czy też pacjentów z niedosłuchem, kwalifikujących się do wszczepienia implantów. W niedzielę podczas porad stacjonarnych mali pacjenci będą diagnozowani w zakresie chirurgii, urologii i ortopedii dziecięcej.

Program badań przesiewowych w USK:

25 stycznia (poniedziałek) i 26 stycznia (wtorek) w godz. 9.00-13.00 - teleporady w zakresie:
- otolaryngologii (nr tel. 882 742 661)
- otolaryngologii dziecięcej (nr tel. 882 742 198)

27 stycznia (środa) w godz. 9.00-13.00 - teleporady oraz kwalifikacja do badań endoskopowych
osób z objawami nowotworów głowy i szyi. Adresowane do wszystkich pacjentów, a zwłaszcza palaczy tytoniu,
u których występują objawy: niegojące się owrzodzenia w jamie ustnej; czerwone lub białe naloty w jamie ustnej;
ból gardła; przewlekła chrypka; ból w trakcie przełykania i problemy z połykaniem; guz na szyi; jednostronna niedrożność nosa; krwawy wyciek z nosa; pieczenie języka (nr tel. 882 742 661 lub 882 742 198)

28 stycznia (czwartek) w godz. 9.00-13.00 - teleporady dla pacjentów z zaburzeniami słuchu,
kwalifikacje do wszczepiania implantów ślimakowych (nr tel. 882 742 661 lub 882 742 198)

29 stycznia (piątek)
- w godz. 10.00-16.00 - teleporady w zakresie pediatrii, udzielane przez prof. Alicję Chybicką,
kierownik Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej (nr tel. 882 744 655)
- godz. 9.00-13.00 - teleporady w zakresie otolaryngologii i otolaryngologii dziecięcej (nr tel. 882 742 198)

31 stycznia (niedziela) w godz. 10.00-16.00 – stacjonarne badania z zakresu chirurgii, urologii i ortopedii dziecięcej, udzielane przez zespół specjalistów Kliniki Chirurgii i Urologii Dziecięcej (Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu, ul. Borowska 213, przychodnia bud. L, parter, gab. 1.02 d).
Prosimy w miarę możliwości o wcześniejsze zapisy w sekretariacie kliniki tel. 71 736 49 00 (pn.-pt. w godz. 8.00-14.00).

 
USK otrzymał zamrażarki do przechowywania szczepionek
(Wrocław, 13.01.2021)

USK otrzymał zamrażarki do przechowywania szczepionek


Prawie 45 tys. zł przekazał Uniwersyteckiemu Szpitalowi Klinicznemu we Wrocławiu prezydent Jacek Sutryk na zakup dwóch zamrażarek niskotemperaturowych do przechowywania szczepionek przeciwko COVID-19.

Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu jest jednym z 509 szpitali węzłowych, co oznacza, że przeciwko COVID-19 szczepi - oprócz swoich pracowników - również personel innych jednostek ochrony zdrowia, m.in. szpitali, przychodni oraz aptek. Jest także jednym z 73 szpitali w kraju, do których trafiły pierwsze dawki preparatu Pfizer i BioNTech, zatwierdzonych przez Europejską Agencję Leków. Od 27 grudnia 2020 r. placówka zaszczepiła już ponad 9,5 tys. osób. Aktualnie obsługuje około tysiąca pacjentów dziennie.

- Mamy gabinety lekarskie do kwalifikacji oraz punkty szczepień w dwóch lokalizacjach naszego szpitala, czyli na kampusie Curie-Skłodowskiej oraz przy ulicy Borowskiej - mówi dr Piotr Pobrotyn, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. - Pracowaliśmy w Święto Trzech Króli, bo wiemy, jak ważny jest czas, aby nie zmarnowała się żadna dawka preparatu. Chcielibyśmy pracować także w weekendy, bo mamy świadomość, jak ważne jest zabezpieczenie przed COVID-19 jak największej liczby osób.

Placówkę wsparły, już nie po raz pierwszy, władze Wrocławia. Prezydent Jacek Sutryk przekazał szpitalowi prawie 45 tys. zł na zakup dodatkowych, specjalistycznych zamrażarek, które ułatwią i przyspieszą akcję szczepień przeciwko COVID-19.

- Nie przestajemy pomagać wrocławskim szpitalom w czasie epidemii i mam nadzieję, że sprzęt przyczyni się do efektywniejszego realizowania programu szczepień - wyjaśnia Jacek Sutryk, prezydent Wrocławia. - To szczególnie ważne, abyśmy wszyscy przystąpili do szczepień, nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla naszych bliskich, dla naszego otoczenia.

Preparat Pfizer i BioNTech, który szpital otrzymuje od Agencji Rezerw Materiałowych, można po rozmrożeniu przetrzymywać do pięciu dni w temperaturze 2-8 st. C.

- Dzięki zakupionym, dzięki dotacji z miasta, urządzeniom, będziemy mogli zamawiać szczepionki w stanie zamrożonym i zgodnie z zaleceniami producenta, przechowywać je w temperaturze - 70 st. C oraz rozmrażać zgodnie z zapotrzebowaniem, bez presji czasu - tłumaczy Barbara Korzeniowska, zastępca dyrektora ds. lecznictwa otwartego Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

Sprzęt, który pozyskał szpital, jest dedykowany laboratoriom i placówkom medycznym. Pozwala na utrzymanie stabilnej temperatury w zakresie od - 60 do - 86 st. C za pomocą zewnętrznego panelu sterującego oraz alarmu, informującego o nieprawidłowościach. Urządzenie ma też rejestrator niepożądanych zmian temperatur, awaryjnie zasilacze UPS oraz - co ważne w tej sytuacji - zamek, uniemożliwiający dostęp osobom postronnym.


 
Szczepienia przeciwko COVID-19 w USK
(Wrocław, 27.12.2020)

Szczepienia przeciwko COVID-19 w USK



126 osób zostało dziś zaszczepionych przeciwko COVID-19 w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu. Wśród osób, które otrzymały szczepionkę, był prof. Piotr Ponikowski, rektor Uniwersytetu Medycznego, dr Piotr Pobrotyn, dyrektor szpitala oraz kierownicy i pracownicy klinik.

- Zaszczepiłem się jako lekarz, w trosce o zdrowie pacjentów, z myślą o bezpieczeństwie swoim i swoich bliskich; w obecnej sytuacji uważam szczepienie za absolutną konieczność, bez tego z epidemią będziemy borykać się przez lata - mówi prof. Piotr Ponikowski, rektor Uniwersytetu Medycznego oraz kierownik Centrum Chorób Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu jest jednym z 73 szpitali w kraju, do których trafiła pierwsza partia szczepionek. 10 tys. sztuk preparatu firm Pfizer i BioNTech, zatwierdzonych przez Europejską Agencję Leków, dotarło do Polski w sobotę. Szczepienia odbywają się w klinikach na tzw. kampusie Curie-Skłodowskiej oraz w szpitalu przy ul. Borowskiej, gdzie zorganizowano lekarskie gabinety kwalifikacyjne, punkty szczepień oraz miejsca do obserwacji pacjentów po podaniu preparatu.

- W ramach pierwszej dostawy, która rozpoczęła się w niedzielę rano otrzymaliśmy 450 dawek szczepionki - mówi Barbara Korzeniowska, wicedyrektor ds. lecznictwa otwartego Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. - Okres przydatności preparatu, po rozmrożeniu, wynosi pięć dni, mamy więc czas do czwartku, aby podać go kolejnym 324 osobom.

Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu jest też jednym z 509 tzw. szpital węzłowych w całej Polsce. Oznacza to, że w terminie zerowym oprócz swoich pracowników, będzie szczepił również zatrudnionych w innych jednostkach ochrony zdrowia. Jak dotąd zainteresowanie wyraziło 2,5 tys. pracowników etatowych placówki (65 proc. załogi) oraz dziesięć tysięcy osób z zewnątrz, czyli innych szpitali, przychodni, aptek, jak również pracownicy i studenci Uniwersytetu Medycznego

- Mamy dużo zgłoszeń od personelu medycznego, zwłaszcza z tych oddziałów, na które przyjmowani są pacjenci zarażeni wirusem SARS-CoV-2. Ci pracownicy mają świadomość, jak ważne są szczepienia, bo na co dzień widzą chorych z ciężkim przebiegiem COVID-19, którzy walczą o oddech pod respiratorami i czasem tę walkę przegrywają, ponieważ medycyna okazuje się bezradna - tłumaczy dr Piotr Pobrotyn, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. - Widzą też młodych ludzi z koronawirusem, bez chorób współistniejących, których płuca z godziny na godzinę odmawiają posłuszeństwa albo takich, którzy COVID-19 przeszli spokojnie, ale występują u nich groźne dla zdrowia powikłania.

Liczba zainteresowanych szczepieniami prawdopodobnie jeszcze się zmieni, ponieważ ostateczny termin zgłoszeń mija w poniedziałek, a szpital cały czas prowadzi kampanię informacyjną, aby zachęcić niezdecydowanych. Część osób na razie się nie zgłosiła, ponieważ przeszli już COVID-19, zapisali się w innych punktach albo byli nieobecni z powodu zarażenia koronawirusem czy przedświątecznych urlopów.

 
Konsolidacja dwóch dolnośląskich szpitali
(Wrocław, 07.12.2020)

Konsolidacja dwóch dolnośląskich szpitali



W styczniu Strzelińskie Centrum Medyczne stanie się częścią Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Oznacza to, że placówka - mimo ogłoszenia przez sąd upadłości - nadal będzie przyjmowała pacjentów, a załoga nie straci zatrudnienia.

Wniosek o ogłoszenie upadłości szpitala powiatowego prezes spółki złożyła w marcu. Powodem były powracające od kilku lat problemy finansowe placówki, w tym m.in. zaległości wobec ZUS-u oraz urzędu skarbowego. Upadłość jedynego szpitala w powiecie który zabezpieczał zdrowia ponad 40 tys. mieszkańców została ogłoszona 30 czerwca, a pod koniec października syndyk wystawił centrum na sprzedaż. Placówkę za ponad 8,3 mln zł kupił Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu.

Aktualnie - na mocy decyzji Wojewody Dolnośląskiego z 20 października - szpital w Strzelinie funkcjonuje jako placówka dedykowana chorym na COVID-19. W centrum medycznym działa ponad 60 łóżek dla zarażonych koronawirusem.

- Gdy sytuacja epidemiologiczna na to pozwoli, będziemy kontynuować działalność medyczną placówki - mówi dr Piotr Pobrotyn, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. - To dla nas oczywiste że mieszkańcy powiatu potrzebują zabezpieczania internistycznego, ginekologiczno-położniczego czy w ramach podstawowej opieki zdrowotnej. Niezwykle ważna jest dla nas również kontynuacja działalności zakładu opiekuńczo-leczniczego oraz pielęgnacyjno-opiekuńczego. Od lat mamy na rynku deficyt takich miejsc, a starzenie się społeczeństwa jest faktem.

Uniwersytecki Szpital Kliniczny zamierza też rozwijać zakres usług rehabilitacyjnych, świadczonych w Strzelinie. Istniejący oddział oferuje szeroki zakres świadczeń dla wielu grup pacjentów, co pozwoli na poszerzenie oferty i możliwości terapeutycznych podopiecznych szpitali.

- Dawny szpital powiatowy stanie się nie tyko jednostką kliniczna, ale również akademicką i będzie uzupełnieniem wrocławskiej bazy dydaktycznej dla studentów Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich, którzy w Strzelnie będą mogli szlifować swoje umiejętności m.in. z zakresu rehabilitacji pacjentów ortopedycznych czy neurochirurgicznych – mówi prof. Szymon Dragan prorektor ds. Klinicznych UMW. - Przypomnijmy, że Uniwersytet Medyczny jest podmiotem tworzącym szpitala klinicznego, a teraz będzie nim także dla strzelińskiego centrum.

W przypadku pacjentów i pracowników dotychczasowego Strzelińskiego Centrum Medycznego zmiana właściciela nie powinna być odczuwalna. Pierwsi staną się podopiecznymi największej, wielospecjalistycznej placówki medycznej w regionie – z dostępem do nowoczesnej infrastruktury medycznej, a drudzy dołączą do załogi Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

Rozmowa z prorektorem ds. klinicznych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu prof. Szymonem Draganem, o konsolidacji USK z Centrum Medycznym w Strzelinie:

https://www.youtube.com/watch?v=QEchw8RBM7Q
 
Piąte urodziny Przylądka Nadziei USK
(Wrocław, 23.11.2020)

Piąte urodziny Przylądka Nadziei USK



Mija właśnie pięć lat od powstania Przylądka Nadziei Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu - największego i najnowocześniejszego w Polsce ośrodka dla dzieci z chorobami nowotworowymi oraz schorzeniami układu krwiotwórczego. Każdego roku w szpitalu leczy się około 2 tysięcy małych pacjentów, a przychodnia przykliniczna udziela 7 tysięcy porad specjalistycznych.

Kierownictwo kliniki o nową siedzibę walczyło wiele lat, a jego starania zostały wynagrodzone 23 listopada 2015 r., kiedy Przylądek Nadziei został oficjalnie otwarty przy ul. Borowskiej 213 i stał się częścią Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Wcześniej mali pacjenci leczeni byli w placówce przy ul. Bujwida 44. Przed wojną w tym poniemieckim budynku mieściła się Królewska Klinika Neurologiczna, pod kierownictwem Aloisa Alzheimera.

- Budynek przy Bujwida udało się nam pozyskać i wyremontować dzięki staraniom założycielki naszej kliniki, profesor Janinie Bogusławskiej-Jaworskiej - wspomina prof. Alicja Chybicka, kierownik Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. - Kiedy się do niego przeprowadzaliśmy w 1989 roku, byliśmy szczęśliwi, jednak z roku na rok stan techniczny obiektu był coraz gorszy i zagrażał naszym pacjentom oraz pracownikom.

Zbiórkę pieniędzy na budowę nowej siedziby kliniki zainicjowała Fundacja „Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową”, a w ogólnopolską akcję włączyła się m.in. słynna podróżniczka Martyna Wojciechowska. Inwestycja kosztowała ponad 100 mln zł (85 mln zł pozyskał z Unii Europejskiej Uniwersytet Medyczny, 15 mln zł przekazało Ministerstwo Zdrowia, a 10 mln zł zdobyła Fundacja). Budowa ruszyła w czerwcu 2013 r.

- Dziś klinika mieści się w przestronnym, nowoczesnym i przyjaznym pacjentom budynku, a pracownicy mają do dyspozycji wyposażenie medyczne, które spełnia najwyższe europejskie standardy. Dzięki temu mogą wdrażać najnowocześniejsze metody leczenia - mówi dr Piotr Pobrotyn, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Wyleczalność ostrych białaczek limfoblastycznych i chłoniaków nieziarniczych w ośrodku wynosi 80 procent, a chłoniaków ziarniczych - 98 procent.

Placówka dysponuje 85 łóżkami szpitalnymi i rocznie hospitalizuje około 2 tysięcy dzieci. Nie tylko z Dolnego Śląska i ościennych województw, ale z całej Polski. W Przylądku Nadziei USK przeprowadza się ponad połowę wszystkich transplantacji szpiku, wykonywanych na terenie kraju. W klinice stosowane są innowacyjne metody leczenia niedokrwistości aplastycznych, przewlekłych małopłytkowości o immunologicznym podłożu oraz zespołów niedoboru odporności. Dodatkowo ośrodek obejmuje opieką dzieci z hemofilią z całego Dolnego Śląska, zapewniając im kompleksowe leczenie i rehabilitację.

- Klinika jest też miejscem, w którym podejmowane są innowacyjne i przełomowe działania medyczne - podkreśla prof. Piotr Ponikowski, rektor Uniwersytetu Medycznego. - W ubiegłym roku ośrodek pozytywnie przeszedł proces certyfikacji, dzięki któremu, jako jedyny ośrodek medyczny w Polsce, może stosować terapię genową CAR-T u pacjentów pediatrycznych, chorujących na oporną lub nawrotową ostrą białaczkę limfoblastyczną (ALL). Docelowo chcielibyśmy produkować własne komórki CAR-T i wierzymy, że za kilka lat będzie to możliwe.

Do tej pory terapię CAR-T zastosowano z powodzeniem u dwóch chłopców: 11-letniego Olka oraz 12-letniego Krzysia, a jeszcze w tym roku poddana jej zostanie mała pacjentka z Wrocławia.

Tak było w siedzibie przy Bujwida... ...tak jest w Przylądku Nadziei USK

 
Cesarskie cięcie u ciężarnej pacjentki połączonej do ECMO
(Wrocław, 17.11.2020)

Cesarskie cięcie u ciężarnej pacjentki połączonej do ECMO



Ginekolodzy we współpracy z anestezjologami Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego przy ul. Borowskiej we Wrocławiu wykonali bezprecedensowy zabieg cesarskiego cięcia u ciężarnej ze skrajną niewydolnością oddechową, podłączonej do systemu pozaustrojowego utlenowania krwi ECMO. Dziś zarówno mama, jak i mała Amelka, czują się dobrze i planują powrót do domu.

Pani Ewelina ze Świebodzic pamięta tylko, że źle się czuła. - Gorączkowałam, nie mogłam swobodnie oddychać - wspomina. Myślała, że to przeziębienie, ale test, który wykonano w wałbrzyskim szpitalu, wskazał zarażenie wirusem SARS-CoV-2. Ponieważ pacjentka była w ciąży, trafiła do I Kliniki Ginekologii i Położnictwa USK przy ul. Chałubińskiego we Wrocławiu, która jest dedykowana położnicom, chorym na COVID-19. - Nie wiem, co było dalej, nie pamiętam, dopiero dociera do mnie, że moja córeczka jest już na świecie - mówi.

Stan pacjentki gwałtownie się pogarszał, dlatego została przekazana na Borowską. - Choroba przebiegała bardzo ciężko, a badania obrazowe wykazały dynamicznie postępujące uszkodzenie płuc. Chora nie była w stanie samodzielnie oddychać, musieliśmy podłączyć ją do respiratora i wprowadzić w stan śpiączki farmakologicznej - przyznaje prof. Waldemar Goździk, kierownik Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii wrocławskiego szpitala.

Położnicy z II Kliniki Ginekologii i Położnictwa przy ul. Borowskiej przejęli walkę nie o jedno, a o dwa życia. Pacjentka była wówczas w 27/28 tygodniu ciąży. - To bardzo trudny czas. Dziecko nie jest jeszcze w pełni rozwinięte, aby bezproblemowo funkcjonować samodzielnie poza organizmem matki - wyjaśnia prof. Mariusz Zimmer, kierownik II Kliniki Ginekologii i Położnictwa USK. - Trzeba było ustalić optymalny moment rozwiązania ciąży w tak skrajnie ciężkim stanie matki.

Wobec braku skuteczności leczenia respiratorem, podjęto decyzję o podłączeniu pani Eweliny do ECMO, urządzenia do pozaustrojowego natleniania krwi, stosowanego w leczeniu zespołu ostrej niewydolności oddechowej lub ostrej niewydolności serca. Dawało to jedyną możliwość uratowania matki, a jednocześnie umożliwiało przedłużenie czasu trwania ciąży, dając dziecku większe szanse na przeżycie po urodzeniu. Ginekolodzy z Borowskiej, we współpracy z anestezjologami, podjęli się wykonania cięcia cesarskiego u pacjentki utrzymywanej przy życiu dzięki ECMO. Przez podłączenie pacjentki do ECMO zabieg cięcia należy zaliczyć do unikatowych zabiegów w położnictwie - nikt do tej pory nie miał takiego doświadczenia. - Dziewczynka przyszła na świat w 29. tygodniu ciąży, ważyła 1440 g i otrzymała 7 punktów w skali Apgar. To całkiem dobre parametry, zważywszy, w jak złym stanie była jej mama - informuje prof. Barbara Królak-Olejnik, kierownik Kliniki Neonatologii USK. W miesiąc dziecko przybrało na wadze prawie 500 g, a karmione było mlekiem z działającego przy szpitalu banku.

Pani Ewelina jeszcze dwa tygodnie po przyjściu córki na świat, nie miała świadomości, że została mamą. W trakcie terapii ECMO pacjentka przeszła dwie kolejne operacje, spowodowane intensywnym krwawieniem, nietypowym w normalnym przebiegu pooperacyjnym. Ostatecznie ECMO udało się bezpiecznie odłączyć po 9 dniach, a w kolejnych pacjentkę odłączono także od respiratora. Całkowity czas pobytu na Oddziale Intensywnej Terapii trwał ponad miesiąc.

- To była bardzo trudna terapia. Leczenie COVID-19 wiąże się z podawaniem różnych leków, a doniesienia naukowe na temat ich skuteczności rodzą szereg wątpliwości, stosuje się min. remdesivir, osocze ozdrowieńców, inhibitory receptora interleukiny-6, sterydy, a także leki przeciwkrzepliwe. Dodatkowo nie ma lub jest bardzo mało danych na temat możliwości ich stosowania u ciężarnych z COVID-19 - tłumaczy prof. Waldemar Goździk.

Gdy stan pani Eweliny się poprawił, została przekazana na oddział położniczy, gdzie w końcu mogła zobaczyć Amelkę. Wynik ostatniego prześwietlenia płuc pacjentki zaskoczył lekarzy. Po zmianach, jakie wywołał w nich COVID-19, pozostały niewielkie ślady. U dziecka testy na obecność koronawirusa od początku były negatywne. Wkrótce obie wyjdą do domu, podobnie jak pani Małgorzata i jej córka Zosia. Pani Małgorzata również zachorowała na COVID-19 i wymagała leczenia na oddziale intensywnej terapii, na szczęście organizm szybciej poradził sobie z zarażeniem. Matka nie wymagała tak zaawansowanych technik ratowania życia, jakim jest ECMO. Dziecko urodziło się w 34. tygodniu ciąży, także przez typowe cięcie cesarskie w klinice USK przy ul. Chałubińskiego.

Obie dziewczynki przyszły na świat przedwcześnie i dziś mają swoje święto. 17 listopada obchodzony jest bowiem Światowy Dzień Wcześniaka. W poprzednich latach w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu organizowano z tej okazji spotkania, konsultacje dla rodziców i zabawy dla dzieci.

- W tym roku nie mamy możliwości świętować, ale chcemy aby rodzice i nasze wcześniaki wiedzieli, że o nich pamiętamy, że mimo pandemii życie toczy się dalej. Na świat przychodzą nowe istnienia, a wśród nich także wcześniaki - mówi dr Małgorzata Czyżewska, kierownik Oddziału Klinicznego Neonatologicznego przy ul. Chałubińskiego i wojewódzka konsultant ds. neonatologii. Szpitalne korytarze ozdobione zostaną fioletowymi balonikami i symbolizującymi ten dzień papierowymi łańcuchami, składającymi się z dziewięciu małych skarpetek i jednej, jeszcze mniejszej. - Takiej, jak na wcześniaka, bo przed 37. tygodniem ciąży rodzi się na świecie jedno na dziesięcioro dzieci.


Zabieg cesarskiego cięcia
u pacjentki podłączonej
do ECMO

Pani Ewelina pod koniec
pobytu na Oddziale
Intensywnej Terapii

Opieka nad małą Zosią, która
urodziła się w 34. tygodniu ciąży

Pani Małgorzata z córeczką w klinice
dla pacjentek z COVID-19

Fot. USK we Wrocławiu
 
Badania polskich naukowców

Lancet publikuje badania prowadzone przez polskich naukowców

 

(16.11.2020 r.) Kardiolodzy z Centrum Chorób Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu oraz Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu - prof. Piotr Ponikowski i prof. Ewa Jankowska - kierowali badaniem AFFIRM-AHF z udziałem 121 ośrodków z 15 krajów Europy, Ameryki Południowej oraz Azji. Jego wyniki udowodniły, że podawanie dożylnie żelaza chorym z niewydolnością serca poprawia ich rokowania i jakość życia.

 

Od 13 do 17 listopada trwa jeden z największych światowych kongresów kardiologicznych The Scientifc Sessions of American Heart Association 2020. Podczas spotkania ogłoszono wyniki badania AFFIRM-AHF, które zostały jednocześnie opublikowane w jednym z najbardziej prestiżowych magazynów medycznych The LANCET. Badanie trwało 4 lata, uczestniczyło w nim 1100 pacjentów, którzy byli hospitalizowani z powodu ostrej niewydolności serca przy współistniejącym niedoborze żelaza. Przed wypisem ze szpitala uczestnicy mieli losowo podawaną dożylnie karboksymaltozę żelazową lub placebo. Obserwacja każdego pacjenta trwała rok.

- Dotychczas intuicyjnie wiązano niedobór żelaza z niedokrwistością, dziś wiemy, że to niedobór żelaza upośledza funkcjonowanie mięśnia sercowego i przemiany energetycznej w organizmie - mówi prof. Piotr Ponikowski. - Niedobór żelaza występuje u co drugiego pacjenta z niewydolnym sercem, a w grupie chorych przyjętych do szpitala nawet u 80 procent.

- Przeprowadzone badanie objęło chorych o wysokim ryzyku kolejnych dekompensacji krążenia i zgonów sercowo-naczyniowych. Efekt leczenia był fenomenalny - liczba wielokrotnych hospitalizacji spadła o 30 proc. w obserwacji rocznej - mówi prof. Ewa Jankowska.

- U 80 proc. chorych wystarczyły dwa dożylne wlewy żelaza, żeby osiągnąć tak silny efekt terapeutyczny - mówi prof. Piotr Ponikowski. - Wykazaliśmy po raz pierwszy, że korygując niedobór żelaza modyfikujemy przebieg choroby sercowo-naczyniowej. Nie licząc korzyści ekonomicznych, które są ogromne, dajemy pacjentom szanse na diametralną poprawę jakości ich życia i rokowania.

Wyniki badań spotkały się z ogromnym zainteresowaniem na całym świecie i niewątpliwie przełożą się na nowe rekomendacje odnośnie leczenia chorych z niewydolnością serca. Publikacje firmowane przez polskich naukowców rzadko trafiają do czasopism o takim prestiżu jak The LANCET, a już sytuacja, by pierwszy i ostatni autor pochodził z polskiego ośrodka (w tym przypadku Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu) są ewenementem. To doskonały przykład na to, że polscy naukowcy potrafią wejść do medycznej pierwszej ligi badań naukowych, które realnie zmieniają oblicze światowej medycyny. Co ważne, badania w tym obszarze będą we wrocławskim ośrodku kontynuowane. Agencja Badań Medycznych przyznała uczelni grant na dalsze badania wpływu dożylnego podawania żelaza w innych chorobach sercowo-naczyniowych.

 

 
Chirurdzy z Wrocławia uratowali zdrowie małej Irlandki

(Wrocław, 3.11.2020)

 

Chirurdzy z Wrocławia uratowali zdrowie małej Irlandki



Lekarze z Children's Health Ireland w Dublinie nie czuli się na siłach, aby pomóc Olivii Whyte, która urodziła się z trudną do leczenia formą zarośniętego przełyku, dlatego o pomoc poprosili specjalistów z Kliniki Chirurgii i Urologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Zabieg zakończył się sukcesem, a 6-miesięczna dziewczynka wróciła już, wraz z mamą, do rodzinnego domu w Irlandii.

- Miewamy pacjentów z innych krajów, ale zwykle są to mieszkający tam Polacy. Olivia jest natomiast rodowitą Irlandką, która przyszła na świat z tym schorzeniem - mówi prof. Dariusz Patkowski, kierownik Kliniki Chirurgii i Urologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Schorzenie, jakim jest zarośnięty przełyk to wada wrodzona, która występuje u jednego na 3-4 tys. dzieci. Dodatkowo u Olivii specjaliści mieli do czynienia z rzadką postacią tzw. długoodcinkowego zarośnięcia. Powszechnie stosowaną metodą leczenia tej choroby jest klasyczna operacja na otwartej klatce piersiowej.

- Taki zabieg wiąże się z przecinaniem mięśni i rozciąganiem delikatnego rusztowania kostnego klatki piersiowej, co negatywnie wpływa na jej dalszy rozwój. Niejednokrotnie też trzeba go powtarzać, proszę więc sobie wyobrazić kilkukrotnie otwieraną klatkę piersiową u noworodka czy niemowlęcia - wyjaśnia prof. Patkowski.

W 2004 r. prof. Dariusz Patkowski jako pierwszy w Polsce przeprowadził - wraz ze swoim zespołem - zabieg rekonstrukcji zarośniętego przełyku u dziecka przy użyciu metody torakoskopowej. Dziś ma na koncie ponad 200 takich operacji, a zabiegi wykonywał także poza krajem, szkoląc przy okazji lekarzy w Niemczech, Szwajcarii, Czechach, Ukrainie, Rosji, Włoszech, Kuwejcie czy Egipcie. Nadal jednak wrocławska Klinika Chirurgii i Urologii Dziecięcej jest jednym z niewielu ośrodków na świecie, specjalizujących się w operacjach tego narządu przy użyciu chirurgii małoinwazyjnej (szczególnie w przypadkach długoodcinkowej postaci zarośnięcia przełyku, jaką miała mała Olivia). Pozostałe szpitale, obok wspomnianej operacji na otwartej klatce piersiowej, stosują tracheotomię odżywczą (do czasu aż pacjent podrośnie) lub decydują się na zabieg podniesienia żołądka.

- Metoda torakoskopowa jest skomplikowana, ale najkorzystniejsza dla dziecka. Nie zostawia trwałych śladów, a pacjent szybciej wraca do zdrowia - przyznaje prof. Patkowski i tłumaczy, jak przebiega operacja: - Do przełyku docieramy poprzez tylną powierzchnię klatki piersiowej, tworząc dziurki o kilku milimetrach średnicy, którymi wprowadzamy miniaturową kamerę i narzędzia chirurgiczne. W przypadku malutkiego dziecka przestrzeń operacyjna wynosi zaledwie 2x2 cm. Dzięki torakoskopii widzimy ten obszar na monitorach w kilkukrotnym powiększeniu, co ułatwia precyzyjne wykonanie zabiegu.

Precyzja jest niezbędna, bo aby przywrócić ciągłość zarośniętego przełyku u Olivii, specjaliści musieli etapowo zbliżyć do siebie, a następnie śródoperacyjnie połączyć końce narządu. Przerwa między odcinkami, biegnącymi z gardła i żołądka, wynosiła około 5 cm. Lekarzom zależało na odtworzeniu ciągłości naturalnego przełyku (tzn. bez przeszczepu fragmentu jelita czy żołądka), dlatego do zabiegu wykorzystali własną technikę operacyjną, tzw. wewnętrznej trakcji.

- Metoda polega na maksymalnym zbliżeniu obu końców przełyku za pomocą specjalnego, założonego pomiędzy nimi szwu trakcyjnego, który utrzymuje napięcie. Zwykle po 3-4 dniach wykonuje się kolejny zabieg i w zależności od warunków zespala się ze sobą oba końce przełyku lub zbliża się je jeszcze bardziej - objaśnia prof. Patkowski.

U Olivii udało się wykonać zespolenie podczas trzeciego zabiegu, co zajęło chirurgom tydzień. Za czwartym razem poszerzyli już tylko miejsce scalenia narządu. Wszystkie operacje wykonali techniką torakoskopową przez trzy te same, małe dziurki w klatce piersiowej. Do ostatniego zabiegu dziewczynka pozostawała podłączona do respiratora na oddziale intensywnej terapii, co miało zapobiec nadmiernym ruchom dziecka, które mogłyby zwiększyć napięcie pomiędzy końcami przełyku. Zastosowana przez specjalistów technika wykorzystuje ideę rozciągania narządu, opracowaną przez amerykańskiego chirurga prof. Johna Fokera, podczas zabiegów na otwartej klatce piersiowej.

Dziewczynka wraz z mamą Gwen przebywała we wrocławskiej klinice prawie miesiąc. W ubiegłym tygodniu odleciały do domu w Irlandii. Kilka dni przed podróżą niemowlę, karmione dotąd przez gastrostomię i sondę, po raz pierwszy w życiu mogło zjeść mleko z butelki.

Fot. USK we Wrocławiu

 
Uniwersytecki Szpital Kliniczny szczepi pracowników
 

Uniwersytecki Szpital Kliniczny szczepi pracowników

 

Akcję bezpłatnych szczepień przeciwko grypie zorganizował dla pracowników Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu. W ciągu pierwszych trzech dni wzięło w niej udział prawie tysiąc osób.

 

- To już trzecia z kolei akcja szczepień dla naszej załogi, adresowana do wszystkich, niezależnie od rodzaju umowy, jaką mają podpisaną z naszym szpitalem - mówi dr Piotr Pobrotyn, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu i podkreśla: - Pracownicy ochrony zdrowia są jedną z grup szczególnie narażonych na infekcję, powinni się więc szczepić nie tylko dla swojego bezpieczeństwa, ale także bezpieczeństwa pacjentów i swoich bliskich.

Dodatkowo, obok wirusa grypy, który jest najbardziej aktywny w rozpoczynającym się właśnie sezonie jesienno-zimowym, w tym roku mamy do czynienia z wirusem SARS-CoV-2. Choroby, jakie oba wirusy wywołują, mają bardzo podobne objawy: gorączka, duszność, kaszel, a w przypadku COVID-19 także utrata węchu/smaku. - To, że pacjent został zaszczepiony przeciwko grypie, będzie miało ogromne znaczenie w przypadku infekcji wirusowej. Pozwoli lekarzom nie tylko na szybkie podjęcie decyzji w sprawie sposobu leczenia, ale także ewentualnej izolacji chorego - tłumaczy dr Piotr Pobrotyn.

Szczepienia dla pracowników Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego prowadzone są zarówno w siedzibie przy ul. Borowskiej, jak i na tzw. kampusie Curie-Skłodowskiej.

- Zainteresowanie jest bardzo duże, już w ciągu trzech pierwszych dni akcji zaszczepiliśmy prawie tysiąc osób - mówi Olga Fedorowicz, kierownik Zespołu Farmacji Klinicznej USK.

Epidemiolodzy podkreślają, że szczepienie to obecnie najskuteczniejsza metoda przeciwdziałania wirusowi. Wzmacnia odporność, redukuje ryzyko zachorowania, jak również zabezpiecza przed powikłaniami z powodu grypy, na które szczególnie narażeni są: dzieci, seniorzy, osoby po przeszczepach, z obniżoną odpornością, chore na nowotwory, z problemami zdrowotnymi układu krążenia, serca oraz nerek.

Obok szczepień, zarażeniu wirusami zapobiega zachowanie dystansu społecznego, zasłanianie ust i nosa, wietrzenie pomieszczeń, częste mycie i dezynfekcja dłoni. Ważny jest także zdrowy tryb życia, między innymi bogata w witaminy dieta, odpowiednia liczba godzin snu i unikanie stresu.

Fot. USK we Wrocławiu


 




 
Tydzień nowotworów głowy i szyi

(Wrocław 21.09.2020)

 

VIII Europejski Tydzień Profilaktyki Nowotworów Głowy i Szyi

 

Ponad połowa pacjentów, u których rozpoznaje się nowotwory głowy i szyi, umiera – wynika z danych World Health Organization (WHO). Co więcej, specjaliści przewidują, że w najbliższych latach liczba osób z tymi schorzeniami wzrośnie o 10 proc. Z myślą o nich, w dniach 21-25 września 2020 r., organizowany jest VIII Europejski Tydzień Profilaktyki Nowotworów Głowy i Szyi. 

Akcji przyświeca hasło „Rak głowy i szyi nie czeka! Zgłoś się do specjalisty!”, a w ramach kampanii przewidziano m.in. konsultacje oraz działania informacyjno-edukacyjne, które mają zwiększyć świadomość społeczeństwa na temat nowotworów głowy i szyi oraz doprowadzić do jak najwcześniejszej wykrywalności zmian chorobowych. Obecnie dzieje się to najczęściej dopiero w III i IV stadium, gdy medycyna ma już niewiele do zaoferowania. 

Celem Europejskiego Tygodnia Profilaktyki Nowotworów Głowy i Szyi jest również dotarcie do pacjentów z grupy najwyższego ryzyka, a więc palących tytoń, nadużywających alkoholu oraz narażonych na infekcje wirusem brodawczaka ludzkiego lub mających, co najmniej przez 3 tygodnie, jeden z poniższych objawów: 

• pieczenie języka, 
• niegojące się owrzodzenie oraz czerwone lub białe naloty w jamie ustnej, 
• ból gardła, ból w trakcie oraz problemy z przełykaniem, 
• przewlekła chrypka, 
• guz na szyi, 
• niedrożność nosa lub krwawy wyciek z nosa. 

- Z powodu zagrożenia epidemicznego, zainteresowane osoby, znajdujące się w grupie ryzyka, będą mogły skonsultować się ze specjalistami w czasie teleporad. Gdy jednak zajdzie taka potrzeba, będziemy zapraszać pacjentów również na wizyty osobiste. A wszystko to bezpłatnie, bez skierowania i bez kolejki - mówi prof. Tomasz Zatoński, Prorektor ds. Budowania Relacji i Współpracy z Otoczeniem UMW, Kierownik Kliniki Otolaryngologii, Chirurgii Głowy i Szyi USK. - Obok konsultacji oraz kampanii informacyjno-edukacyjnych, odbędzie się debata w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Dolnośląskiego z decydentami, mającymi wpływ na ochronę zdrowia w naszym regionie. 

- Nowotwory, na których skupimy się w trakcie naszego tygodnia, to wszystkie nowotwory górnego odcinka drogi oddechowo-pokarmowej, w tym: wargi, jamy ustnej, języka, gardła środkowego (migdałki), jamy nosowo-gardłowej, gardła dolnego, krtani, nosa, zatok przynosowych, podstawy czaszki, oczodołu, ślinianek, ucha zewnętrznego, środkowego i wewnętrznego, jak również nowotwory zlokalizowane na szyi (układ chłonny, tarczyca) oraz skórze głowy i szyi - tłumaczy prof. Marzena Dominiak, Prorektor ds. Strategii Rozwoju UMW, Prezydent Polskiego Towarzystwa Stomatologicznego, Kierownik Katedry i Zakładu Chirurgii Stomatologicznej UMW. - Obecnie choroby te stanowią siódmą, co do częstotliwości występowania, grupę nowotworów złośliwych na świecie. 

Europejski Tydzień Profilaktyki Nowotworów Głowy i Szyi organizowany jest w ramach międzynarodowej kampanii „Make Sense”, którą zainicjowało European Head and Neck Society (EHNS). W Polsce akcję prowadzi Polskie Towarzystwo Nowotworów Głowy i Szyi.

 

 

Program 
VIII Europejskiego Tygodnia Profilaktyki Nowotworów Głowy i Szyi 
21-25 września 2020 

Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu 
Uniwersytet Medyczny im. Piastów Śląskich 

21 września (poniedziałek), godz. 11.00 – Dzień medialny 
Uniwersytecki Szpital Kliniczny im. Jana Mikulicza-Radeckiego ul. Borowska 213, przed wejściem głównym 

• Konferencja prasowa poświęcona problemowi nowotworów głowy i szyi 

22 września (wtorek), godz. 10.00 – Dzień współpracy z decydentami 
Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego, Wybrzeże Słowackiego 12-14, sala 1014 

• Debata z decydentami mającymi wpływ na ochronę zdrowia w danym mieście 
• Bezpłatne badania przesiewowe w formie teleporady (ze specjalistami w dziedzinie stomatologii 
i otolaryngologii, a w razie potrzeby zaproszenie na dalsze konsultacje) 
godz. 9.00 - 13.00 - teleporada otolaryngologa - tel. 882 742 198 
godz. 9.00 - 13.00 - teleporada stomatologiczna - tel. 882 744 656
 

23 września (środa) – Dzień edukacji 

• Wykłady na temat nowotworów głowy i szyi dla uczniów i studentów wrocławskich szkół 

24 września (czwartek) – Dzień badań profilaktycznych 
• Bezpłatne badania przesiewowe w formie teleporady (ze specjalistami w dziedzinie logopedii 
i psychologii, a w razie potrzeby zaproszenie na dalsze konsultacje) 
godz. 9.00 - 12.00 - teleporada logopedyczna - tel. 882 742 198 
godz. 9.00 - 12.00 - teleporada psychologiczna - tel. 882 742 661
 

25 września (piątek) – Dzień pacjencki 
• Wykłady edukacyjne dla pacjentów i lekarzy z zakresu otolaryngologii, stomatologii oraz chirurgii szczękowo-twarzowej będą dostępne m.in. na stronie www.usk.wroc.pl, profilu USK na Facebooku, oraz kanale YouTube Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich. 

19-25 września – w pociągach Kolei Dolnośląskich S.A. wyświetlany będzie film edukacyjny, z którego pasażerowie dowiedzą się, jak niebezpieczne są nowotwory głowy i szyi oraz zapoznają się z danymi na temat przewidywalnej zachorowalności. 

 

  

  

  

 

 
Test na COVID-19 w 20 minut
(Wrocław, 15.09.2020)

Test na COVID-19 w 20 minut


Nowoczesny sprzęt, dzięki któremu już po 20 minutach będzie wiadomo, czy pacjent jest zarażony wirusem SARS-CoV-2, otrzymał Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu. Urządzenie już niedługo będzie służyło do diagnostyki pacjentów w tzw. stanach nagłych, trafiających na Szpitalny Oddział Ratunkowy.


Szpital pozyskał System Cobas Liat firmy Roch dzięki wsparciu Fundacji Wspólnota Pokoleń oraz Fundacji PGNiG. Urządzenie, które kosztowało 54 tys. zł, pozwala przeprowadzić szybką ocenę stanu zdrowia chorego nie tylko pod kątem choroby COVID-19, ale także grypy typu A i B oraz RSV - wirusa, który jest główną przyczyną chorób układu oddechowego u dzieci.

- Przed nami sezonowy wzrost zachorowań na grypę, której objawy, takie jak kaszel, gorączka, bóle mięśni oraz ogólne osłabnie i rozbicie, są takie same jak objawy zachorowania na COVID-19 - mówi dr Janusz Sokołowski, kierujący Szpitalnym Oddziałem Ratunkowym Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. - O ile przed planową hospitalizacją chory może wykonać test dzień wcześniej, i tak się u nas dzieje, o tyle w sytuacjach nagłych, świadomość, czy mamy do czynienia z pacjentem zarażonym wirusem SARS-CoV-2 czy grypy, znacznie ułatwi nam sposób postępowania, a co za tym idzie skuteczną walkę o jego zdrowie i życie.

Przypomnijmy, że średni okres oczekiwania na wynik testów w kierunku COVID-19, wykonywanych w tradycyjnym laboratorium molekularnym, trwa około 7-8 godz. W przypadku Systemu Cobas Liat wynik jakościowy (tzn. dodatni lub ujemny) znany jest już po 20 minutach, a wymaz do badania genetycznego (PT-PCR) można pobrać zarówno z gardła, jak i nosogardzieli pacjenta.

- Otrzymaliśmy od darczyńców urządzenie, ale aby móc z niego korzystać, musimy zaczekać na zakończenie procesu certyfikacji testów na polskim rynku - mówi Barbara Korzeniowska, zastępca dyrektora ds. lecznictwa otwartego USK. - Testy mają się pojawić w Polsce pod koniec października.

Nowy sprzęt nie zabezpieczy jednak w pełni potrzeb na szybką diagnostykę, dlatego szpital wraz z fundacją rozpoczął zbiórkę na kolejne dwa urządzenia. Jedno z nich to BioFire Biomérieux, które wyniki testów wskazuje po około 45 minutach, ale za to identyfikuje aż 23 różne patogeny, w tym SARS-CoV-2. Przy tak dużej liczbie pacjentów, jaką każdego dnia przyjmuje SOR, drugie urządzenie jest niezbędne, aby zapewnić chorym bezpieczeństwo.

- Rozmawialiśmy z przedstawicielami szpitala i wiemy, że aby był w pełni przygotowany na jesienno-zimowy czas grypy oraz rosnącą, ponownie, liczbę zachorowań na COVID-19, oprócz drugiego urządzenia do szybkiej identyfikacji wirusów, potrzebuje również specjalistyczny aparat USG - mówią Małgorzata Koronkiewicz-Hupajło i Magdalena Szymerowska z Fundacji Wspólnota Pokoleń.

Aparat umożliwi wczesne rozpoznanie zakrzepicy żylnej, jednego z najbardziej niebezpiecznych i często śmiertelnych, powikłań choroby COVID-19. USG pozwala także na szybkie wykrycie zmian w płucach, wywołanych wirusem SARS-CoV-2.

Każdego, kto chciałby wesprzeć Uniwersytecki Szpital Kliniczny, zapraszamy na stronę http://siepomaga.pl

Bieżące informacje na temat zbiórki będą publikowane również na FB fundacji i FB szpitala .

To nie pierwsza akcja pomocy dedykowana przez fundację szpitalowi. Od kilku tygodni - we współpracy z wieloma organizacjami oraz żołnierzami z 16. Dolnośląskiej Brygady Wojsk Obrony Terytorialnej - Fundacja Wspólnota Pokoleń przekazuje posiłki dla pracowników USK.


 
Sukces wrocławskich szpitali

Sukces wrocławskich szpitali


(Wrocław, 07.09.2020 r.) Urodzony w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu Staś, jako pierwsze dziecko w Polsce, a może nawet na świecie, już w pierwszej dobie życia otrzymał lek nusinersen. Oznacza to, że rozwój rdzeniowego zaniku mięśni, który wykryto u niego jeszcze w łonie matki, może zostać zahamowany i chłopiec będzie rósł zdrowo.

 

W USA terapia nusinersenem została zarejestrowana w 2016 r. Od 2019 r. dostępna jest także w Polsce i refundowana przez NFZ w ramach programów lekowych. Nusinersen to jeden z pięciu najdroższych medykamentów na świecie i – co najważniejsze – najbardziej dostępna oraz skuteczna obecnie metoda walki ze wszystkimi typami rdzeniowego zaniku mięśni (SMA).


We Wrocławiu programy lekowe z wykorzystaniem nusinersenu prowadzą: Klinika Neurologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego przy ul. Borowskiej (program dla dorosłych) oraz Oddział Neurologii Dziecięcej Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego im. T. Marciniaka przy ul. Fieldorfa (program dla dzieci).


- Jedynie dzięki współpracy dyrekcji dwóch szpitali, pozytywnej opinii prof. Katarzyny Kotulskiej-Jóźwiak, przewodniczącej Zespołu koordynacyjnego ds. leczenia chorych z rdzeniowym zanikiem mięśni oraz połączeniu sił lekarzy neurologów, neonatologów, ginekologów i pracowników apteki, mogliśmy tak szybko podać Stasiowi nusinersen. Jesteśmy szczęśliwi, że się udało, bo zwiększa to szanse naszego małego pacjenta na zdrowy rozwój i normalne życie – mówi prof. Barbara Królak-Olejnik, kierownik Kliniki Neonatologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.


Współpraca była konieczna, ponieważ teoretycznie chłopiec nie powinien otrzymać leku w szpitalu, który prowadzi program dla dorosłych, natomiast podanie noworodkowi nusinersenu w szpitalu, który zajmuje się terapią dzieci, nie byłoby możliwe w tak krótkim czasie. A czas odgrywa tu najważniejszą rolę. Im szybciej pacjent przyjmie lek, tym większa jest jego skuteczność. Najlepiej w pierwszej, a najpóźniej w drugiej dobie życia.


- Dziecko zostało zdiagnozowane w pierwszych tygodniach ciąży, a wszystkie procedury rozpoczęliśmy kilka miesięcy przed planowanym porodem. Dzięki temu lek czekał w Aptece Szpitalnej i Staś otrzymał nusinersen 21 godzin po przyjściu na świat – wyjaśnia dr hab. Magdalena Koszewicz z Kliniki Neurologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Podaż wymagała wykonania punkcji lędźwiowej i stosownego przygotowania do podaży dokanałowej.


Dodatkowo z badań wynika, że dzieci, które poddano terapii, zanim wystąpiły u nich objawy SMA, ruchowo rozwijają się niemal tak dobrze, jak ich zdrowi rówieśnicy. – Badania te dotyczą pierwszych trzech lat życia, bo dopiero w 2016 r. nusinersen został włączony do programów lekowych na świecie – dodaje prof. Barbara Królak-Olejnik. Bez diagnozy i terapii choroba prowadzi do stopniowego osłabienia mięśni, co skutkuje powikłaniami ze strony układu oddechowego, pokarmowego i kostno-szkieletowego. Nieleczone dzieci umierają w 2-3 roku życia.


- Tak było w przypadku naszego pierwszego synka, który zmarł na tę chorobę. Dlatego, gdy ponownie zaszłam w ciążę, zdecydowaliśmy się na badania prenatalne i to dzięki nim wiedzieliśmy, że nasze drugie dziecko też ma rdzeniowy zanik mięśni – mówi Monika Uliasz, mama Stasia.


Staś urodził się 20 sierpnia – w 38 tygodniu ciąży. Ważył 2360 g i mierzył 46 cm. Dostał 10 punktów w skali Apgar. Nic nie wskazywało, że dziecko choruje i zapewne przez najbliższe miesiące nikt by o tym nie wiedział, gdyby nie badania genetyczne – jedyny sposób na wykrycie choroby jeszcze w okresie prenatalnym. Bez badań, pozornie zdrowy noworodek, zostałby wypisany do domu. Objawy pojawiłyby się dopiero około 6 miesiąca życia, gdy chłopiec zacząłby się aktywnie rozwijać. Wtedy jednak na skuteczne leczenie mogłoby być za późno.


Drugą dawkę leku, zgodnie z planem, Staś otrzymał dokanałowo w Klinice Neonatologii USK i razem z mamą został wypisany do domu. Teraz będzie pod opieką neurologów dziecięcych ze szpitala przy ul. Fieldorfa.


***


W skład współpracującego zespołu ze strony Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego weszli: prof. Barbara Królak-Olejnik, kierownik Kliniki Neonatologii, prof. Sławomir Budrewicz, kierownik Kliniki Neurologii, prof. Mariusz Zimmer, kierownik Kliniki Ginekologii i Położnictwa, lek. Agnieszka Jalowska z Kliniki Neonatologii, dr hab. Magdalena Koszewicz i lek. Jakub Ubysz z Kliniki Neurologii, dr hab. Tomasz Fuchs, zastępca kierownika Kliniki Ginekologii i Położnictwa oraz Dominka Pasek z Apteki Szpitalnej. Oddział Neurologii Dziecięcej Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego im. T. Marciniaka reprezentowały dr Dorota Cichosz i lek. Anna Dobrzycka-Ambrożewicz.


fot. USK we Wrocławiu

 
USK ma najnowocześniejszą karetkę w Polsce
(Wrocław, 02.09.2020)

USK ma najnowocześniejszą karetkę w Polsce

 

Prezydent Wrocławia przekazał Uniwersyteckiemu Szpitalowi Klinicznemu we Wrocławiu milion złotych na zakup ambulansu kontenerowego do przewozu osób z ostrą niewydolnością oddechową. W karetce pacjent będzie mógł być podłączony do urządzenia ECMO, zastępującego pracę płuc oraz serca.

Dzięki urządzeniu, niezbędny czas oczekiwania na podłączenie do aparatury podtrzymującej życie, zostanie ograniczony do minimum, co przyczyni się do ratowania zdrowia chorego. Pojazd będzie służył również do przewozu pacjentów w skrajnie ciężkim przebiegu choroby COVID-19.

- Ambulans daje nam zupełnie nowe możliwości w przypadku ratowania chorych ze wstrząsem kardiogennym, którzy w czasie transportu do naszego ośrodka, będą wymagać terapii EMCO - mówi prof. Piotr Ponikowski, kierownik Centrum Chorób Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu i rektor Uniwersytetu Medycznego.

- Przygotowanie ambulansu, zgodnie z naszymi wytycznymi, trwało kilkanaście tygodni, ale można powiedzieć, że powstał oddział intensywnej terapii na kółkach - dodaje dr Piotr Pobrotyn, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

Oddychanie przewożonego pacjenta będzie wspomagane mechanicznie, a dodatkowo pojazd został wyposażony w respirator, pompy infuzyjne, defibrylator oraz specjalne nosze. To druga taka karetka w Polsce, dotychczas była tylko w Poznaniu.

- Najnowocześniejsza karetka w Polsce, którą Państwu prezentujemy, to przykład i dowód tego, że chociaż jako miasto nie posiadamy własnych szpitali, to nie unikamy odpowiedzialności za zdrowie wrocławianek i wrocławian wpierając szpitale finansowo - twierdzi Jacek Sutryk, prezydent Wrocławia. - Ten rok jest oczywiście wyjątkowy ze względu na epidemię i nasze wsparcie też jest na wyjątkowym poziomie. Tylko na działania związane z COVID-19, przeznaczyliśmy w sumie 5,5 miliona złotych, przy czym mowa tu wyłącznie o dofinansowaniu jednostek ochrony zdrowia, bo całość kosztów, wydanych do tej pory na walkę z koronwirusem to około 30 mln złotych.

Miasto systematycznie wspiera jednostki ochrony zdrowia. Poza wydatkami związanymi z pandemią, do szpitali trafiają także pieniądze przeznaczone na "zwykłą" działalność - tylko w tym roku dwa wrocławskie oddziały ginekologiczno-położnicze otrzymały 1,4 mln zł na zakup sprzętu i remont.

O karetce:

Najnowocześniejsza karetka w Polsce kosztuje ponad 1,1 mln złotych, a jej specyfikacja obejmuje niemal 40 stron dokumentacji. Ambulans powstał na bazie Mercedes Benz Sprinter 419 CDI z 2019 roku, z trzylitrowym silnikiem o mocy 190 KM i siedmiobiegową skrzynią. Jego wymiary zewnętrzne wynoszą: długość 6385 mm, wysokość 2820 mm, szerokość między ścianami bocznymi 1750 mm, długość 3488 mm, a wysokość 1980 mm.

Samochód ma wzmocnioną przednią oś, dodatkowy akumulator, przyłączenia elektryczne dla dodatkowych odbiorników i ogrzewanie wodne. Zabudowa wewnętrzna obejmuje liczne szafy ze schowkami, w których przechowywane są leki, środki odurzające, lodówka, butle tlenowe oraz instalacje do montażu sprzętu medycznego. Wszystkie blaty robocze wyłożone są kwasoodporną blachą.

Jest to druga karetka w Polsce wyposażona w ECMO - pozaustrojowy układ zawierający pompę oraz oksygenator, pozwalający przez pewien czas zastąpić pracę płuc lub serca pacjenta. Poza EMCO w skład wyposażenia medycznego wchodzą m.in.: respirator, ssak elektryczny z uchwytem ściennym, ciśnieniomierz, nosze płachtowe z torbą, dwie butle z tlenem, mankiet do szybkich przetoczeń, laryngoskop, stetoskop, termometr, ciśnieniomierz, ssak, pompa infuzyjna.





Fot. Janusz Krzeszowski/Urząd Miejski Wrocławia

 
Nowe metody leczenia w Centrum Chorób Serca

Nowe metody leczenia w Centrum Chorób Serca

 

Nową metodę leczenia pacjentów, wdrażają w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu, lekarze z Centrum Chorób Serca. Dzięki pompie Impella, mogą odciążyć i wspomóc pracę serca u chorych, którzy doznali wstrząsu kardiogennego. Wstrząs jest jednym z najgroźniejszych powikłań po zawale serca.

O wstrząsie kardiogennym mówimy, gdy serce nie jest w stanie samodzielnie pompować tyle krwi, ile potrzebuje organizm.
- Impella jest w tym przypadku o tyle skuteczna, że przejmuje funkcję osłabionego mięśnia i mechanicznie tłoczy krew do aorty, a następnie całego układu krwionośnego. Wydajność pompy wynosi do 4-5 litrów na minutę, a więc tyle, ile naturalny rzut zdrowego serca - mówi dr hab. Wiktor Kuliczkowski, kierownik Pracowni Hemodynamiki Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

Urządzenie wprowadzane jest do lewej komory serca przezskórnie - poprzez tętnicę udową. Dzięki jego obecności, lekarze mogą skupić się na ratowaniu zdrowia i życia pacjenta z wstrząsem kardiogennym, bez obaw o nagłe ustanie akcji serca. Pompa sprawdza się również podczas obarczonych wysokim ryzykiem zabiegów angioplastyki, kiedy serce jest na tyle słabe, że jakiekolwiek próby naprawy, zaopatrujących je w krew naczyń wieńcowych - bez wsparcia na przykład pompą Impella - wiąże się z bardzo wysokim ryzykiem zatrzymania krążenia i zgonu.

Drugą nowością w Centrum Chorób Serca USK są okludery (zatyczki) do uszka lewego przedsionka serca o nazwie "Watchman FLEX" firmy Boston Scientific.
- Jest to druga generacja, wszczepianych już od dawna w naszym szpitalu, zatyczek tej firmy. Dzięki wprowadzonym ulepszeniom są one jednak prostsze i szybsze w użyciu. Pozwalają również na zamknięcie uszek lewego przedsionka o różnej anatomii - wyjaśnia dr hab. Wiktor Kuliczkowski.

Zamykanie uszka to zabieg wykonywany u pewnej, szczególnej grupy pacjentów z migotaniem przedsionków. Osoby z tym rodzajem arytmii narażone są na powstanie w sercu skrzepliny, która przemieszczając się z prądem krwi, może wywołać niedokrwienie, skutkujące najczęściej udarem mózgu. Szacuje się, że co piąty udar niedokrwienny powstaje właśnie na skutek migotania przedsionków.

- Aby zapobiec temu powikłaniu stosujemy u pacjentów leczenie przeciwzakrzepowe. Niestety u części z nich dochodzi do krwawień, często zagrażających życiu. W takiej sytuacji zmuszeni jesteśmy przerwać leczenie przeciwzakrzepowe, przez co ponownie wzrasta ryzyko udaru mózgu - tłumaczy dr hab. Wiktor Kuliczkowski. - Okluder uszka lewego przedsionka jest więc przeznaczony właśnie dla tych pacjentów, którzy wymagają leczenia przeciwzakrzepowego w przebiegu migotania przedsionków, ale nie mogą go przyjmować z powodu przebytych krwawień.

fot. USK we Wrocławiu/materiały prasowe
 
System do operacji tarczycy

Chirurdzy testują system do operacji tarczycy

 

Pierwszy na Dolnym Śląsku zabieg usunięcia gruczolaka przytarczyc - przy użyciu systemu obrazowania śródoperacyjnego - wykonali lekarze z Kliniki Chirurgii Ogólnej, Małoinwazyjnej i Endokrynologicznej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Ten nowoczesny sprzęt pozwala zminimalizować ryzyko poważnych powikłań operacji tarczycy - zwłaszcza tych, podczas których gruczoł musi być całkowicie usunięty z powodu zmian nowotworowych.

 

- Choroby tarczycy są jednymi z najczęściej występujących schorzeń endokrynologicznych - mówi prof. Jerzy Rudnicki, kierownik Kliniki Chirurgii Ogólnej, Małoinwazyjnej i Endokrynologicznej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. - Wiele z nich udaje się zwalczyć za pomocą farmakoterapii, jednak niektóre wymagają leczenia operacyjnego. Coraz częściej pacjenci poddawani są operacjom radyklanym, czyli całkowitemu usunięciu gruczołu z powodu raka tarczycy. Liczba takich zabiegów z roku na rok rośnie i obecnie w Polsce wykonuje się ich około 4 tysięcy rocznie. Każdy z takich zabiegów obarczony jest ryzykiem poważnych powikłań ze względu na gruczoły przytarczyczne.

 

- Gruczoły umiejscowione są bowiem na tylnej powierzchni tarczycy - wyjaśnia dr hab. Paweł Domosławski, zastępca kierownika Kliniki Chirurgii Ogólnej, Małoinwazyjnej i Endokrynologicznej. - Mają postać maleńkich ziarenek, bardzo podobnych do występującej w tym samym miejscu tkanki tłuszczowej. Potrafią też wtopić się w miąższ gruczołu tłuszczowego, co może skutkować ich niezamierzonym usunięciem podczas operacji. Nie wynika to z braku umiejętności chirurgicznych, ale z ich skomplikowanej lokalizacji i struktury - dodaje.

 

Występująca po radykalnych zabiegach usunięcia tarczycy, pooperacyjna niedoczynność przytarczyc jest niebezpieczna dla zdrowia pacjenta. Mniejsza ilość produkowanego przez nie parathormonu (hormonu PTH), skutkuje zmniejszeniem stężenia wapnia, które odpowiada m.in. za proces krzepnięcia krwi, regulację ciśnienia i pracę serca, prawidłowe funkcjonowanie układu nerwowego oraz mięśniowego. Brak pierwiastka wywołuje też objawy tzw. tężyczki.

 

- Niezamierzonemu usunięciu gruczołów przytarczycznych może zapobiec system obrazowania śródoperacyjnego, który testujemy właśnie, dzięki uprzejmości firmy Inomed. Zastosowane w kamerze światło podczerwieni z autofluorescencją, podczas zabiegu identyfikuje i lokalizuje przytarczyce, podświetlając je na biało - tłumaczy dr hab. Paweł Domosławski. - Istnieje też możliwość sprawdzenia, już po operacji, czy w usuniętej tkance tarczycy nie znajdują się wycięte przypadkowo gruczoły przytarczyczne. A jeśli tak się stanie, można je wszczepić do mięśni szyi pacjenta, aby ponownie podjęły swoją funkcję w okresie pooperacyjnym.

 

System obrazowania śródoperacyjnego sprawdza się także w przypadku gruczolaków przytarczyc, występujących w schorzeniu pierwotnej nadczynności przytarczyc oraz łagodnych gruczolaków, produkujących nadmiernie hormon PTH, co prowadzi do podwyższenia stężenia wapnia, sprzyjającego osteoporozie czy kamicy nerkowej. Pierwszy na Dolnym Śląsku zabieg operacyjny usunięcia gruczolaka przytarczyc przy użyciu systemu obrazowania śródoperacyjnego przeprowadzili chirurdzy z Kliniki Chirurgii Ogólnej, Małoinwazyjnej i Endokrynologicznej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

 

- Jedynym sposobem leczenia tego schorzenia jest operacyjne usunięcie gruczolaka, ale zdarza się, że udaje się to dopiero podczas kolejnego zabiegu, bo jak wspomniałem, znalezienie gruczołu przytarczycznego, jest niezwykle trudne. Czasami usunięta tkanka okazuje się być niewłaściwym gruczolakiem i pacjent wymaga powtórnej operacji. Użycie systemu obrazowania pozwoliło nam od razu wykryć i skutecznie usunąć gruczolaka - mówi dr hab. Paweł Domosławski. - Także w przypadkach całkowitego usunięcia tarczycy przy pomocy tego systemu, pooperacyjne testy laboratoryjne nie wskazały obecności tężyczki.

 

Urządzenie do obrazowania z powodzeniem jest wykorzystywane również podczas zabiegów zespoleń jelitowych. - Po podaniu specjalnego barwnika, który zostaje rozprowadzony przez naczynia krwionośne, można ocenić, czy ukrwienie zespolenia jest prawidłowe. System może służyć także do rozpoznania pierwszego węzła chłonnego, tzw. węzła wartownika podczas zabiegów operacyjnych z powodu nowotworu - dodaje dr hab. Paweł Domosławski.

 

Udostępniony Klinice Chirurgii Ogólnej, Małoinwazyjnej i Endokrynologicznej sprzęt okazał się na tyle skuteczny i potrzebny, że lekarze starają się teraz pozyskać środki na zakup urządzenia, które byłoby na stanie Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

 

fot. USK Wrocław

 

 
Pierwsze efekty terapii chorych na COVID-19 osoczem ozdrowieńców

Pierwsze efekty terapii chorych na COVID-19 osoczem ozdrowieńców

 

(Wrocław, 14.07.20) Pierwsze na świecie duże badanie kliniczne, dokumentujące skuteczność stosowania osocza w leczeniu chorych z COVID-19 w populacji europejskiej, rozpoczęło się pod koniec kwietnia br. we Wrocławiu. Mamy już pierwsze wyniki badań. Osocze podano 25 chorym, hospitalizowanym w szpitalach jednoimiennych we Wrocławiu, Bolesławcu i Wałbrzychu. Wstępne obserwacje są obiecujące. U 65 proc. pacjentów po kilku - kilkunastu dniach od pierwszego podania - nastąpiła wyraźna poprawa parametrów oddechowych. Chorzy nie wymagali dalszej hospitalizacji. U pozostałych nie było odpowiedzi na leczenie i nie zmieniła tego druga dawka osocza.

Osocze ozdrowieńców na początku maja podano pierwszym pacjentom leczonym we Wrocławiu i Bolesławcu, a chęć przystąpienia do terapii deklarują kolejne dolnośląskie szpitale jednoimienne.

Projekt pt. „Zastosowanie osocza ozdrowieńców w terapii chorych na COVID-19 wraz z metabolomiczną i laboratoryjną oceną postępu terapii osoczem” realizują naukowcy Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu (pod kierownictwem prof. dr hab. Grzegorza Mazura) we współpracy z Uniwersyteckim Szpitalem Klinicznym we Wrocławiu, Wojewódzkim Szpitalem Specjalistycznym im. J. Gromkowskiego oraz Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa. Badanie finansuje Agencja Badań Medycznych.

– To bardzo bezpieczna procedura – podkreśla prof. Grzegorz Mazur z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. - Co ważne, do projektu mogą się zgłosić nie tylko osoby, u których koronawirusa potwierdzono, ale też takie, które – na podstawie objawów - podejrzewają, że go przeszły. W ramach przygotowania do badania zrobione zostaną odpowiednie testy, które te podejrzenia zweryfikują.

– Wygląda na to, że jeśli ta metoda ma działać, to działa od razu – dodaje dr Jarosław Dybko, lekarz koordynujący projekt z Kliniki Chorób Wewnętrznych, Zawodowych, Nadciśnienia Tętniczego i Onkologii Klinicznej USK. - Na tym etapie badań nie jest to jednak jeszcze wniosek naukowy, tylko przypuszczenie, wymagające potwierdzenia na większej liczbie pacjentów.

Dotychczasowe wrocławskie badania potwierdzają także już wcześniej zaobserwowany fakt, że część ozdrowieńców ma znikomą ilość przeciwciał antySARS-CoV-2. Spośród tych, którzy zgłosili się do Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa we Wrocławiu jako dawcy, liczba ta szacowana jest na ok. 20-25 proc. To nic nowego, odpowiedź immunologiczna w przypadku zakażenia innymi wirusami także jest zróżnicowana. Z przyczyn oczywistych niska ilość przeciwciał dyskwalifikuje takie osoby jako dawców. Czy to oznacza, że sami także mogą ponownie zachorować? To zagadnienie także musi być jeszcze zbadane.

– Opisano już przypadki powtórnych zakażeń koronawirusem, ale wciąż mamy za mało danych – uważa dr Jarosław Dybko. – Nabywanie odporności nie zależy wyłącznie od produkcji przeciwciał, jest jeszcze odporność komórkowa, w tym pamięć limfocytów T. Znaczenie w budowaniu trwałej odporności ma także mutagenność wirusa Sars-Cov-2, której jeszcze nie znamy.

Zdaniem lekarza, nie można też udzielić jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy ilość przeciwciał we krwi ozdrowieńców ma związek z przebiegiem choroby. Pojawiają się wprawdzie tezy, że im cięższy przebieg kliniczny zakażenia, tym więcej przeciwciał w surowicy, ale w przypadku nowego koronawirusa nie ma na to potwierdzenia. Wrocławski projekt ma dostarczyć dowodów: badania serologiczne z oznaczeniem przeciwciał przeprowadzane są u pacjentów przed podaniem osocza. A przecież każdy z nich, kiedy wyzdrowieje, jest potencjalnym dawcą. Ostateczne wnioski z programu będą znane pod koniec przyszłego roku.

Terapią w ramach badania ma zostać objętych 300 pacjentów z określonym ciężkim przebiegiem COVID-19, ale mamy ściśle określone cele naukowe – tłumaczy dr Jarosław Dybko. – Chociaż immunoprofilaktyka bierna jest metodą znaną od lat, w przypadku jej stosowania w COVID-19, wciąż niewiele o niej wiemy.

Jak na razie nie opracowano ani szczepionki przeciwko zakażeniu SARS-COV-2, ani kuracji przeciwwirusowej, dlatego leczenie osoczem staje się jedną z ważniejszych strategii leczniczych, łatwo dostępną i w zasadzie pozbawioną poważniejszych działań niepożądanych.

 
Implanty słuchowe

Wrocław, 7 lipca 2020 r.

Informacja prasowa.

 

Informacja prasowa Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu - mimo trwającej pandemii - wznowił operacje implantów słuchowych. W poniedziałek (6 lipca) wszczepiono implanty 4 pacjentom. W zabiegach uczestniczył prof. Henryk Skarżyński, światowej sławy otochirurg, dyrektor Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach.

 

- Wrocławski szpital kliniczny ma młody i dynamiczny zespół, który chce realizować ambitny program dotyczący szeroko rozumianej głuchoty i innych zaburzeń słuchu - stwierdził prof. Henryk Skarżyński. - Ten zespół, dzięki swojemu zaangażowaniu oraz wsparciu dyrekcji szpitala i władz uczelni, niedługo będzie w polskiej czołówce.

 

Szpital przy ul. Borowskiej - jako jedyny publiczny ośrodek na Dolnym Śląsku - pomaga pacjentom z głębokim niedosłuchem, dając im szanse na normalne życie. To ważne dla mieszkańców regionu, bo implanty słuchowe wszczepia w Polsce tylko 14 ośrodków. W całej Polsce rocznie wykonuje się ok. 800 takich operacji.

 

- Podczas epidemii COVID-19 przyjmowaliśmy przede wszystkim pacjentów z nagłym pogorszeniem zdrowia czy chorobą nowotworową - mówi prof. Tomasz Zatoński, kierownik kliniki. - Teraz możemy ponownie przyjmować pozostałych pacjentów, zarówno dorosłych, jak i dzieci z niedosłuchem.

 

Szpital zajmuje się nie tylko wszczepianiem implantów, ale także rehabilitacją pacjentów po zabiegach, w której uczestniczą specjaliści różnych dziedzin (otolaryngolog, logopeda, surdologopeda, psycholog, neurolog i inżynier kliniczny).

 

- Bez wielomiesięcznej rehabilitacji nie bylibyśmy w stanie skutecznie wprowadzić osoby niedosłyszącej w świat dźwięków - tłumaczy dr hab. Marcin Frączek, zastępca kierownika kliniki i dodaje, że korzyści z wszczepienia implantu, zwłaszcza u dzieci przed 12-18 miesiącem życia, są spektakularne. Rozwój takiego dziecka praktycznie nie różni się od rozwoju dzieci prawidłowo słyszących: - Dlatego tak ważna jest wczesna diagnostyka słuchu, tzw. screening noworodków, a następnie pokierowanie dziecka do właściwego ośrodka, takiego jak nasz, gdzie po wykonaniu badań audiologicznych, możemy jak najszybciej zastosować aparat słuchowy albo, jeśli będzie taka potrzeba, implant ślimakowy.

 

W przypadku osób dorosłych wszczepienie implantu znacznie poprawia jakość życia i zapobiega wykluczeniu społecznemu. Jak podkreślił prof. Henryk Skarżyński zaburzenia słuchu są obecnie coraz poważniejszym problemem, który dotyka co 5-6 dziecko, co trzecią osobę dorosłą oraz 75 proc. seniorów.

 

Implant słuchowy to jedyna na świecie elektroniczna proteza zmysłu, którą wymyśliła ludzkość. Urządzenie składa się z dwóch części: wewnętrznej z wszczepioną do ucha wewnętrznego elektrodą oraz zewnętrznej - procesora mowy, który pacjent nosi za uchem. Wyglądem implant przypomina aparat słuchowy, jednak jego możliwości są znacznie większe i stosuje się go w sytuacjach, kiedy niedosłuch jest tak głęboki, że aparaty słuchowe już nie pomagają.

 

Do pierwszej operacji wszczepienia implantu ślimakowego w Polsce doszło prawie 30 lat temu. Dzisiaj z urządzeń korzysta ponad 10 tys. polskich pacjentów. Niedosłuch - według raportów WHO - staje się chorobą cywilizacyjną i dotyczy w tej chwili ponad 5 mln osób w Polsce.

 

Pacjentom głuchym i niedosłyszącym, poza implantami ślimakowym, wrocławski szpital jest w stanie zaproponować inne najnowocześniejsze zdobycze techniki, takie jak m.in. implanty przewodzące dźwięk w kościach czaszki lub aktywne protezy ucha środkowego, wzmacniające ruchomość kosteczek słuchowych.

 

fot operacyjne. Tomasz Golla

fot. portretowe USK we Wrocławiu

 
Sukces terapii CAR-T w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu

Sukces terapii CAR-T w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu



(Wrocław, 6 lipca 2020 r.)

11-latek - po siedmiu latach nieskutecznego leczenia białaczki - wreszcie bez obecności komórek nowotworowych, dzięki nowatorskiej terapii CAR-T zastosowanej w Klinice Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej USK.

W 2019 r. Klinika Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej Przylądek Nadziei Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu (USK) przeszła proces certyfikacji, potwierdzający gotowość do leczenia terapią genową CAR-T pacjentów pediatrycznych, zmagających się z oporną lub nawrotową ostrą białaczką limfoblastyczną (ALL). W ok. 15 proc. przypadków tego podtypu białaczki, po transplantacji szpiku lub w drugiej bądź kolejnej linii leczenia, następuje nawrót choroby. Wysoką skuteczność w leczeniu tej grupy pacjentów wykazuje terapia genowa CAR-T. Przylądek Nadziei USK jest pierwszą i jedyną kliniką w Polsce certyfikowaną do stosowania terapii CAR-T u dzieci i młodych dorosłych z ostrą białaczką limfoblastyczną.
– Większość pacjentów, chorych na ostrą białaczkę limfoblastyczną, dobrze odpowiada na leczenie konwencjonalne, jednak u części z nich, wykazujących cechy złego rokowania, wznowy następują szybko – mówi prof. Bernarda Kazanowska, zastępca kierownika Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej USK we Wrocławiu. - Dla około 15-20 dzieci rocznie nie mamy w tym momencie żadnych rozwiązań terapeutycznych, które dawałyby szansę na wyleczenie. Metoda CAR-T jest dla nich bez wątpienia nadzieją. 
Komórki CAR-T zostały po raz pierwszy zastosowane u 11-letniego chłopca, zmagającego się z białaczką od siedmiu lat. Przez ten okres otrzymał on wszelkie możliwe formy terapii, w tym dwie allogeniczne transplantacje komórek krwiotwórczych od dwóch różnych dawców.
- Mimo zastosowanego leczenia białaczka ciągle nawracała i w 2019 roku większość lekarzy nie widziała już nadziei na uratowanie chłopca – mówi prof. Krzysztof Kałwak z Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej USK we Wrocławiu. – My byliśmy jednak zdeterminowani i po uzyskaniu certyfikacji ośrodka wykonaliśmy leukaferezę u dziecka, uzyskując odpowiednią liczbę limfocytów T, które to zostały potem zmodyfikowane genetycznie w laboratorium w USA.

Wyposażone w narzędzia do celowanego zabijania komórek białaczkowych limfocyty T dotarły do Wrocławia z USA i zostały przeszczepione 3 marca br.
- Po przeszczepie nie zaobserwowaliśmy żadnych istotnych powikłań immunologicznych ani neurologicznych i mogliśmy wypisać chłopca do domu jeszcze przed ogłoszeniem epidemii COVID-19 – mówi prof. Krzysztof Kałwak. - W pierwszych dwóch miesiącach po podaniu obserwowaliśmy zmniejszanie się choroby resztkowej, ale wciąż komórki białaczkowe były obecne. Teraz mamy wreszcie długo wyczekiwane „zero” z czułością do 10-5. Nie mamy stuprocentowej gwarancji, że efekt będzie trwały, jednak na razie ma niewykrywalną chorobę resztkową i po raz pierwszy od 7 lat dziecko, jego rodzice i my, lekarze możemy odetchnąć z ulgą: „niemożliwe stało się możliwe…”.
Leczenie zostało sfinansowane dzięki wspólnej akcji Fundacji na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową oraz Fundacji Siepomaga.
- Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu jest miejscem na innowacyjne działania – mówi Piotr Ponikowski, p.o. rektora Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. - Zależy nam na tym żeby naukowcy, wspólnie z klinicystami, robili milowe kroki w medycynie. Liczę, że wkrótce na naszej uczelni będziemy mogli, w ramach grantu Agencji Badań Medycznych, rozpocząć program, który umożliwi produkcję własnych komórek CAR-T. Szacuje się jednak, że czas na wyprodukowanie „polskich CAR-T” to ok. 3 lata. To minimum, bo technologię trzeba wyprodukować, a potem sprawdzić w badaniach klinicznych, czy jest skuteczna i bezpieczna.
- Chciałbym, żeby szansę na życie miał nie tylko Olek, ale też inne dzieci – mówi Piotr Pobrotyn, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego. - Do wyprodukowania „polskich CAR-T” trzeba znaleźć sposób na finansowanie pomostowe dla pacjentów, którzy już dziś takiego leczenia potrzebują. Razem z rektorem Uniwersytetu Medycznego prowadzimy rozmowy na ten temat z przedstawicielami resortu zdrowia i mamy nadzieję, że dla dobra dzieci szybko zostanie osiągnięty kompromis.


Jak działa terapia CAR-T?
Jak w praktyce działa mechanizm terapii CAR-T? W specjalistycznym procesie filtrowania krwi (leukaferaza) izolowane są z niej leukocyty, w tym limfocyty T. Następnie są one zamrażane i przekazywane do laboratorium w celu modyfikacji. Przy pomocy wektora wirusowego limfocyty T zostają genetycznie zaprogramowane tak, aby rozpoznawały komórki nowotworu. Następnie nowo utworzone komórki CAR-T ulegają namnażaniu i trafiają z powrotem do krwi pacjenta. Tak zaprogramowane komórki CAR-T są w stanie rozpoznać komórki nowotworowe, przyłączyć się do nich i aktywnie je zniszczyć.


Ostra białaczka limfoblastyczna (ALL)
Ostra białaczka limfoblastyczna to najczęstszy nowotwór u dzieci i jednocześnie najczęstsza z białaczek dotykająca pacjentów pediatrycznych. ALL to nowotwór limfocytów, czyli białych krwinek, zaangażowanych w funkcjonowanie systemu odpornościowego organizmu. Choroba postępuje szybko i wymaga wdrożenia natychmiastowego leczenia. Szacuje się, że ok. 85 proc. dzieci dotkniętych ALL osiąga remisję po leczeniu indukcyjnym, natomiast u ok. 15 proc. po transplantacji szpiku lub w drugim bądź kolejnym rzucie leczenia – następuje nawrót choroby. Rokowania pacjentów z nawrotem ALL są złe, pomimo stosowania leczenia systemowego, jak chemioterapia, radioterapia, terapia celowana czy przeszczep komórek macierzystych – wskaźnik przeżycia w tej grupie chorych jest niski.


Zdjęcia do pobrania i info pras.:
https://we.tl/t-Bjw9WJTG9b
Film:
https://we.tl/t-4VAbrRkcdu
Surówka tv:
https://drive.google.com/open?id=1F09afS7Qh63UsoB9oKtHp8_2oklbDK9x


 
<< Początek < Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 Następna > Ostatnie >>

Strona 4 z 7

Shock Team

Internetowe Konto Pacjenta

Wyniki Laboratoryjne

Portal Pacjenta

Odwołanie wizyty

1.jpg

Sieć kardiologiczna

1.jpg

Dobry Posiłek

logo.jpg

Konsultacje anestezjologiczne

konsultacje.jpg

Wykrywanie wad rozwojowych

UCCR.jpg

Centrum Robotyki

centrum_robotyki.jpg

Badanie opinii pacjentów

nowe.jpg

Studenci materiały szkoleniowe

nowe.jpg

Wolontariusze materiały szkoleniowe

kopia.jpg

Medycyna Nuklearna

 

Unicef

Informacja dla obywateli Ukrainy



USK pomaga Ukrainie



Obraz_422.jpg